Thomasa
Bernharda można kochać lub nienawidzić. Kochać – za bezkompromisową krytykę
społeczną, za genialnie przeprowadzoną wiwisekcję upadku moralnego i
zmieszczanienia, za precyzyjny i
elegancki, choć skomplikowany styl narracji, za oskarżycielską pasję przekutą w
literackie monologi najwyższej próby, wreszcie za zjadliwą ironię intelektualisty.
Nienawidzić (tu zwłaszcza sporo do powiedzenia mają rodacy Bernharda, choć jego
perory można, a nawet trzeba, odczytywać uniwersalnie) – za wywlekanie na forum
publiczne brudów, o których wszyscy woleliby zapomnieć. Jedno jest pewne – obok
twórczości Bernharda nie da się przejść obojętnie.
Wznowienie
„Autobiografii”, cyklu powieści autobiograficznych złożonego z „Przyczyny”,
„Sutereny”, „Oddechu”, ”Chłodu” i „Dziecka”, jest możliwością przyjrzenia się
narodzinom Bernhardowskiej pasji, a jednocześnie kluczem do odpowiedniego
odczytania jego twórczości. W „Autobiografiach” Bernhard wraca do lat swojej
młodości, z bolesną szczerością ukazując, jak państwo opiekuńcze niezauważalnie
staje się państwem opresyjnym, które wymusza na swoich obywatelach zachowania
konformistyczne. Co najważniejsze – w „Autobiografiach” antyspołeczna
frustracja i pogarda Bernharda nie jawią się jako egotyczna poza złośliwca
skłonnego do nieustannych prowokacji (to najczęstszy zarzut pod adresem jego
twórczości), lecz wywiedzione są z osobistych doświadczeń i z prywatnego,
dojmującego bólu. Bezkompromisowość autorskiego osądu została w tym
powieściowym cyklu doprowadzona do maksimum.
Thomas
Bernhard
„Autobiografie”
tłum. Sława Lisiecka
Czarne, Wołowiec 2011
(tekst ukazał się pierwotnie w "Uważam Rze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz