czwartek, 29 marca 2012

UWAGA! DZIEŁO WYBITNE- Josef Škvorecký "Przypadki inżyniera ludzkich dusz"


„Przypadki inżyniera ludzkich dusz” autorstwa Josefa Škvoreckiego to prawdopodobnie najważniejsza – a z całą pewnością najbardziej obszerna – powieść czeska ubiegłego wieku

Josef Škvorecký pozostaje w cieniu innych czeskich pisarzy – Jaroslava Haszka, Bohumila Hrabala czy Milana Kundery. Całkowicie niezasłużenie. Kto wie, czy ten skromny autor nie jest wręcz najwybitniejszym czeskim pisarzem XX wieku. Olbrzymi rozgłos zdobył już jego powieściowy debiut – wydana w 1958 roku powieść  „Tchórze”, ukazująca lata okupacji poprzez doświadczenia małomiasteczkowej młodzieży zainteresowanej przede wszystkim jazzem i seksem, została wycofana z księgarń na osobisty rozkaz ówczesnego szefa partii Antonína Novotnego. W latach sześćdziesiątych Škvorecký zdążył opublikować jeszcze kilka powieści, zaś po 1968 roku wyemigrował do Kanady, gdzie wraz z żoną założył najsłynniejsze czeskie wydawnictwo emigracyjne Sixty Eight Publishers. Przez czechosłowackie władze został za to pozbawiony obywatelstwa. W Kanadzie, gdzie osiemdziesięciosześcioletni obecnie pisarz mieszka do dziś – ukazały się dwa jego najważniejsze dzieła, czyli „Batalion czołgów” i opublikowane wreszcie w polskim przekładzie „Przypadki inżyniera ludzkich dusz”.
Narratorem tej opasłej powieści jest Danny Smirzicki, alter ego autora, który występował już i w „Tchórzach”, i w „Batalionie czołgów”. Ten 50-letni czeski emigrant, wykładowca literatury angielskiej na kanadyjskim uniwersytecie, wspomina całe swoje dotychczasowe życie. Punktem wyjścia dla jego rozważań są analizowane ze studentami arcydzieła anglojęzycznych pisarzy, które w brawurowej interpretacji Smirzickiego antycypują rzeczywistość systemów totalitarnych. Danny, który na własnej skórze doświadczył okropieństw hitleryzmu i stalinizmu, bez powodzenia usiłuje przekazać swoją wiedzę zblazowanym studentom ubarwiając wykłady przykładami z własnego życia. Fabuła wydaje się więc prosta, jednak sama lektura powieści jest nie lada wyzwaniem. Przede wszystkim z powodu formy – „Przypadki...” stanowią rodzaj monologu wewnętrznego, w którym kolejne epizody następują po sobie bez dbałości o chronologię i związki przyczonowo-skutkowe. Taki sposób prowadzenia narracji Škvorecký nazywa – za Conradem – sztuką umiarkowanego chaosu, który na wyższy poziom wznosi ponadto użycie wielu dialektów (szczególnie zabawnie wypadają wypowiedzi zamerykanizowanych Czechów). Z tego zamętu udało się Škvoreckiemu stworzyć układankę o idealnie dopasowanych elementach, której tematem jest pół wieku z życia zwykłego obywatela pewnego małego europejskiego kraju.
Jeżeli ktoś chciałby wybrać z całej XX-wiecznej literackiej spuścizny Czech tylko jedną książkę, która w najbardziej wszechstronny sposób oddawałaby specyfikę współczesnych dziejów tego narodu, z ręką na sercu można mu polecić „Przypadki inżyniera dusz ludzkich”. W tej ponad ośmiusetstronicowej powieści jest to, co u Czechów najlepsze – intelektualizm Kundery, rubaszność Haszka, szaleńczy liryzm Pavla i poetycki komizm Hrabala. Jest tu cała ubiegłowieczna historia Czech – od niemieckiej okupacji, przez Praską Wiosnę i obrazki z życia emigrantów, aż po siermieżną rzeczywistość Tuzeksów (czeski odpowiednik Peweksu). W tej powieści jest wszystko. Sam autor zaakcentował tę totalność powieści, nadając jej odpowiedni podtytuł: „Entertainment ze starymi tematami życia, kobiet, losu, marzeń, klasy robotniczej, tajniaków, miłości i śmierci”.

Josef Škvorecký
„Przypadki inżyniera ludzkich dusz”
tłum. Andrzej S. Jagodziński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz