„Komórka”, zbiór opowiadań niemieckiego pisarza Ingo Schulzego, to
książka o odkrywaniu niecodzienności w najzwyklejszych sytuacjach życiowych
Opowiadania Ingo Schulzego z tomu
„Komórka” dalekie są od niezwykłości. Dość powiedzieć, że w jednym z nich
wydarzeniem „w stylu Hitchcocka” bohater określa późnojesienną inwazję komarów.
W tekstach niemieckiego pisarza, zanurzonych we współczesnej codzienności na
pozór nie dzieje się nic osobliwego – ot, autor opisuje dość nudną,
ustabilizowaną mieszczańską egzystencję. Pewien adwokat dostaje awans, rodzina
wyjeżdża grillować na podmiejską działkę, nieuczciwy deweloper próbuje oszukać
młodą parę marzącą o własnym mieszkaniu. Wszędzie wokół toczy się zwyczajne
życie – ktoś odwiedza fryzjera, trwają sąsiedzkie zatargi, Anglia gra z
Ekwadorem w drugiej rundzie piłkarskich mistrzostw świata, w Berlinie jest
tłoczno od kibiców. Trudno byłoby się tutaj spodziewać wartych opisania
rozdzierających dramatów. A jednak istnieją, a dzięki literackiej maestrii
Schulzego ich pozorna nieoczywistość i nieuchwytność czyni z nich konflikty na
miarę antycznych tragedii. Schulze jest mistrzem w obserwowaniu, jak z niczego
rodzi się problem, który kładzie się cieniem na dotychczasowym szczęściu.
Wystarczy drobny gest, odebrany nie w porę telefon, o jedno słowo za dużo
podczas rozmowy i z trudem budowane relacje sypią się nagle jak domek z kart. W
jednej chwili zaufanie i miłość zostają zastąpione przez chłód, a bohater,
który jeszcze przed momentem oddałby wszystko za najbliższą mu osobę, mówi
zrezygnowany: „Wydaje mi się, że w takich chwilach oboje jesteśmy sobą tak
rozczarowani, że się nienawidzimy”.
Schulze daleki jest jednak od
pesymizmu, wręcz przeciwnie – jest raczej piewcą małych radości, który –
zupełnie jak japońscy poeci haiku – szuka błysku urzeczenia życiem w
drobiazgach. W opowiadaniu o znamiennym tytule „Żadnej literatury albo epifania
w niedzielny wieczór” całe piękno świata zawarte jest w oblepionej mrówkami
skórce pomarańczy, którą malutka córka bohatera znajduje podczas rodzinnego
pobytu na działce. Takie rzeczy mogą przydarzyć się i tobie – sugeruje Schulze,
zachęcając niejako czytelnika do czujniejszego przyglądania się rzeczywistości.
A ona potrafi się odwdzięczyć z nawiązką. Nie trzeba wyjeżdżać na stypendium do
Nowego Jorku, odczyt w Kairze czy zjazd pisarzy w Estonii. Choć w tamtejszych
lasach można spotkać niedźwiedzia uciekającego przed myśliwymi na rowerze. I
nieważne ile w tej historii jest autobiograficznej relacji, a ile fikcji –
Schulze potrafi tak konstruować opowiadania, że wierzy mu się bezgranicznie i
chce się go czytać.
Ingo Schulze
„Komórka”
tłum. Ryszard Wojnarowski
W.A.B., Warszawa 2009
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń