Świnki morskie jako metafora
zniewolenia? Czemu nie? U Czechów wszystko jest możliwe. Zwłaszcza u tak
genialnego Czecha, jakim jest Ludvík Vaculík
Pora na Vaculíka
Ludvík Vaculík jest największym – obok Hrabala, Kundery i
Škvoreckiego – pisarzem czeskim
XX wieku. Proszę nie przecierać oczu ze zdumienia! Taki pisarz rzeczywiście
istnieje i w istocie zalicza się go do panteonu najważniejszych współczesnych
czeskich autorów. W Polsce jest praktycznie nieznany z dwóch powodów –
literacki język Vaculíka,
anektujący wszelkie odmiany czeszczyzny, jest niezwykle trudny do
przetłumaczenia; poza tym jego powieści, przybierające zazwyczaj formę
autobiograficznego dziennika lub reportażu, są tak przesycone odwołaniami do
czeskiego życia politycznego i kulturalnego, że ich lektura może sprawiać
trudność nawet rodowitym Czechom. Vaculík wydał kilka świetnych powieści, znany jest też dzięki swoim
wystąpieniom o charakterze politycznym. Z przekonania komunista, Vaculík zraził się do jego socjalistycznej wersji
– dał temu wyraz w odważnym wystąpieniu wygłoszonym podczas IV Zjazdu Związku
Pisarzy Czechosłowackich w 1967 roku, czego efektem było wydalenie go ze
Związku oraz oskarżenie o znieważenie państwa. W odpowiedzi pisarz stworzył
manifest „Dwa tysiące słów”, który, podpisany przez 120 tysięcy sygnatariuszy,
stał się jednym z najważniejszych dokumentów epoki Praskiej Wiosny. Uważa się
go wręcz z jeden z powodów przesądzających o dokonaniu inwazji wojsk Układu
Warszawskiego na Czechosłowację. Vaculík stał się głównym czeskim kontrrewolucjonistą, człowiekiem-symbolem. Jiři Lederer pisał o nim: „Ten człowiek jest
specyficznym zjawiskiem czeskiego życia lat 60-tych i 70-tych. Swoją
egzystencją, swoją działalnością, podobnie jak swoim pisarstwem tworzy nową filozofię,
albo może lepiej – styl czeskiego życia”. Pisarstwo Vaculíka wzbudzało równie silny odzew jak jego
działalność polityczna, a literacka strona jego powieści była wręcz wzorowa. „Czego
tylko dotknie, obok czego przejdzie – wszystko to zmienia się w literaturę. On
nawet do Ministra Spraw Wewnętrznych napisze tak pięknie, że powinno to iść od
razu na Strachov” – tak skwitował jego twórczość Pavel Kohout. Na Strachovie
(praska dzielnica, w której mieści się Muzeum Literatury) Ludvík Vaculík miejsce ma zapewnione. Czas na uznanie w Polsce – właśnie ukazał się
przekład jego najgłośniejszej powieści „Świnki morskie”, uniwersalnej i
hiperbolicznej historii o mechanizmach politycznego zniewolenia.
Z życia Cavia porcellus
„Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie prosię” – to polskie przysłowie
prawdopodobnie nie ma odpowiednika w języku czeskim. Gdyby było inaczej, Vaszek
– pewien skromny urzędnik pracujący w praskim Banku Narodowym, bohater
najgłośniejszej powieści Ludvíka
Vaculíka – z pewnością nie
uszczęśliwiałby dwójki swoich synów (a przy okazji – jeśli nie przede wszystkim
– siebie) parką świnek morskich. Co prawda świnka morska to nie to samo co
prosię i zdawać by się mogło, że tak małe zwierzątko nie powinno zbytnio
absorbować uwagi, jednak pozory mylą. Vaszek nie podejrzewał nawet, że
świąteczny prezent kupiony za namową kolegi z pracy nie tylko mocno
zdezorganizuje życie rodzinne, ale również doprowadzi do katastrofalnych
skutków. To świetny punkt wyjściowy dla czegoś w rodzaju familijnej komedii,
pierwsze zdanie powieści („W Pradze mieszka ponad milion osób, których nie
chciałbym tutaj wymieniać”) potwierdza nawet nasze przewidywania co do nieco
absurdalnego, podlanego dodatkowo sosem osławionego czeskiego humoru,
charakteru całości. Co więcej – początkowe rozdziały stylizowane są na powieść
dla dzieci. Jednak zdrobnienia, językowe potknięcia i cały ten
pobłażliwo-objaśniający ton narracji przypominający czytanki o zwierzętach
zamieszczone w elementarzu mają na celu uśpienie uwagi czytelnika. Tym większy
efekt przynosi późniejsze przesunięcie ciężaru powieści w rejony tajemniczej
grozy, która wypełza spod banalnej codzienności. „W żadnym innym utworze literatura
czeska nie zbliżyła się do twórczości Franza Kafki tak bardzo jak w
>>Świnkach morskich<<” – w wypowiedzi czeskiego pisarza i krytyka
Milana Exnera nie ma krzty przesady. Oto na naszych oczach zahukany urzędnik
przechodzi wewnętrzną przemianę – obserwacja zwyczajów niewielkich gryzoni daje
mu bowiem do ręki niebezpieczne narzędzie, którym jest władza. Całe życie
upokarzany przez system, zepchnięty do roli mało ważnego trybiku w ogromnej
machinie, odgrywa się na niewinnych stworzeniach. Pod płaszczykiem zdobywania
wiedzy poddaje je coraz wymyślniejszym torturom, widząc w rozpaczliwych
wysiłkach świnek swoje miejsce w społeczeństwie: „Nie widział w niej żadnej
paniki czy beznadziei, tylko pracę. Żadną pracą nie mogłaby jednak zmienić
swojego losu”. Być może hasło „Arbeit macht frei” jest w tym miejscu zbyt
daleko idącym porównaniem, nie ulega jednak wątpliwości, że Vaszek w jednej
chwili zrozumiał, że słowo „reżim”, nad którym dotychczas się nie zastanawiał,
dotyczy go w największym stopniu. Zrozumiał również, że w jego banku dzieją się
rzeczy, które mogą zachwiać ekonomią państwa, lub – kto wie? – doprowadzić
nawet do tajemniczego „lombardowania Republiki”. Dalsze próby wniknięcia w
zawiłe schematy rządzące rzeczywistością skończą się dla Vaszka tragicznie. „I
to wszystko, dokąd zmierzałem, taki okropny koniec? Boże, podwórko byłoby
lepsze!” – czy takie zakończenie niczego nam nie przypomina?
Podwójny epilog
„Świnki morskie” miały ukazać się – zgodnie z zawartą
umową – w roku 1970 w największym czechosłowackim wydawnictwie Československý
spisovatel, jednak z powodu „zmiany kulturalno-politycznych kierunków
działalności wydawniczej” umowa została zerwana, a Vaculík znalazł się (w
doborowym zresztą towarzystwie) na tzw. czarnej liście pisarzy pozbawionych
możliwości oficjalnego publikowania. Pisarz nie dał jednak za wygraną i wydaną
własnym sumptem powieść rozprowadził w niewielkim nakładzie wśród najbliższych
znajomych – tak narodził się pomysł samizdatowego „wydawnictwa” edice Petlice
(czyli kłódka, skobel – w opozycji do oficjalnej serii wydawniczej Klič, czyli
klucz). Działające przez piętnaście lat samizdatowe wydawnictwo Vaculíka
odegrało olbrzymia rolę w historii czechosłowackiej literatury – to właśnie
tutaj ukazały się objęte wydawniczym zakazem najważniejsze książki tamtych
czasów, wśród nich utwory Bohumila Hrabala, Jaroslava Seiferta, Jirziego Grušy
czy Ivana Klímy.
Polskie tłumaczenie „Świnek morskich” ukazuje się niemal
czterdzieści lat od powstania powieści i swoją formą nawiązuje w pewnym sensie
do samizdatowej edycji oryginału. Choć drugi obieg już na szczęście nie
istnieje, powieść Vaculíka ukazuje się niejako w literackim podziemiu – jako
numer specjalny miesięcznika literackiego „Pan Slawista” nieosiągalnego w
zwykłej dystrybucji (książkę można zamówić pod adresem www.pan-slawista.pl). Chwała wydawcy,
który jest zarazem tłumaczem powieści, za tę spóźnioną prezentację jednego z
najważniejszych współczesnych pisarzy czeskich, trochę jednak szkoda, że
„Świnki morskie” nie trafią na księgarskie półki. Vaculík na to zasłużył.
Ludvík
Vaculík
"Świnki morskie"
tłum. Mirosław Śmigielski
Pan
Slawista, Poznań 2008
(tekst ukazał się pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz