Przepis na arcydzieło po rumuńsku? Transylwański horror, poezja Tzary i
szczypta komunistycznej "normalności"
Pisarz w średnim wieku, rodzina,
ustabilizowane życie. Na koncie kilka książek, w tym jedna dość popularna. Oto
Wiktor, bohater powieści "Travesti". O jego dniu dzisiejszym nie
dowiemy się nic więcej. Za to o jego przeszłości - i owszem. Albowiem Wiktor
wspomina buntowniczy okres swojej młodości, gdy był wyobcowanym ze środowiska
rówieśników, trzymającym się na uboczu 17-latkiem, wałęsającym się bez celu po
mieście i zapisującym w pomiętym zeszycie nieśmiertelne strofy z Rilkego.
Marzył wtedy o byciu artystą, o krótkim, spędzonym w biedzie i samotności
życiu. I o spektakularnej śmierci. No i oczywiście o pośmiertnej sławie, którą
zapewni mu napisana przez niego Księga Życia. Znacie? To posłuchajcie. A
raczej: znacie? to zapomnijcie o tym, coście do tej pory czytali. Ponieważ
"Travesti" nie jest typowym powrotem do nastoletnich insynuacji, nie
jest również analizą rozmijania się górnolotnych marzeń z banalną
rzeczywistością. To rozgrywana na dwóch płaszczyznach psychodrama. Z jednaj
strony sztampa szkolnego obozu - nocne dyskoteki, hipisowskie spodnie, Led
Zeppelin i Abba, nieprzyzwoite przyśpiewki i odkrywanie własnej seksualności. Z
drugiej - ucieczka przed wulgarnością biologii i wulgarnością zwyczajności w
oniryczny świat niewinności, który niezauważalnie przemienia się w koszmar. To
limfatyczny poemat prozą, metafizyczny horror z ogromnym pająkiem na włochatych
nogach w roli głównej. Z ludźmi paraliżowanymi śmiercionośnym jadem i
zamienianymi w zmumifikowany kokon. Nieprzypadkowo Cărtărescu wywodzi się z
kraju Drakuli.
Mircea Cărtărescu
"Travesti"
tłum. Joanna Kornaś- Warwas
Czarne, Wołowiec 2007
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz