Z niemałego dorobku twórczego Bohumila Hrabala znamy już prawie
wszystko. Pora więc sięgnąć nieco głębiej – do pojedynczych, okolicznościowych,
rozproszonych po rozmaitych czasopismach i antologiach tekstów wielkiego
Czecha. W ten właśnie sposób zbudowana jest „Piękna rupieciarnia”.
Doskonały tytuł. Nie oszukujmy
się bowiem – jest to po trosze rupieciarnia, w której znajdują się teksty z różnych
etapów twórczości Hrabala, nad wyraz różnorodne gatunkowo i tematycznie, na
dodatek niekiedy znane już polskiemu czytelnikowi (niektóre z nich były
wcześniej publikowane w „Gazecie Wyborczej”, „Literaturze na Świecie” i
„Rzeczpospolitej”). Co więcej, wytrawni czytelnicy mogą doznać uczucia déja vu,
albowiem Hrabal obsesyjnie krąży wokół kilku ulubionych tematów, które opisał
już po kilkakroć w innych książkach, nierzadko w bardzo podobny sposób. Ale
właściwie co z tego? Hrabal jest jednym z tych pisarzy, których będzie się
czytało z wypiekami na twarzy, nawet gdy po raz n-ty będą opisywać to samo. „Nawet
jego błędy są doskonałe” – zwykł mówić o Michaelu Jordanie Hrabal. To samo z
kolei można powiedzieć i o autorze „Postrzyżyn” – nawet jego rupiecie są piękne.
Przyjrzyjmy się zatem im nieco bliżej.
„Piękna rupieciarnia” zaczyna
się, jak przystało na Hrabala, w sposób genialny. „To ja już może zacznę, co?”
– pyta swojsko Bohouš i rozpoczyna swoją opowieść stylizowaną na zapis
spotkania autorskiego; opowieść, która, niczym monologi stryja Pepina, rozpięta
jest między poezją a familiarnością i przechodzi swobodnie od jednego wątku do
drugiego, by w końcu zamienić się w wyimaginowany wywiad, będący kapitalnym
komentarzem do własnej twórczości. Ten sam schemat wywiadu został zastosowany w
tytułowej „Pięknej rupieciarni”, z kolei „Odnaleziona ósemka” oraz „Protokół z
sekcji własnych zwłok” mają podobnie autoanalityczny charakter – są to autorskie
komentarze pisarza do własnych tekstów.. „Dandys w drelichu” to jakby epilog
„Czułego barbarzyńcy” – uzupełnienie literackiego portretu Vladimira Boudnika,
postaci tyleż szalonej, co tragicznej. Kolejne teksty są wycieczkami w
przeszłość – do okresu II wojny światowej, do lat 50., spędzonych na praskiej
Libni oraz do trudnego okresu końca lat 60., tuż po zdławieniu Praskiej Wiosny.
Później następuje gwałtowny zwrot i dostajemy jeden z ostatnich tekstów
Hrabala, „Partnerstwo dla Pokoju albo Czekając na Godota”, tekst z okresu
„Listów do Kwiecieńki”, kiedy to na główny plan w esejach autora „Wesel w domu”
wysunęły się komentarze bieżących wydarzeń polityczno-społecznych. Tekst
„Partnerstwa...” jest o tyle ciekawy, że spotkał się w Czechach ze sporą
krytyką, nie tyle zresztą sam tekst, co ilustrujące go zdjęcie – autor ssący
pierś podstarzałej prostytutki (wypada tylko żałować, że wydawca nie zdecydował
się na jego publikację).
„Piękna rupieciarnia” kończy się
tak, jak się zaczyna – genialnie i knajpianie – fantastycznym hymnem ku czci
piwa, piwoszy i knajpy. Dla samej urody i szczerości tego tekstu warto sięgnąć
po tę książkę. A potem pójść na małe pełne i posłuchać opowieści, które tylko
Hrabal mógłby przerobić w wielką literaturę.
Bohumil hrabal
"Piękna rupieciarnia"
tłum. Aleksander
Kaczorowski i Jan Stachowski
Czarne,
Warszawa 2006
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz