Michal Viewegh to najpopularniejszy obecnie czeski pisarz,
którego recepta na sukces czytelniczy jest nadzwyczaj prosta – wystarczy do
schematu popularnej powieści obyczajowej dołączyć łatwe do przełknięcia wątki
romansowe, wszystko zaś podać w luźny i przystępny sposób, doprawić zjadliwą
ironią i współczesnym językiem popkultury, by na koniec udowodnić, że jest to
zręczna postmodernistyczna literacka zabawa świadomie nawiązująca do „wysokich”
tradycji literackich. Dzięki takiej postawie Viewegh stał się pisarzem środka,
którego z chęcią czytają zarówno osławione gospodynie domowe, jak i doktoranci
filologii czeskiej oraz zdobył sporą popularność (ponad milion egzemplarzy
sprzedanych książek, przekłady na 18 języków, liczne adaptacje teatralne i
filmowe). Z czasem jednak w twórczości Viewegha zaczął dominować ton
nostalgiczny, zaś w jego kolejnych utworach, wciąż jednak przesyconych duchem
lekkości, zaczął dominować ton powagi. Ostatnia jego powieść – „Zbijany” – jest
tego najlepszym przykładem.
Każda książka Michala Viewegha kryje w sobie
autobiograficzny klucz. W przypadku „Zbijanego” nie mogło być inaczej – i tutaj
jeden z bohaterów jest, podobnie jak swego czasu autor, szkolnym nauczycielem
(znamy ten motyw chociażby z głośnego „Wychowania dziewcząt w Czechach”),
jednak w najnowszej powieści osobisty ton sprowadza się przede wszystkim do
pozafabularnego punktu wyjścia utworu. Viewegh napisał „Zbijanego” tuż po
przekroczeniu czterdziestki i właśnie męski (choć nie tylko) kryzys wieku średniego
jest głównym bohaterem tej książki. Aczkolwiek początek nie zdradza aż tak
pesymistycznej wymowy – oto szóstka przyjaciół z licealnej ławy, którzy właśnie
przekroczyli magiczną granicę czterdziestu lat, wspomina swój beztroski żywot z
okresu przedmaturalnego. Są więc szkolne kłopoty, utyskiwanie na pryszcze i
otyłość, ale przede wszystkim pierwsze miłości, pierwsze balangi i wspólny
start w dorosłe życie. Wszystko w niezobowiązującym i typowym dla Viewegha
sosie lekkiej, łatwiej i przyjemnej literatury zaprawionej od czasu do czasu
nostalgią lub poważnymi dygresjami. Tyle tylko, że z każdą kolejną stroną – i z
kolejnymi latami – nastrój sielanki powoli ustępuje miejsca coraz to bardziej
minorowym klimatom. Kolejne spotkania po latach ujawniają całą prawdę o
okrucieństwie życia – zamiast wiecznej zabawy są kolejne rozwody i zmarnowane
kariery, a pożądane niegdyś kobiety okazują się zmęczonymi matkami ze smutkiem
w oczach i mocno pogrubioną figurą. Niektórzy co prawda próbują się przed tym
bronić, jak choćby trójka dawnych kolegów, którzy ponownie zamieszkują razem,
jednak ich próba ratowania młodości jest już tylko karykaturą dawnych poczynań.
„Zbijany” jest – jak zwykle w
przypadku Viewegha – książką niezwykle przemyślaną pod względem formalnym.
Rozbicie narracji na szóstkę bohaterów oraz fragmentaryczność i brak
chronologii w ujawnianiu poszczególnych epizodów z ich życia pozwalają na
utrzymanie tempa opowieści aż do samego końca, umożliwiając czytelnikowi
obserwowanie tej swoistej partii niewinnej z pozoru gry, którą jest ludzkie
życie. W ujęciu Viewegha tytułowy „zbijany” przeobraża się bowiem z beztroskiej
zabawy towarzyskiej ze szczenięcych lat w metaforę nieubłaganego zbliżania się
śmierci, która niczym kręgle ostatecznie „zbija” kolejnych uczestników gry.
Michal Viewegh
„Zbijany”
tłum. Jan Stachowski
Świat Literacki, Warszawa 2008
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz