Michal Viewegh daje w "Zapisywaczach ojcowskiej miłości" ironiczny
obraz współczesnej czeskiej rodziny
"Zapisywacze ojcowskiej
miłości" to już szósta wydana po polsku powieść Michala Viewegha - tym
samym połowa dorobku najpopularniejszego czeskiego pisarza została
przetłumaczona na język polski. Recepcja tej twórczości jest jednak nad Wisłą
całkiem inna niż w Czechach, gdzie Viewegh jest
niewątpliwie gwiazdą. Jego książki rozchodzą się w zawrotnych - jak na dość mały kraj -
nakładach, na podstawie jego powieści nakręcono kilka filmów (w Polsce mogliśmy
oglądać „Wychowanie panien w Czechach” i „Mężczyznę idealnego” - film oparty na
motywach „Powieści dla kobiet”, wkrótce odbędzie się premiera "Uczestników
wycieczki"), wiele tekstów wystawiano również w teatrze. Krytyka,
początkowo przychylna Vieweghowi, dość szybko odwróciła się od niego, nie mogąc
wybaczyć mu flirtu z mainstreamem. Autor odpowiedział pięknym za nadobne - w
niemal każdej książce pojawia się, ukazana w krzywym zwierciadle, postać
literackiego krytyka (w "Zapisywaczach" przedstawiciel tej profesji
zostaje nawet zamordowany i ukryty pod stertą węgla). Czytelnicy nie są tak
wybredni i wykupują książki Viewegha na pniu. W Polsce jest zupełnie inaczej -
twórczość prażanina nie odniosła choćby w połowie takiego rozgłosu, nawet przy
naszej sympatii dla wszystkiego, co pochodzi zza południowej granicy.
Prawdopodobnie dlatego, że nie mamy pisarza o podobnym statusie - autora
lekkich czytadeł z pretensjami do
wielkiej literatury, postaci medialnej a zarazem przenikliwego krytyka
współczesnej obyczajowości.
Wypada
mieć nadzieję, że "Zapisywacze ojcowskiej miłości" pozwolą wreszcie
odnieść Vieweghowi sukces na naszym rynku, tym bardziej, że powieść ta skupia w
sobie wszystkie najważniejsze cechy pisarstwa autora "Cudownych lat pod
psem". Opisana z różnych punktów widzenia historia zwykłej praskiej
rodziny to pełna osobliwego poczucia humoru opowieść o balansowaniu między
dzieciństwem a dorosłością, o trudnościach w utrzymaniu międzyludzkich więzi. A
wszystko okraszone typowymi dla tego autora postmodernistycznymi zabiegami
(autotematyzm, metanarracyjność, wykorzystywanie klisz literackich i
popkulturowych). Nie ustrzegł się jednak Viewegh pewnych wpadek - irytuje
przede wszystkim niezbyt daleko idące zróżnicowanie narracyjne, brak
fabularnego uzasadnienia dla sposobu prowadzenia opowieści, zbytnia
przezroczystość stylu oraz kłopoty z zakończeniem.
Dlaczego
zatem jest tak dobrze, skoro jest w sumie dość nijako? Przede wszystkim dzięki
najbardziej wyrazistemu portretowi obyczajowemu czeskiej społeczności od co
najmniej czterdziestu lat! Rodzina z "Zapisywaczy ojcowskiej miłości"
to Homolkowie początku XXI wieku. Kilka dekad, które minęły od serii filmów
Papouška, zmieniło całkowicie model współczesnej rodziny i bohaterowie Viewegha
są tego świetnym przykładem. Rozwiedzeni rodzice, pozostający w swobodnych
związkach z nowymi partnerami, ekstrawagancki (chciałoby się użyć mocniejszego
sformułowania) syn, nadmiernie liberalna w swych wyborach córka - to tylko
współczesny, dość przejaskrawiony sztafaż. W głębi ducha wszyscy są tamtymi
tradycyjnie mieszczańskimi Homolkami, hołdującymi swym fobiom, skłóconymi, ale
przecież dążącymi do rodzinnego pojednania. I życia w konwencjonalnej,
familijnej harmonii.
Michal Viewegh
"Zapisywacze ojcowskiej miłości"
tłum. Joanna derdowska
Zysk, Poznań 2007
(tekst ukazał sie pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz