czwartek, 29 marca 2012

CO Z TĄ ROSJĄ? - Władimir Sorokin "Dzień oprycznika"


„Dzień oprycznika” Władimira Sorokina to – wedle słów autora – „fantazja na motywach rosyjskich”. Brzmi dosyć lekko, w rzeczywistości jest całkiem inaczej –  powstała książka bezczelna i bezkompromisowa, prowokująca do dyskusji i programowo obrazoburcza

W roku 2003 rosyjska prokuratura wszczęła przeciwko Władimirowi Sorokinowi śledztwo z paragrafu 242 Kodeksu Karnego. Przedmiotem sprawy była, wciąż nie wydana w Polsce, powieść „Błękitne sadło”, która rzekomo „sprzecznie z prawem rozpowszechniała materiały pornograficzne” (chodziło m.in. o scenę kopulacji Józefa Stalina z Nikitą Chruszczowem). Pisarza oskarżyli działacze proputinowskiej młodzieżówki Idący Razem, którzy przed moskiewskim Teatrem Wielkim demonstracyjnie darli egzemplarze jego powieści, a ich resztki topili w ogromnej toalecie. Dla popularnego rosyjskiego pisarza takie reakcje nie są niczym nowym – krytycy wytykają mu brak poszanowania tradycji, łamanie kulturowych i estetycznych tabu oraz działalność antypaństwową właściwie od zawsze, czyli od 1985 roku, kiedy to w paryskim wydawnictwie emigracyjnym Sintaxis ukazała się jego debiutancka „Kolejka”. Szum wokół kolejnych książek pisarza zrobił swoje – Sorokin zyskał liczne grono fanów oraz metkę czołowego rosyjskiego postmodernisty. Proporcjonalnie do wzrostu nakładów następnych utworów zwiększała się ilość wystąpień przeciwko literaturze sygnowanej nazwiskiem autora „Lodu”. Pisarz wydawał się być zadowolony z takiego obrotu rzeczy – ksiązki się sprzedawały, a jego nazwisko było na ustach wszystkich. Okazuje się jednak, że zadra pozostała, czego dowodem jest jego najnowsza powieść.
„Dniem oprycznika” Sorokin w zuchwały sposób odgryzł się adwersarzom, a zarazem, w tonie złowieszczo-fantastycznej groteski, wyraził swój niepokój o dalsze losy kraju. Antyutopijna wizja Rosji z końca trzeciej dekady XXI wieku jest w powieści Sorokina niezwykle sugestywna. Po upadku ZSRR i przemianach ustrojowych rozpoczęło się Odrodzenie Rusi. Jego efektem było powstanie Nowej Rosji – monarchii absolutnej, która wessała zbuntowane republiki i uniezależniła się od świata. Od Europy, będącej na gazowym garnuszku Moskwy, odgradza ją Wielki Mur Zachodni. Przyjacielskie (czytaj – przemytnicze) stosunki utrzymywane są wyłącznie z Chinami. Intelektualiści i nieprawomyślni artyści zostali zmuszeni do emigracji. Ci, którzy pozostali i działają w podziemiu, są bezustannie prześladowani. Podobnie jak szlachta ziemska, której majątek jest łakomym kąskiem dla rządzących. Władza Monarchy jest niepodważalna i utrzymywana za pomocą tajnej policji – wzorowanej na służbie pałacowej Iwana Groźnego opryczninie. Choć od czasów panowania cara Wszechrusi minęło niemal 500 lat, a oprycznicy nie dysponują już końmi i toporami, tylko najnowszej generacji mercedesami i futurystycznymi laserami, to ich strój, język, a przede wszystkim metody działania nie zmieniły się ani na jotę. Na porządku dziennym są egzekucje, rozboje, gwałty, zastraszenia i wysiedlenia. Na tak zarysowanym tle Sorokin przedstawia jeden dzień Andrieja Daniłowicza, wysokiego rangą członka opryczniny.
Doskonale widać, że temat „Dnia oprycznika” to samograj. Łatwo pisze się takie książki – wystarczy powołać do życia utopijną rzeczywistość i bawić się mnożeniem kolejnych absurdów, następnie dodać szczyptę obowiązkowej pornografii i trochę humoru. Można też poeksperymentować ze środowiskowymi aluzjami (znani rosyjscy pisarze, reżyserzy, piosenkarze, politycy i – oczywiście! – Idący Razem mają w „Dniu oprycznika” swoje odpowiedniki). Dobrze jest doprawić całość sugestywnym językiem – bohaterowie  Sorokina za pomocą XVI-wiecznej ruszczyzny nieustannie deklamują frazesy ku chwale mateczki Rosji. Przepis na sukces gotowy – fantastyka miesza się z tradycją, jest dużo krwi, sporo seksu, polityczne rozgrywki i szybkie samochody. I szarganie narodowych świętości. Satyra na przaśność „nowych Ruskich” i narodowościowe ciągoty współczesnych elit politycznych jak się patrzy! Oskarżenia, procesy i kłótnie gwarantowane. Wysoka pozycja na liście bestsellerów również. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Sorokinowi chodziło o coś więcej niż tylko osiągnięcie czytelniczego sukcesu popartego ogólnopaństwowym skandalem. „Dzień oprycznika” jest  przecież w gruncie rzeczy powieścią niezwykle poważną, pisaną pod wpływem wściekłości i lęku o przyszłość. Własną i kraju. Nieprzypadkowo pytanie „Co z tą Rosją” krąży bezustannie w umysłach bohaterów książki. Więc, co w końcu będzie z Rosją? „Nic nie będzie” – udziela odpowiedzi syberyjska jasnowidząca. Brzmi to cokolwiek wieloznacznie. I złowróżbnie.

Władimir Sorokin
„Dzień oprycznika”
tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska
W.A.B., Warszawa 2008

(tekst ukazał sie pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz