„Matki” Teodory Dimowej to
kolejna próba dotarcia do psychiki nieletnich zabójców i odpowiedzenia na pytanie, co popycha ich do
bestialskich morderstw? Konstatacja bułgarskiej autorski jest równie prosta, co
szokująca
To zadziwiające, ale literatura bułgarska jest nam równie
obca co, dajmy na to, literatura malajska. Powieść „Matki” Teodory Dimowej,
jedna z najgłośniejszych bułgarskich pozycji książkowych ostatnich lat, która
zdobyła prestiżową nagrodę Grand Prix dla Literatury Wschodnioeuropejskiej
(pokonując w finale powieści z 10 innych krajów), może tę sytuację diametralnie
zmienić. To książka wstrząsająca, w której emocjonalny chłód sąsiaduje z
rozpaczliwą, niemal zwierzęcą potrzebą miłości i ciepła; lektura, która nie
daje spokoju, sprawia niemal fizyczny ból i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Teodora Dimowa, córka Dymitara Dimowa, klasyka literatury
bułgarskiej, od wielu lat jest w swoim kraju autorką nadzwyczaj popularną, do
tej pory jednak popularność ta nie wychodziła poza wąski krąg fanów
współczesnego teatru. Po okresie wieloletnich triumfów scenicznych, Dimowa
zapragnęła spróbować swoich sił w literaturze sensu stricto. Jednak jej
debiutancka powieść „Emine”, choć sprawnie napisana, nie wzbudziła tak
wielkiego zainteresowania, jakie towarzyszyło jej dziełom dramatycznym. Kiedy
wydawało się, że autorka powróci do świata teatru, w którym czuła się nader
bezpiecznie, Dimowa ogłosiła powieść „Matki”, rozpętując prawdziwą burzę. Na
bułgarskim rynku wydawniczym dawno nie było bowiem powieści tak
bezkompromisowej i celnie diagnozującej podstawowe bolączki współczesnego
bułgarskiego (i nie tylko) społeczeństwa. Do napisania „Matek” zainspirowało
Dimową wydarzenie, które rozegrało się kilka lat temu w szkole w Płowdiwie,
gdzie dwie czternastolatki z zimną krwią zabiły swoją koleżankę. Tragedia,
która wstrząsnęła Bułgarią, nie była – niestety – jednorazowym wybrykiem. Do
podobnych brutalnych morderstw popełnianych przez uczniów dochodzi ostatnio
chyba w każdym miejscu na świecie – w Polsce, Niemczech czy USA.
Niejednokrotnie stają się one kanwą literackich lub filmowych prób
interpretacji tych niepokojących zjawisk. O ile jednak dzieła amerykańskich
filmowców („Słoń” Gusa van Santa i – przede wszystkim – „Zabawy z bronią”
Michaela Moore’a) wpadają w oskarżycielski ton, o tyle Dimowa w swojej powieści
w wirtuozerski sposób próbuje zgłębić psychikę nieletnich morderców, zrozumieć
powody, które nimi rządziły.
Powieść Dimowej skonstruowana jest z chirurgiczną precyzją
– jedność czasu i miejsca, powolne zazębianie się pozornie niezależnych od
siebie wątków, siedem zróżnicowanych stylistycznie rozdziałów, portretujących
każdego z uczniów oskarżonych o morderstwo, krótkie wyimki z niecodziennego
przesłuchania, na koniec – tragiczny finał. Każdy z rozdziałów jest perełką
psychologicznego portretu, a zarazem wstrząsającym obrazem rodzinnego piekła, w
którym zamiast rodzicielskiej miłości, jak upiorna mantra powtarzają się
matczyne słowa: „Po co ja cię mam, po co się urodziłaś?”. Chora sytuacja rodzinna,
bieda, presja środowiska, życiowe niepowodzenia – to wszystko wypala swoje
piętno na dziecięcym charakterze. Dimowa sugeruje też inne źródła wykrzywionej
psychiki – nieprzypadkowo jej bohaterowie są rówieśnikami nowego ustroju, który
wpłynął w znacznym stopniu na rozpad międzyludzkich więzi, atrofię uczuć i
dewaluację norm moralnych. Mimo wszystko jednak sytuacja nie jest tak
jednoznaczna i prosta – nastolatki z „Matek”, pomimo niesprzyjających warunków,
heroicznie walczą o odrobinę zrozumienia i miłości. I właśnie ona ich zgubi.
Miłość stała się dla nich narkotykiem – próba odstawienia go była jak operacja
na otwartym sercu. Andrija, Lija, Dana, Aleksander, Nikoła, Dejan i Kalina tej
operacji nie przeżyli.
Teodora Dimowa
„Matki”
tłum. Hanna Karpińska
PIW, Warszawa 2008
(tekst ukazał się pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz