Andrij Bondar w opowiadaniach z tomu „Historie ważne i nieważne” pokazuje świat w dalekich od czerni barwach. Ukraiński pisarz pozwala sobie czasami nawet na patos, jak choćby we fragmencie opisującym
papieską pielgrzymkę: „Byliśmy jeden od drugiego w odległości jakichś 8 metrów – specjalnie
wyliczyłem – przez 0,2 sekundy. Ale to wystarczyło, żeby poczuć się blisko
niego i Boga”. Wszystkim, którzy chcieliby od razu krzyczeć, że taka dawka
wzniosłości jest nie do przełknięcia, Bondar zamyka zaraz usta zręczną woltą:
„Pokręciliśmy się jeszcze z 5 minut, poczekali tam, może jeszcze jakiś papież
przejedzie i poszliśmy do domu”. Opowiadanie o papieżu należy (według podziału
tomu) do historii nieważnych – obok tekstów o Mandelsztamie, Hemingwayu,
d’Annunzio i... komisarzu Reksie. Sarkazm Bondara skazuje kulturę, o której
pisze z osobistym zaangażowaniem, na nieważność, przyznając palmę pierwszeństwa
życiu. Główną część tomu stanowią bowiem historie ważne – krótkie,
jednostronicowe felietony, które autor przez kilka lat publikował na łamach
jednego z największych ukraińskich dzienników. Limit objętości tekstu wymusił
na Bondarze zaskakującą zwięzłość – zaskakującą, ponieważ Bondar-poeta znany
jest przecież z gadatliwości. Gadatliwości oraz ironii, której w jego
felietonowej prozie się nie uświadczy. Bondar-prozaik jest nader poważny,
ponieważ pisze o sobie. O swoim dzieciństwie, o rodzinie, o przyjaciołach, o
wierze (lub jej substytucie, nazywanym na własny użytek sumieniem), wreszcie o
śmierci. Teksty te są tak prawdziwe, tak prostolinijne, a zarazem tak
emocjonalne, że trudną wątpić w ich wiarygodność. Bondar nie sili się na
niezwykłość i w tym tkwi jego moc – przytacza anegdoty o najzwyklejszych
przejawach życia, w których nagle ujawniają się najważniejsze ludzkie
doświadczenia. W ten sposób opowieść o myszy-rekonwalescentce staje się
wzruszającą (tak, wzruszającą! – Bondar nie wstydzi się wzruszać, więcej nawet
– nie wstydzi się swojej dobroci) przypowieścią o przymusowej samotności i o
urządzaniu własnego mikrokosmosu. Autor „Historii ważnych i nieważnych” wie
doskonale, że nie ma sensu porywać się na wymyślne fantasmagorie: „Mądrzy
ludzie mówią, że wszystkie historie już dawno temu zostały opowiedziane przez
dawnych Hindusów, a my je tylko powtarzamy, zmieniając realia”. Pozostaje
jedynie powtarzać te historie, aczkolwiek opowiadając je na własny sposób.
Bondar stosuje tę receptę, z powodzeniem wygrywając osobisty ton tych historii, a że dodatkowo
zręcznie operuje humorem (kapitalna historia o pomyśle na szkołę przetrwania i
o tym, dlaczego pomysł ten musiał upaść), czaruje onirycznym klimatem (sporo
historii „sennych”), a także zaskakuje metafizycznym dreszczykiem, jego
opowiadania sprawiają wiele czytelniczej satysfakcji. Na pierwszym planie
Bondarowskich historii zawsze znajduje się prywatność – Ukrainiec filtruje
narracje, nawet te najbardziej nieprawdopodobne, przez autorskie „ja”. W ten
sposób stają się one wiarygodne i szczere. „Mój”, „moja”. „moje” – to
najczęściej używane przez niego słowa. Tę osobistość doświadczeń Bondar często
rozszerza na wspólnotę rodzinną, narodową czy pokoleniową. I znów strategia
jest taka sama – to, co najzwyklejsze, zaświadcza w najpełniejszy sposób o
randze doświadczeń, przeżyć i przemyśleń. Bondar obchodzi się bez wielkich słów
i kwantyfikatorów – najdobitniej wybrzmiewają za to choćby historie o różnicy
między metalowym a plastikowym nocnikiem, o ukraińskich kartoflach i o
marchewkowej farbie. Bo najciekawsze jest życie. Najciekawsza jest przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość. Oraz to, jak je mitologizujemy.
Andrij Bondar
"Historie ważne i nieważne"
tłum. Bohdan Zadura
Biuro Literackie, Wrocław 2011
(tekst ukazał się pierwotnie w "Lampie")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz