Tragikomiczna powieść Bośniaka z
niemieckim paszportem to cudowna historia o niemożności powrotu do raju
dzieciństwa
„Jak żołnierz gramofon reperował” – powieść mieszkającego w Niemczech
bośniackiego pisarza Sašy Stanišicia – nie jest w zasadzie żadnym literackim
novum. Ot, kolejna próba opisania prywatnych przeżyć w szerszym kontekście
społeczno-politycznym, zręczne literacko dopasowanie własnej biografii do
pokoleniowych doświadczeń. Jest więc w książce Stanišicia szkolna udręka
dzieciństwa spędzanego pod czujnym wzrokiem Tity, który spogląda na swoich pionierów z wszędobylskich
portretów, jest magia i szaleństwo bałkańskich imprez rodzinnych, jest też
nagły rozpad Jugosławii i jego konsekwencje widziane oczyma dwunastolatka, te
prywatne – nie można już bawić się z kolegą z podwórka, ponieważ nagle jego
imię przestaje podobać się rodzicom, i te bardziej ogólne – Crvena Zvezda już
nigdy nie odniesie takich piłkarskich sukcesów, jak za czasów
„jugosłowiańskiego” składu. Jest wreszcie wojna – groza, strach, ale również
bezsens i groteska, dziecięce zabawy w piwnicznym schronie, nuda w przerwach
między bombardowaniami. Jest wreszcie emigracja, inna kultura, inny język i
problemy z przystosowaniem się do nowej rzeczywistości. I na koniec – tęsknota
za ojczyzną oraz obowiązkowa podróż tropami wspomnień z dzieciństwa. Powieści o
podobnym schemacie fabularnym oraz w równie udany sposób łączących tragizm z
humorem było już w tzw. literaturze eksjugosłowiańskiej sporo. Jednak na ich
tle „Jak żołnierz gramofon reperował” wyróżnia się ze szczególną mocą. O
niezaprzeczalnej sile tej powieści stanowi bowiem to, co jest od wieków istotą
literatury – umiejętność opowiadania zajmujących historii.
Aleksandar Krsmanović,
dziecięcy bohater Stanięcia, a zarazem jego powieściowy odpowiednik, dar
opowiadania ma we krwi. Na dodatek natura obdarzyła go ogromnymi oczami i
uszami (do uważnego oglądania świata i pilnego wsłuchiwania się w opowieści)
oraz sporą rodziną pełną nietuzinkowych postaci, więc mały Aleksandar aż buzuje
od nagromadzonych w nim historii i obrazów. Co więcej – chłopak wyznaje zasadę,
że „dobra opowieść nigdy nie jest na temat”, więc snute przez niego historie
swobodnie meandrują, rozchodzą się na wszystkie strony, by wreszcie, w
nieoczekiwany sposób, połączyć się w zadziwiająco spójny węzeł. A że dziecięca
wyobraźnia również robi swoje, czasami aż trudno uwierzyć w przytaczane przez
niego fantasmagorie, ale zawsze można zachwycać się jego językową inwencją i
wysoce zmetaforyzowanym oglądem rzeczywistości. Zdania wypowiadane przez
Aleksandra porażają swoją prostotą, odkrywają swoje nieznane znaczenia, a
umieszczone w nowym kontekście stają się zabawne, zaskakująco mądre, niekiedy
przerażające, zawsze zaś na wskroś poetyckie. O swojej babci Aleksandar mówi: „jest
głucha jak armata i niema jak padający śnieg”, o lekturach: „Karol Marks nie
napisał ani jednego smutnego zdania”, o AIDS: „to dumna choroba, nawet nie zna
małych liter”. Jednak nieskrępowany świat wyobraźni rozpada się w mgnieniu oka,
zupełnie jak Jugosławia (trudno oprzeć się w tym miejscu przytoczeniu kolejnego
cytatu: „Inkompetencja to znaczy robienie czegoś, o czym się nie ma zielonego
pojęcia, rządzenie Jugosławią na przykład”). Aleksandar musi błyskawicznie
dorosnąć i zacząć nowe życie w obcym kraju. I choć fizycznie będzie przebywał w
Zagłębiu Ruhry, to myślami cały czas będzie wracał do czasów, „kiedy wszystko
było dobrze”. Nawet w wypracowaniu o swoim nowym mieście – „Essen, tak bardzo
je lubię” – opisze, biorąc temat zbyt dosłownie, bośniacką potrawę narodową. W
końcu dojrzeje do decyzji odwiedzenia kraju swojego dzieciństwa, by porównać
wspomnienia z teraźniejszością. Jednak to, co ujrzy i to, co usłyszy,
ostatecznie utwierdzi go w poczuciu odklejenia się od rzeczywistości. Wszystkie
zapamiętane miejsca obróciły się bowiem w gruz i porosły zielskiem, a ukochana
Drina, która podczas jego nieobecności zamiast ryb skrywała w sobie setki ofiar
ludobójczej rzezi, nigdy nie będzie już najwierniejszą przyjaciółką. „Jednej
rzeczy nie potrafi ani Drina, ani opowieści: dla obu nie istnieją powroty” –
stwierdza Aleksandar i kładzie kropkę własnej historii. Nic więcej nie można
już powiedzieć.
Saša Stanišić
„Jak żołnierz gramofon
reperował”
tłum. Alicja Rosneau
Czarne, Wołowiec 2008
(tekst ukazał się pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz