czwartek, 29 marca 2012

ŻYCIE NA GRANICY - Terézia Mora "Osobliwa materia"


Świat na krawędzi rozpadu i wewnętrznie puści bohaterowie, w których postępowaniu od czasu do czasu odzywa się jeszcze dziecięca naiwność – Terézia Mora w znakomitym stylu odwołuje się do swoich mistrzów, László Krasznahorkaia i Ádáma Bodora

Terézia Mora, niemieckojęzyczna pisarka węgierskiego pochodzenia, autorka wydanej w Polsce rok temu powieści „Każdego dnia”, w debiutanckim zbiorze opowiadań „Osobliwa materia” powraca do miejsc swego dzieciństwa. Przygraniczne tereny południowych Węgier stają się w jej prozie krainą zapomnianą przez Boga, choć sami mieszkańcy widzą to inaczej: „Prawdopodobnie ta okolica została stworzona przez Boga na próbę, tu trzeba jeszcze raz przejść przez najgorsze, zanim w końcu dotrze się tam”. To Węgry B, czyli środkowoeuropejski koniec świata. Miejsce znane chociażby z powieści László Krasznahorkaia – ta sama beznadzieja, ten sam powolny rozpad, deszcz padający przez dziesięć miesięcy w roku, wiatr i wszechobecne błoto. I szaleństwo wdzierające się bezpardonowo w głowy mieszkańców tego piekła na ziemi.
Bohaterowie opowiadań Mory przyzwyczaili się do takiego życia, wszak w ich świecie „szaleństwo to powszechna choroba”, niemal codzienność, podobnie jak ubóstwo, kalectwo, kazirodztwo czy śmierć. Największą życiową umiejętnością pozostaje zatem nieprzekroczenie  cienkiej granicy, za którą czai się to, co najgorsze. „Granica” to słowo-klucz do świata „Osobliwej materii”. Oznacza przede wszystkim przebiegającą tuż obok wioski linię demarkacyjną oddzielającą dwa państwa – to zielona granica, którą stanowią trudne do przebycia bagna i zdradliwe jezioro. To również wspomniana granica między szaleństwem a normalnością (jeśli w takich warunkach można w ogóle o normalności mówić) oraz życiem i śmiercią, która tutaj jest czymś na wskroś banalnym i powszednim, do czego można przywyknąć, ale nie można tego okiełznać. I wreszcie, stanowiąca główny temat zbioru, granica między dzieciństwem a dorosłością.
Mora wybiera bowiem na swoich bohaterów ludzi młodych – już nie dzieci, ale jeszcze nie całkiem dorosłych. To osoby, które nie bez bólu przechodzą ze świata magii i (mimo wszystko) pewnej niewinności do cynicznego i okrutnego świata zewnętrznego. Cały czas szukają rozpaczliwie swego miejsca, mając pod powiekami, niezbyt przystającą do brutalnej rzeczywistości, własną wizję świata. Czują się wyobcowani, niedopasowani i już na samym starcie ponoszą klęskę, ich ucieczki okazują się nieudane, ich życiowe wybory nietrafione, zaś marzenia szybko stają się powodem do kpin. Mimo wszystko jednak dążą na swój prosty, zwierzęcy niemal sposób do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Tęsknią za ciepłem i miłością, choć nie umieją tych wartości ani dostrzec, ani też określić. Zupełnie jak jednooki Kelemen, głupawy chłopak z tytułowego opowiadania, który wszędzie targa ze sobą rower, choć nie umie na nim jeździć. W tym świecie wszyscy zachowują się w podobny sposób – gorączkowo starają się uporządkować swoje życie, ale nie mają doń instrukcji obsługi.
Ten wewnętrznie pęknięty, zepsuty świat Mora opisuje w adekwatny sposób – język tych opowiadań jest rozedrgany, rwany, niespójny. Pozornie prosty niczym dziecięca obserwacja, złożony z krótkich zdań, nierzadko samych równoważników, a zarazem zaskakujący metaforyką, szalony, rozbuchany, galopujący naprzód („Moje myśli są zbyt szybkie, nie nadążam za ich zapisywaniem” – mówi jedna z bohaterek). To właśnie język skupia na sobie uwagę czytelnika, fabuła, nieraz nadzwyczaj pretekstowa i błaha, schodzi na drugi plan. Najważniejszy jest sposób opowiadania – język zawłaszcza sobie pozostałe zmysły, teksty  nasycone są szczegółowymi obserwacjami, zapachami, melodiami, niemal dotykalnymi kształtami i przenikliwym zimnem. Terézia Mora kreuje w ten sposób zaskakujący świat –  pusty, a zarazem aż pęczniejący od doznań, brutalny, a jednocześnie po dziecinnemu magiczny. W tych dziesięciu opowiadaniach nic nie jest oczywiste – powtarzają się miejsca i bohaterowie, mimo to jednak świat pozostaje nieciągły, jakby był zbudowany z nader „osobliwej materii”.

Terézia Mora
„Osobliwa materia”
tłum. Elżbieta Kalinowska
Czarne, Wołowiec 2007

(tekst ukazał się pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz