Na pierwszej płycie Voo Voo znajduje się utwór "Wizyta III" z następującym tekstem:
Jechałem zupełnie sam
Za oknem było szaro tak i
nieciekawie
Przez chwilę zamyśliłem się
Autobus jechał długo już nigdzie
nie stając
Chciałem wtedy wyjść
Ale on pędził wciąż jak
zaczarowany
Terkotem namawiał do snu
Zbudził mnie tupot nóg i głośna
wrzawa
A okna zasłonił dym
W chwilę później powiał wiatr i
wszystko ucichło
Autobus zatrzymał się
Ta podróż trwała długo dość
Wstałem zgarbiony a z głowy spadł
ostatni włos
Wysiadłem w piękny słoneczny
dzień
Nie było nikogo i nawet mój cień
rozpłynął się.
Natomiast w zbiorze opowiadań
Václava Pankovčína „To będzie piękny pogrzeb” znajduje się opowiadanie „Dzisiaj
nie jestem ze snu”, w którym obwoźny handlarz jedzie przerobionym na sklep
autobusem do zagubionych wśród gór wsi. I – nazywając rzecz po imieniu, chociaż
w przypadku prozy Pankovčína jest to dość ryzykowne – wjeżdża wprost do swojego
snu. Nie chcę tym samym powiedzieć, że słowacki pisarz znał twórczość
Waglewskiego, pragnę tylko zaakcentować, że istnieje pewien rodzaj onirycznego
(sur)realizmu, który pozostaje wspólnym dla wielu twórców, choć trudnym do
opisania, doświadczeniem. Nie chodzi tu bynajmniej o wyświechtany realizm
magiczny, operujący feerią barw i rajską scenografią, który nawet w opisach
drastycznych zachowuje tak fascynujący dla masowego czytelnika pierwiastek
cudowności. U Pankovčína „za oknem jest szaro i nieciekawie”, a jednocześnie aż
buzuje od niezwykłości. Jeżeli iberoamerykański realizm magiczny zakłada
istnienie obok siebie rzeczywistości i warstwy nadrealnej, zbudowanej z
folklorystycznego amalgamatu mitów, legend, wierzeń, baśni i religii, o tyle w
wersji środkowoeuropejskiej, „karpacko-bałkańskiej”, do której trzeba zaliczyć
Pankovčína (obok chociażby Kiša, Bulatovicia, Prochaśki czy Bodora) niezwykłość
nie istnieje „obok” rzeczywistości. Ona sama jest rzeczywistością zrodzoną z
błota, deszczu i zbyt wielu wypitych palinek; codziennością tak oczywistą, że
dla bohaterów tej prozy wręcz niezauważalną.
Tych czytelników, którzy zdążyli
poznać styl Pankovčína dzięki wydanemu kilka lat temu przez wydawnictwo Czarne
„Marakeszowi” (wspólna edycja książek „Marakesz” i „Trzy kobiety pod
orzechem”), w tomie „To będzie piękny pogrzeb” nie zdziwi nic – ani rozmowy ze
zmarłymi, ani deszcz gąsienic, ani gadające odcięte głowy. Wszak jesteśmy w
północno-wschodniej Słowacji, pustkowiu impregnowanym na wielkoświatową
racjonalność, zanurzonym w dziwnych obyczajach. Ale też – co okazuje się nie
bez znaczenia – w biedzie. „Cuda i wydarzenia rodem z baśni nie przytrafiają
się nigdy bogaczom, są domeną świata nędzy. Ubogie życie jest zbyt monotonne,
poczucie bezsilności i braku nadziei zagłusza wszystkie inne doznania i właśnie
dlatego ludy zamieszkujące te strony snują tak śmiałe marzenia. Bo pomimo
całego swojego upadku i beznadziei Europa Środkowa jest płodnym, inspirującym i
posiadającym szczególną aurę obszarem, od którego czaru niemal nie sposób się
uwolnić. Panujące tu brutalne, surowe, nierzadko prymitywne i dzikie relacje
oraz plugastwo jednocześnie odpychają i przyciągają. Żyje się tu w stanie
ciągłej ambiwalencji i dlatego rozgrzeszenie mogą przynieść tylko wizje, tylko
wyobraźnia”. Mam pewność, że pod wypowiedzią Adáma Bodora Pankovčín podpisałby
się oburącz.
„Tu spoczywają w pokoju”,
opowiadanie otwierające tom Pankovčína, doskonale wprowadza w świat stworzony
przez słowackiego autora. Już pierwsze zdanie („Dalej autobus nie jechał”)
określa charakter tej przestrzeni. To koniec świata, gdzie zawieszone zostają
zasady rządzące normalnym życiem, dalej można się wybrać już tylko na własną
odpowiedzialność. Gdy bohater opowiadania mija tablicę z napisem Marakesz,
wkracza w inny wymiar, „przestrzeń pełną spokoju”. Tutaj czas płynie innym
torem i nie może dziwić, że zmarli współistnieją obok żywych. Dla nich czas
zatrzymał się wraz z ich śmiercią i trwają w swoistym zawieszeniu między
światami. Spoczywają w pokoju i spokoju, co w Marakeszu oznacza istnienie obok
żywych. Nikt nie pyta, czy to możliwe. Tak samo, jak nikt nie pyta, czy w
północno-wschodniej Słowacji istnieją wioski o nazwach Marakesz czy Hawaje. Istnieje
za to wieś Papin, z której pochodził Pankovčín (niedaleko styku granic
Słowacji, Polski i Ukrainy), a jej rzeczywistość – dopełniona przez wyobraźnię
pisarza – była tak odrealniona, że z powodzeniem mogła udawać każde miejsce na
świecie. Z drugiej strony, imaginacyjny
sposób postrzegania rzeczywistości nie jest przypisany do konkretnego miejsca –
to umiejętność, którą nosi się w sobie. Dysponują nią bohaterowie tych
opowiadań, którzy, nawet jeśli żyją z dala od „pępka świata”, jak nazywany jest
przez Pankovčína Marakesz, widzą więcej. Nieważne, czy mieszkają w obskurnym
akademiku w Bratysławie, czy akurat podróżują po Wyspach Kanaryjskich – zawsze
pociąga ich to, co nieoczywiste, dzikie, irracjonalne. A przy tym absolutnie
zwyczajne.
Przywołany utwór Voo Voo kończy
się powtarzanym wielokrotnie pytaniem „No i co stało się z moim cieniem?”. Tom Pankovčína
kończy się opowiadaniem tytułowym, w którym bohater przyjeżdża do rodzinnej wsi
na pogrzeb matki. Na miejscu okazuje się, że na przyjazd karawanu czekają dwie
trumny, a wydarzenia, których bohater jest świadkiem, przypominają senny
koszmar. Co jest rzeczywistością? Dla kogo przygotowana jest druga trumna?
Pankovčín sugeruje kilka rozwiązań, jednak najbardziej prawdopodobne jest to, w
którym bohater mógłby zapytać „No i co stało się z moim ciałem?”.
Vaclav Pankovčín
"To będzie piekny pogrzeb"
Pogranicze, Sejny 2009
(tekst ukazał się pierwotnie w "Lampie")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz