Wiktor Pielewin w najwyższej formie! Za pomocą nieodparcie śmiesznej
historii o wampirach rządzących światem rosyjski pisarz wstrząsa pewnością
naszej egzystencji
Z Wiktorem Pielewinem sprawa jest
prosta – albo się jego pisarstwo kocha, albo się je nienawidzi. Ten
ekstremalistyczny dualizm jest wyraźnie widoczny w jego ojczyźnie – czytelnicy
otaczają go swoistym kultem i czczą jako najbardziej radykalnego rosyjskiego
postmodernistę, zaś prorządowi dziennikarze najchętniej spaliliby jego ksiązki
na stosie. Najnowsze dzieło tego autora – powieść „Empire V” – tylko ten
rozdźwięk pogłębi. Jego przeciwnicy będą mu wytykać wtórność pomysłów i, a
jakże!, ciągłą krytykę współczesnej Rosji. Zwolennicy zaś ucieszą się z feerii
niesamowitych wydarzeń opisanych na ponad 400 stronach. Tych drugich, jak się
zdaje, będzie o wiele więcej, ponieważ najnowsza książka Pielewina to prawdziwe
arcydzieło.
Nie tylko objętością najnowsza
powieść Pielewina bije na głowę jego wcześniejsze utwory – liczba absurdalnych
i groteskowo-fantastycznych konceptów wykorzystanych w tej książce każe nazywać
rosyjskiego pisarza godnym następcą Bułhakowa, Viana czy Philipa K. Dicka. Choć
„Empire V” wykorzystuje fabularne koncepcje zawarte chociażby w niezwykle
popularnej powieści „Generation >P<”, to Pielewin ową wizję dzisiejszej
Rosji, będącej w istocie ponurym matriksem, doprowadził do granicy, której
chyba nawet on sam nie da już rady przekroczyć. Czy można bowiem wymyślić coś
bardziej obłędnego od tej nierzeczywistej fabuły? Oto młody moskiewski chłopak,
snujący się bez celu po mieście, natrafia przypadkiem na intrygujące ogłoszenie.
Okazuje się, że jest to zakamuflowane zaproszenie do zasilenia szeregów
wampirów. Jednak dzisiejsze wampiry w niczym nie przypominają hrabiego Drakuli.
Co prawda piją krew, ale tylko po to, by wejrzeć w dusze swych ofiar, w
rzeczywistości zaś trzęsą światową ekonomią. To prawdziwi wyzyskiwacze, mówiąc
obrazowo – krwiopijcy. Pielewin nie byłby jednak sobą, gdy na tym poprzestał.
To w istocie dopiero wstęp do fantasmagorycznego wywodu o rasie
wampirów-półbogów, którzy od zarania rządzą światem i o marnym losie
wyhodowanych przez nich ludzi, bezmyślnie wykonujących wolę swoich panów. A na
tym przecież nie koniec – jest jeszcze obowiązkowy wątek miłosny oraz poszukiwanie
Boga i sensu życia. Co więcej – pod tą popkulturową zgrywą, kryje się, jak
zwykle u Pielewina, drugie dno, czyli obraz współczesnej Rosji ukazany w
krzywym zwierciadle, analiza ukrytych mechanizmów totalitarno-korporacyjnej
władzy oraz głęboko humanistyczny namysł nad pogrążającym się w szaleństwie
gatunku ludzkim.
Ta powieść przypomina
skompresowany plik, po otwarciu którego okazuje się, że w rzeczywistości mieści
się w nim o wiele więcej informacji niż można by przypuszczać. Do „Empire V”
Pielewin upchnął chyba wszystko – od paleontologii po historię religii, od
Wielkiego Wybuchu do marksizmu-leninizmu, od gnostyckich idei po współczesne
crack-bary. Co najdziwniejsze – wszystko to doskonale się ze sobą łączy. Nawet
udawany kobiecy orgazm można tu wytłumaczyć założeniami komunizmu. „Empire V”
to szaleństwo udające powagę, na dodatek pisane językiem „ubiegłowiecznego
surrealisty pod wpływem haszyszu”. To dzieło świadomie balansujące na granicy
ironicznej beztroski i pseudonaukowego wywodu, pisane z pozycji pijanego
neofity New Age’u. Gdyby znalazł się filmowiec godny zekranizowania tej
powieści, kinowe plakaty krzyczałyby najprawdopodobniej: „Tarantino spotyka
Bergmana – wampiryczny dramat metafizyczny”.
Wiktor Pielewin
„Empire V”
tłum. Ewa Rojewska-Olejarczuk
W.A.B., Warszawa 2008
(tekst ukazał się pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz