Nieoczywista, pełna emocjonalnego chłodu powieść Thomasa
Glavinicia to metafizyczna rozprawka o samotności ubrana w kostium fantastyki
Współcześni artyści austriaccy
nie lubią ludzi. Więcej nawet – nie lubią świata. Przede wszystkim jednak nie
lubią własnego kraju. A przecież ledwie 100 lat temu z okładem Wiedeń był
stolicą beztroski, radosnego blichtru i zanurzania się w radości życia.
Przechadzki po Praterze, tort Sachera, filharmonicy wiedeńscy, „Nad pięknym,
modrym Dunajem”. Żyć, nie umierać. A potem wszystko nagle się skończyło –
upadek cesarstwa, anschluss Austrii, wojna i powolne odbudowywanie normalności.
Dawnej świetności nie udało się wszak Austriakom odzyskać nigdy. Obecnie jest
tam dostatnio, schludnie, mieszczańsko. Nudno. Jak w wielu krajach zachodniej
Europy. Dlaczego więc właśnie austriackim artystom ta nuda aż tak zalazła za
skórę? Garść przykładów. Dzieła Thomasa Bernharda, krytykujące
„katolicko-narodowo-socjalistyczne” oblicze Austrii. Demaskatorska
skandalistka Elfriede Jelinek (jak na ironię – jedyna przedstawicielka
austriackiej literatury w gronie noblistów). Film? Michael Haneke i Ulrich
Seidl, krytycy sytego mieszczaństwa, pod maską którego czai się zło. O
akcjonistach wiedeńskich nawet nie wspomnę.
Thomas Glavinic, nadzieja nowej
austriackiej prozy, w wydanej właśnie po polsku powieści „Za sprawą nocy”
przedstawia własną teorię na temat kompleksu Austriaków. To „przerasowienie”,
termin zaczerpnięty z kynologii, tłumaczący dlaczego małe psy rzucają się bezmyślnie
na osobniki dwa-trzy razy od nich większe. Otóż ich psychika nie zarejestrowała
faktu, że po kilku stuleciach mieszania ras nie mierzą już 90 centymetrów, a
zaledwie 30. Być może Austriacy również nie zauważyli, że ich świat się
zmienił? Jonasz, 35-letni dekorator wnętrz z Wiednia, bohater powieści
Glavinicia, nie może nie dostrzec istotnej zmiany, która zaszła na świecie nocą
4 lipca 2006 roku. Tejże nocy z powierzchni Ziemi zniknęli wszyscy ludzie
oprócz niego. Skąd my to znamy? Choćby z powieści innego (jakże by inaczej!)
Austriaka, niesłusznie niedocenionego w Polsce Herberta Rosendorfera, którego
nazwisko Glavinic przywołuje nawet w tekście. O ile jednak Rosendorfer w swoim
„Wielkim solo Antona L.” w tajemniczej katastrofie upatrywał pretekstu do cokolwiek
satyrycznego rozwoju fabuły, o tyle Glavinic jest śmiertelnie poważny.
Jonasz przypomina swojego
biblijnego imiennika, który odstąpił od powierzonego mu zadania i za karę
znalazł się w brzuchu wieloryba. Kara rzucona w nocy na powieściowego Jonasza
jest nieporównywalnie większa – to absolutna, kosmiczna wręcz samotność. Co
jednak ją spowodowało, czemu lub komu Jonasz się przeciwstawił, jaki związek z
tym wszystkim mają jego nocne koszmary? Powieść Glavinicia, choć pełna
literackich odniesień, przypomina raczej współczesny film. Po trosze jest
horrorem w rodzaju „Kręgu”, po trosze studium wyobcowania i upadlająca bohatera
psychodramą a’la „Tajemnica Aleksandry” (ponadto w obu tych filmach, jak
również w powieści Glavinicia, istotną rolę odgrywają kasety video), po trosze
thrillerem na wzór fincherowskiej „Gry”. Przede wszystkim jednak przypomina
filmy Davida Lyncha – niepokojące, tajemnicze, nieoczywiste. Glavinic niczego
nie wyjaśnia, potęguje za to grozę i poczucie wyobcowania oraz mnoży zagadki. Nie
dowiemy się, dlaczego Jonasz został wplątany w tę historię, nie dowiemy się,
czy jego przechadzki po opustoszałym Wiedniu przyniosą jakiś skutek. I co z tym
wszystkim wspólnego ma Austria? Coś ma z pewnością. „Kiedy się porównało
Austrię sprzed kilku jeszcze tygodni z tą sprzed stu lat, nie można już było
utrzymywać, że nie ma żadnej różnicy” – pisze Glavinic, a czytelnik czuje
wyraźnie, że może Jonasz nie jest aż tak niewinny na jakiego wygląda.
Thomas Glavinic
„Za sprawą nocy”
tłum. Alicja i Jacek St. Burasowie
PIW, Warszawa 2008
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz