Książka Jolanty Piątek jest subiektywnym sprawozdaniem z
codziennego życia w Czechach. To interesująca pozycja, która sytuuje się
pomiędzy przewodnikiem, dziennikiem a esejem.
Sąsiedzki
stosunek Polaków do Czechów zmienił się w ostatnich latach diametralnie.
Jeszcze dwie-trzy dekady temu Tadeusz Konwicki narzekał, że potoczna opinia o
Czechach zawęża się do stwierdzenia, iż nasi południowi sąsiedzi to „Pepiki,
knedlarze, jacyś piwosze bez fantazji, mieszczanie i filistrzy, jednym słowem
jacyś Niemcy śród licznych Słowian”, zaś poeta Antoni Pawlak dodawał, że
przeciętny Polak żywi irracjonalną pogardę dla „głupich Pepików” i zamykał potoczne wyobrażenie Polaków o
południowych sąsiadach w trzech hasłach – knedliki, piwo, Karel Gott. Dodajmy
do tego nasze kpiny ze śmiesznego języka i z czeskiej codzienności, w której
nikt nic nie wie (jak w czeskim filmie...). Jednakże ostatnio Polacy zakochali
się w Czechach i ich kulturze, a czechofilia zatacza coraz szersze kręgi. Oglądamy
czeskie filmy, czytamy czeskie książki i jeździmy do Pragi, gdzie przesiadujemy
w knajpach. Lubimy o Czechach opowiadać i lubimy o Czechach czytać. Mimo
wszystko jednak nie mamy wiele własnej literatury czechoznawczej – poza kilkoma
zbiorami esejów i reportaży (Mariusz Surosz, Mariusz Szczygieł) oraz typowymi
przewodnikami turystycznymi trudno znaleźć rzetelne źródło informacji o
Czechach. Książka Jolanty Piątek wypełnia tę bolesną lukę.
Jest to próba spojrzenia na Czechy nie z pozycji
akademicko-reporterskiej czy turystyczno-przewodnikowej, ale wyjątkowo
osobistej. Nie może wszak być inaczej w przypadku relacji z 9-letniego pobytu w
Republice Czeskiej. Autorka przedstawia bowiem czytelnikowi swoje zmagania z
czeską rzeczywistością – od mozolnego oswajania języka (wbrew pozorem nie jest
łatwo zrozumieć Czechów) po podstawowe zagadnienia związane z czeską
codziennością. Większości zachwytów autorki nad Czechami polscy czytelnicy z
pewnością przyklasną („Naprawdę nie wiem, jak oni to robią. Mają metro,
autostrady, tramwaje są rzeczywiście wyciszone, autobusy nie ryczą, po torach
jeździ nawet pendolino”), trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że życie w
Czechach nie jest mimo wszystko usłane różami. Do obecnych i u nas problemów
(kradzieże, korki, polityczny zamęt) dochodzą jednak kwestie, o których
przeciętny Polak nie ma pojęcia. Piątek zwraca przede wszystkim uwagę na
ubóstwo czeskiej kuchni (jak długo można jeść knedliki!) oraz zaopatrzenia
sklepów (warzyw praktycznie brak, po prawdziwy chleb trzeba jeździć do Polski).
Ostateczna opinia nie różni się jednak od obowiązującego stereotypu – Czechy to
po prostu „kraj dla ludzi”.
Swoje
raporty z codzienności autorka „Obrazków z Czech” uzupełnia relacjami z
krajoznawczych podróży po Republice. Jest to część niezwykle cenna zwłaszcza
dla turystów będących miłośnikami historii – Piątek pisze bowiem o zamkach i
pałacach (a tych, w doskonale zachowanym stanie, jest w Czechach wyjątkowo
dużo), o których milczą wszelkie przewodniki. Podczas swoich podróży wrocławska
dziennikarka dociera do miejsc wyjątkowych, jak choćby niepozorna rezydencja,
której wnętrza kryją takie skarby jak oryginalne płótna „Sianokosów” Breughla,
„Infantki” Velazqueza, „Madonny” Cranacha, obrazy Rubensa, Canaletta oraz
rękopisy Beethovena czy partyturę Haendla z adnotacjami Mozarta (obecnie
większość zbioru Lobkowiczów – bo o nim mowa – znajduje się w muzeum praskiego
zamku na Hradczanach).
Dla
każdego, kto planuje weekendowy wypad do Czech (nie mówiąc o dłuższym pobycie),
a komu nie wystarcza przewodnik z adresami praskich knajp nastawionych na
naciąganie turystów, lektura książki Piątek powinna być obowiązkowa. A dla
zapalonych czechofilów będzie to z pewnością spora przyjemność.
Jolanta
Piątek
„Obrazki z
Czech”
Oficyna
Wydawnicza Atut, Wrocław 2011
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz