Fantasta, postmodernista i
ironista Wiktor Pielewin tym razem przeszedł sam siebie. Bohaterką jego
najnowszej powieści jest lisica A Huli, licząca sobie około 2000 lat (!)
potomkini chińskich bóstw, która we współczesnej Moskwie, pod postacią pięknej
siedemnastoletniej dziewczyny, pracuje jako prostytutka (!!). Swoich klientów
hipnotyzuje wyciągniętym znienacka ogonem i stwarza w ich mózgach doskonałą
iluzję seksualnych uciech (!!!). Pewnego razu spotyka generała KGB, który jest
właściwie wilkołakiem (!!!!) i traci z nim dziewictwo (!!!!!). Na dodatek
wymądrza się na każdy temat, szpikując swoje wypowiedzi cytatami z myślicieli i
pisarzy, których - na przestrzeni wieków - miała okazję poznać. Do tego jeszcze
ta sylogistyczna buddyjska quasifilozofia! Taki poziom absurdu ciężko byłoby
przełknąć, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, Pielewin stosuje stary
(sprawdzony przez siebie w "Małym palcu Buddy") literacki chwyt -
dystansuje się od tekstu, zaznaczając we wstępie, iż jest to znaleziony
rękopis. Dzięki temu może pozwolić sobie na fabularne szaleństwa oraz autoironicznie
kpiny, twierdząc, że wzmiankowany tekst
nie zasługuje oczywiście na poważną analizę literaturoznawczą czy krytyczną[...]. A pseudoorienatlna metafizyka, której
znajomością autor usiłuje epatować podobnych sobie smętnych nieudaczników, u
poważnych ludzi może wywołać tylko uśmiech politowania. Po drugie, tę
fantasmagoryczną historię ubarwia krytycznym obrazem "młodej Rosji"
czy analizą kulturową nowożytnego świata. Swoistą, oczywiście - wierni
czytelnicy Pielewina wiedzą doskonale, co może powstać w wyniku połączenia
ogromnej wyobraźni i specyficznego poczucia humoru. Ot, choćby prezerwatywa
Brzytwa Ockhama z hasłem reklamowym "nie należy mnożyć bytów bez
konieczności"...
Wiktor Pielewin
"Święta księga wilkołaka"
tłum. Ewa Rojewska-Olejarczuk
W.A.B., Warszawa 2006
(tekst ukazał się pierwotnie w "Przekroju")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz