Dzięki nieocenionemu, w kwestii przyswajania polskim czytelnikom
twórczości Bohumila Hrabala, wydawnictwu Świat Literacki, możemy wreszcie
poznać „Listy do Kwiecieńki” w całości. Ukazały się właśnie dwa środkowe tomy
tego niecodziennego pięcioksięgu – „Różowy kawaler” i „Aurora na mieliźnie”.
Chaos i paradoks. Te dwa słowa
oddają najlepiej edytorski nieporządek towarzyszący twórczości
Bohumila Hrabala. Powodów takiej sytuacji jest kilka – późny debiut autora
„Postrzyżyn” (wczesne teksty ukazywały się z kilkunastoletnim opóźnieniem,
równolegle z bieżąco powstającymi dziełami), wydawanie kilku wersji tych samych
książek, łączenie fragmentów różnych tekstów ze sobą, autocenzura, cenzura „właściwa”,
wymuszająca wypuszczanie na rynek złagodzonych wersji utworów, wreszcie edycje
samizdatowe i emigracyjne. Ten przyrodzony Hrabalowi nieporządek przeniósł się
również na polskie edycje jego książek, czego dobitnym przykładem są „Listy do
Kwiecieńki”. Ich pierwszy tom, „Listopadowy huragan” ukazał się w 1991 roku...
jako „Zaczarowany flet”. Drugi tom, „Podziemne rzeczki”, ukazał się trzy lata
później. Oczywiście pod zmienionym tytułem – „Nic, tylko strach”. Dopiero w
2002 roku oba tomy, poprawione i w pełnym kształcie, ukazują się nakładem
Czytelnika pod wspólnym tytułem „Listy do Kwiecieńki”. Następnie do akcji
wchodzi Świat Lieracki, wydając na dobry początek... piąty, ostatni tom
„Listów”, czyli „Dobranocki dla Cassiusa” (mający, co prawda, innego adresata,
lecz zwyczajowo zaliczany do „kwiecieńkowego” pięcioksięgu). Wydane ostatnio
dwa brakujące tomy – „Różowy kawaler” (tom trzeci) i „Aurora na mieliźnie” (tom
czwarty) – zamykają całość ostatniego dzieła Hrabala.
„Listy do Kwiecieńki” powstały na
początku lat dziewięćdziesiątych, pół dekady po ostatnim, „właściwym” dziele
Hrabala, jakim była autobiograficzna trylogia „Wesela w domu”. Aby zrozumieć,
co spowodowało, że po najdłuższej w twórczości pisarza przerwie w pisaniu
następne książki powstają z nadzwyczajną prędkością (pięć tomów w przeciągu
czterech lat), trzeba prześledzić pokrótce twórczą i prywatną historię autora
„Pociągów pod specjalnym nadzorem”. Hrabal był twórcą niezwykle płodnym – w
1962 roku, po kilkunastoletnim okresie pracy fizycznej, podjął wolny zawód
pisarza i z zapałem poświęcił się literaturze: do końca lat sześćdziesiątych
ukazało się 21 (!) książek sygnowanych jego nazwiskiem. Na przełomie lat sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych, po reperkusjach związanych ze zdławieniem „Praskiej wiosny”,
Hrabal traci możliwość oficjalnego publikowania swoich książek i staje się
„pisarzem w likwidacji”. Nie przeszkadza mu to jednak w wytężonej pracy
twórczej. W tym bowiem czasie pisarz odkrywa na nowo świat swojego dzieciństwa
i młodości – powstają wtedy „Postrzyżyny” i „Taka piękna żałoba”. W kolejnych
książkach odsłania kolejne kulisy własnej biografii – w „Zbyt głośnej
samotności” i, przede wszystkim, w „Weselach w domu”. Gdy Hrabal kończy swoje
opus magnum jest połowa lat osiemdziesiątych i zaczyna się najtrudniejszy okres
w jego życiu. Autor, który w książkach bezustannie
odwoływał się do swojej przeszłości, musiał definitywnie rozstać się ze światem
wspomnień. W maju 1987 roku umiera jego brat Slavek, trzy miesiące później, po
ciężkiej chorobie, odchodzi jego ukochana żona. Wiosną 1988 roku, w związku z
budową metra, zostaje rozebrany dom pod numerem Na Grobli 24, gdzie Hrabal
przeżył dwadzieścia lat, chyba najszczęśliwsze w swoim życiu. „Czarną serię”
kończy w listopadzie tego samego roku śmierć jednego z najbliższych przyjaciół
pisarza, Karela Maryski. Hrabal traci klucze do swojej przeszłości. Na domiar
złego w tym czasie ostatnia część trylogii „Wesela w domu”, w której pisarz
opisał interwencję wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, oraz początki
"normalizacji", ukazała się w kilku wydawnictwach emigracyjnych, co
zamknęło przed autorem drzwi oficjalnych wydawnictw państwowych i dało pretekst
do kolejnych inwigilacji przez tajne służby. Hrabal, zastraszony i schorowany, osamotniony,
opuszczony przez rodzinę, przyjaciół i czytelników stał się zgorzkniały i
niedostępny. Przestał pisać.
Aż do
stycznia 1989 roku, kiedy to rozbicie studenckiej demonstracji zorganizowanej w
dwudziestolecie samospalenia Jana Palacha oraz wydarzenia poprzedzające
aksamitną rewolucję wywołały w Hrabalu narastającą lawinę literackich
komentarzy do rzeczywistości. Na swój ulubiony sposób starał się znaleźć i
opisać własne miejsce w zmieniającym się otoczeniu, w nowym porządku społeczno-politycznym.
Wydarzenia 1989 roku były impulsem, katalizatorem dla nowej fali twórczości
pisarza, który szybko odkrył odpowiednią, całkiem nową formę opisywania
codzienności. Formą tą było coś pośredniego pomiędzy esejem, dziennikiem, a
quasidokumentalną publicystyką. A wszystko to ujęte w epistolograficzną ramę –
Hrabal zaczął bowiem pisać listy adresowane do amerykańskiej slawistki April Gifford. Kwiecieńka stała się dla
Hrabala symbolem młodości, do której (na zasadach kontrapunktu dla własnego
zniedołężnienia) nawiązywał w swoich tekstach, ucieleśnieniem „nowego”, które
wraz z upadkiem bloku wschodniego wkraczało do postkomunistycznej
rzeczywistości, była uosobieniem nadziei, świeżego spojrzenia i miłości. Właśnie fakt znalezienia konkretnego odbiorcy
dla swoich przemyśleń był siłą napędową dla osamotnionego pisarza, który w ten
sposób na nowo zaczął komunikować się z czytelnikami.
Kim jednak jest osławiona Kwiecieńka? Studentką
bohemistyki na kalifornijskim uniwersytecie Stanford, która pewnego wieczora
pojawiła się z nieodłącznym niebieskim plecaczkiem „Pod Złotym Tygrysem”,
proponując Hrabalowi literackie tournée po Stanach Zadowolonych. Właśnie ten
językowy lapsus oraz urocza prostolinijność młodej Amerykanki ujęła stałych
bywalców knajpy, a przede wszystkim pisarza, który w „Różowym kawalerze” tak
wspomina dzieje ich przyjaźni i korespondencji: Miss April, los pani i mój jest związany ze „Złotym
Tygrysem”, tutaj na siebie wpadliśmy, to jest ta moja love story, nigdy nie
odpowiedziałem pani na list, chociaż pisałem do pani tak często, wybrałem
bowiem list jako formę literacką, a więc listy do Kwiecieńki, czyli do pani,
wysyłałem na adres czytelników wydawnictwa „Pražská imaginace”, w gazetach
wysyłałem intymny komunikat o moim stosunku zarówno do pani, jak i do
wszystkiego, co się stało in rebus
politicis w kraju, gdzie mieszkam i gdzie
pani studiowała przez pewien czas bohemistykę. Owa, momentami bardzo
intymna, love story, swoją bezpośredniością
i żarliwością przysporzyła zresztą miss April kłopotów osobistych. Trzeba bowiem
pamiętać, że Hrabal hołduje, przejętej od Goethego, stylistyce Dichtung und
Wahrheit i nawet w tak bezpośrednich i, zdawałoby się, prawdziwych tekstach
znajduje się duża dawka literackiej mistyfikacji. Václav Kadlec, wydawca
„Listów”, postulował nawet umieszczenie na wstępie każdego tomu następującej
notki: Nazwiska i zdarzenia w tej
książce są odbiciem rzeczywistości w umyśle autora, wyrażonym imaginacyjnym
strumieniem mowy autora. Jako takie mają stosunek do rzeczywistości prawnie
irrelewantny. Nie może zresztą być inaczej, skoro już sama
epistolograficzna formuła jest tylko literackim zabiegiem; co prawda Kwiecieńka
pisywała do Hrabala listy (rękopis jednego z nich został zreprodukowany w
polskim wydaniu „Różowego kawalera”), lecz jej osoba była fikcyjnym adresatem,
a forma listu zręcznym autorskim wybiegiem. Jest to przede wszystkim
literatura, i to literatura wysokich lotów, za pomocą której Hrabal powrócił do
swoich czytelników. Ci jednak nie byli usatysfakcjonowani, zresztą
zainteresowanie autorem „Zbyt głośnej samotności” znacznie spadło od lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – niewielkie w sumie nakłady „Listów”
zalegały na księgarskich półkach.
Powodów
takiego stanu rzeczy jest kilka, chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden, moim
zdaniem podstawowy – Hrabal z „Listów do Kwiecieńki” to już nie ten sam Hrabal
znany z „Lekcji tańca dla starszych i zaawansowanych” czy choćby „Postrzyżyn”.
Nie ma tu sławnego „bawidulstwa”, subtelnego humoru i nostalgicznego ciepła,
jest tragizm osamotnienia, zapomnienia, zepchnięcia na margines, jest
cierpienie związane ze starością, przeczucie zbliżającej się śmierci,
nieodparty smutek. Z uwagi na konfesyjny ton wypowiedzi i refleksyjno-elegijny
klimat tekstów, „Listy do Kwiecieńki” uważane są za testament autora. Do tego
wszystkiego dochodzi jeszcze charakterystyczny styl, w którym ogromna erudycja
miesza się czasem z dotkliwą dosadnością, a momenty liryczne z uszczypliwą
ironią. Również strona techniczna tych tomów jest specyficzna – szybkość
pisania poszczególnych tekstów (te eseje, co je teraz piszę, odwalam raptem w
dwie godzinki!) znalazła odbicie w
użyciu potocznego języka knajpianej rozmowy, w wielokropkowej
interpunkcji, w rwanym rytmie zdań, zarzucaniu wątków. A wszystko to nie czyni
lektury „Listów” zadaniem łatwym.
Warto jednak podjąć trud lektury,
ponieważ Hrabal w „Różowym kawalerze” i „Aurorze na mieliźnie” ukazuje
czytelnikom swoje wnętrze, spowiada się ze swoich trosk i dzieli się chwilami
szczęścia. Teksty te są zarazem doskonałym autokomentarzem do własnej
twórczości i stanowią najpełniejszy wyraz życiowego i
artystycznego credo pisarza. Przede wszystkim jednak są zapisem codziennego
życia artysty w podeszłym wieku, życia naznaczonego nudą i samotnością. Hrabal
mieszkał sam w peryferyjnym blokowisku, w mieszkaniu, którego
nienawidził, z którego każdego ranka jeździł autobusem czterdzieści kilometrów,
by nakarmić koty w Kersku, zaś wieczorem wracał do Pragi, do gospody „Pod
Złotym Tygrysem”, gdzie ożywał dopiero po piątym, szóstym piwie. Późnym wieczorem
wracał do domu i zaczynał swój rytuał od nowa. Właśnie te dwa miejsca – Kersko
i knajpa – były świątyniami, do których pielgrzymował pod koniec swoich dni.
Opisom miłości do kotów poświęca chyba najwięcej miejsca, nazywa je swoimi
dziećmi, uważa, że opieka nad nimi jest jedynym zajęciem, które trzyma go przy
życiu. W gospodzie natomiast szukał ludzkiej bliskości w grupie stałych
bywalców stolika „pod porożem”, wśród nielicznych przyjaciół mógł czuć się tak,
jak dawniej: duszą towarzystwa, opowiadaczem historii, spadkobiercą stryja
Pepina, „dzwonkowym waletem”. Knajpiane spotkania są okazją do portretowania
przyjaciół (Tomaš Mazal, Václav Kadlec, Jiři Kolař) i wspominania nieobecnych
już bliskich (żona Eliška, brat Slavek, Vládimir Boudnik). Te chwile nostalgii
zakłócane są raz po raz ingerencją namolnych dziennikarzy. lub zwykłych
admiratorów jego twórczości – wtedy Hrabal wpada w szał, staje się opryskliwy i
kłótliwy, czego nie może sobie później wybaczyć i zadręcza się wyrzutami
sumienia, dlatego też traktuje opisywanie tych sytuacji jako swoiste
zadośćuczynienie, literacką pokutę.
Obydwa
tomy charakteryzują się również podejmowaniem pary prastarych motywów,
odwiecznego dualizmu: nowe-stare, początkowe-końcowe. Początkiem jest tutaj nowa
sytuacja polityczna kraju. Pisarz, który do tej pory wspominał o polityce
mimochodem, teraz mówi o niej wprost, nierzadko nie przebierając w środkach,
gdy pisze o zawiedzeniu się postawą Havla, który z prezydenta-artysty stał się
prezydentem-politykiem, lub gdy opisuje swój stosunek do pomysłu rozdzielenia
Czech i Słowacji. Innym razem polityczne fascynacje wyraża stonowanym tonem, na
marginesie, rzucając w post scriptum zwięzłe: Jurek Bush wygrał!, Gorbaczow
usunięty!, W Jugosławii prawie wojna.
Drugim ważnym tematem, przeciwstawieniem nowego początku, jest opis starości,
zniedołężnienia, a nawet przygotowań do śmierci. Szpital na Bulovce (gdzie Hrabal
3 lutego 1997 roku wypadł z okna) pojawia się na kartach „Listów” nader często
– nic dziwnego, skoro z każdym kolejnym rokiem pisarz przebywa tam częściej niż
w domu. To właśnie tutaj przypomina sobie literackie opisy starości i choroby
oraz rozmyśla o samobójczym skoku z piątego piętra...
Istotnym
dopełnieniem „Różowego kawalera” jest tekst o muzyce cygańskiej (wykorzystany
jako notka na płycie Vlastimila Třešňáka) oraz pięć fragmentów wywiadów.
Pierwsze trzy dotyczą wizyty pisarza w Stanach Zjednoczonych. Hrabal,
odpowiadając na pytania studentów, mówi o wpływie Haška na jego dzieło,
opowiada o początkach swojej twórczości, o współpracy z Menzlem, przede
wszystkim jednak opisuje swój zachwyt Stanami, nawiązując do słów Dylana
Thomasa: „kto nie kocha Ameryki, nienawidzi ludzkości”. Autor „Postrzyżyn”
wspomina też spotkania z Susan Sontag i Czesławem Miłoszem, z którym
wprowadzili do teorii kultury pojęcie „ostmodernizmu”. Kolejny wywiad dotyczy
pobytu Hrabala w Anglii i poszukiwania w Oksfordzie śladów Eliota, zaś ostatnia
wypowiedź jest autokomentarzem do „Listów do Kwiecieńki”. Z kolei ważnym
dodatkiem do „Aurory na mieliźnie” jest „Fuga naiwna”, zmontowane przez Hrabala
z rękopisów niejakiego Františka Kořínka arcydzieło bezpretensjonalnej groteski
sądowej, gawędziarski popis godny samego stryja Pepina.
„Różowy
kawaler” i „Aurora na mieliźnie” są rodzajem wyśrubowanej literacko eseistyki,
której tematyka oscyluje między transcendencją a aktualnością, między
prywatnymi wyznaniami, a komentarzem na temat współczesności, między
publicystyką a osobistą mitologią. Dla miłośników Hrabala rzecz obowiązkowa,
dla pozostałych – zalecana.
Bohumil Hrabal, „Różowy kawaler”, przeł. Katarzyna Kępka, Izabelin 2005
Bohumil Hrabal, „Aurora na mieliźnie”, przeł. Maciej Falski, Izabelin
2006
(tekst ukazał się pierwotnie w "Arte")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz