Powieść Hansa-Ulricha
Treichela za punkt wyjścia obiera tragedię wypędzonych Niemców. Nie ma w niej
jednak krzty żalu czy zawiści. Jest jedynie upór w chęci odnalezienia śladów
rodzinnej historii.
Problem niemieckiej ludności wypędzonej z ziem polskich
podczas II wojny światowej nie ułatwia pojednania między naszymi krajami.
Niezdrową atmosferę, pełną animozji i wzajemnych pretensji, podsyca dodatkowo
kontrowersyjna działalność Eriki Steinbach. Kanclerz Niemiec, Angela Merkel,
próbuje łagodzić sytuację, mówiąc podczas obchodów rocznicy wybuchu wojny, że
„nie można raz po raz rozdrapywać wielu ran”. Tymczasem niemiecki pisarz
Hans-Ulrich Treichel, znany polskiemu czytelnikowi z powieści „Utracony” i
„Akord Tristana”, swoją najnowszą książkę poświęca właśnie tej tematyce.
Kolejny przyczynek do międzynarodowej waśni? Nic bardziej błędnego. „Anatolin”
to opowieść o poszukiwaniu własnych korzeni. Nie ma w niej nic z drapieżnej
złości, jest tylko – łagodzony humorem –
smutek związany ze stratą.
Treichel, urodzony w roku 1952,
nie stracił tyle, co jego rodzice. Pochodzący z Wołynia ojciec i mieszkająca
pod Kutnem matka w czasie wojny utracili nie tylko członków rodziny i domostwa,
ale też pierwszego syna. Podczas ucieczki do Niemiec musieli póltoraroczne
dziecko zostawić w konińskim domu opieki. Późniejsze próby odszukania syna nie
dały rezultatu. Nie odnalazł się do dziś. Treichel w „Anatolinie” podejmuje
rozpaczliwe próby odnalezienia brata (opisane wcześniej w „Utraconym”), przede
wszystkim jednak chce wypełnić pustkę rodzinnej historii. „ Z jaką rozkoszą
buszowałbym w rodzinnych starociach!” – pisze autor. „W komodzie dziadków. W
szkatułce z dawną biżuterią. W wyprawnej bieliźnie matki. W książkach ojca.
Jeśli kiedykolwiek jakieś książki posiadał. Czy w jego szkolnych świadectwach.
Cóż, kiedy nie ma żadnych książek, żadnej kasetki, żadnych szkolnych świadectw
ani wyprawnej bielizny. Nie ma absolutnie nic. Więc buszuję w tym, czego nie
ma”.
To zawieszenie w próżni, będące
źródłem wielu traum, odbiło się na całym życiu Treichela. Jedyną możliwością
wyrwania się z zaklętego kręgu prywatnej nicości wydaje się podróż w rodzinne
strony ojca i matki. W Bryszczach na Wołyniu nie znajduje wiele poza
zniszczonym niemieckim cmentarzem. W Anatolinie pod Kutnem nie znajduje nic. A
jednak wraca z tej podróży nie całkiem przegrany – przywozi ze sobą pomysł na
książkę. I kilka zdjęć z Bryszcz i Anatolina. Jako dowód dla przyszłych pokoleń
i dla samego siebie, że „coś” jednak istnieje, jakiś punkt zaczepienia dla dalszych
poszukiwań. Początek rodzinnej historii.
Hans-Ulrich
Treichel
„Anatolin”
tłum. Emilia Bielicka
Czytelnik,
Warszawa 2009
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz