sobota, 10 marca 2012

WIĘKSZOŚĆ PISARZY TO NIEZREALIZOWANI MUZYCY - rozmowa z Serhijem Żadanem


W Twoich notkach biograficznych, obok określeń „poeta”, „prozaik”, „reżyser”, zawsze znajduje się tajemnicze słowo „performer”. Rozmawiamy tuż przed koncertem zespołu „Sobaki w kosmosie”, w którym udzielasz się wokalnie. Czy zobaczymy Żadana-performera?

Nie, dzisiaj obędzie się bez performance’ów (śmiech), tylko klasyczna muzyka rockowa. We wszystkich notkach ten „performer” znajduje się ze względu na kilka epizodów z mojej przeszłości, kiedy z kolegami zajmowaliśmy się teatralnymi przedstawieniami, które zrywały z dotychczasową formułą klasycznego teatru. Zaadaptowaliśmy na przykład ogromną, pustą halę fabryczną w centrum Wiednia dla potrzeb naszego widowiska. Dzisiaj będzie dużo bardziej skromnie. Ale energia, jestem o tym przekonany, będzie podobna.

Powiedz coś więcej o zespole „Sobaki w kosmosie”.

To świetny, młody zespół z Charkowa, który gra muzykę ska. W rodzimym mieście jest bardzo popularny, a ostatnio zaczyna również podbijać resztę Ukrainy. Znam ich od dość dawna, przyjaźnimy się, chodzę na ich koncerty. W tym roku postanowiliśmy zrobić wspólny projekt – czytam swoje wiersze do ich akompaniamentu. We wrześniu ma się ukazać nasza wspólna płyta. Będzie to trzeci album tego zespołu.

Nie jesteś ich jedynym wokalistą?

Nie, absolutnie – mają prawowitego wokalistę. Ja udzielam się tam wyłącznie gościnnie. Poza tym trudno nazwać moje „popisy” śpiewem. Nie mam żadnego muzycznego wykształcenia. Po prostu recytuję moje teksty do ich muzyki.

Czy to Wasza pierwsza trasa koncertowa poza Ukrainą?

Tak, pierwsza. Przyjechaliśmy do Polski na trzy koncerty. Wczoraj graliśmy w Lublinie, jutro jedziemy do Krakowa. Bardzo nas cieszy żywiołowe przyjęcie, tym bardziej, że poza Ukrainą nie jesteśmy praktycznie znani. Za to w kraju gramy bardzo dużo koncertów – tydzień emu występowaliśmy w Kijowie, przyszły tysiące młodych ludzi. Fantastyczne przeżycie!

Trochę dziwi mnie, że udzielasz się w zespole grającym ska. To chyba nie jest muzyka odpowiednia na pogrzeb?

Dlaczego nie? (śmiech) Rozumiem, że nawiązujesz do powieści „Anarchy in the UKR” i zamieszczonej tam listy dziesięciu utworów, które chciałbym usłyszeć na własnym pogrzebie. Ale skoro znajduje się tam Sex Pistols… Przecież ska to rodzaj muzyki, który mocno zahacza o punk rock. Bardzo lubię muzykę ska, moim zdaniem jest to świetne powiązanie melodyjnej, tanecznej muzyki z ideologicznym przekazem.

W jednym z wywiadów, poproszony o wskazanie, co jest bliższe Twojemu sercu – poezja czy proza – powiedziałeś, że ani to, ani to. Więc co? Może muzyka?

Rzeczywiście, tak powiedziałem, ale chodziło mi o to, że nie ma dla mnie różnicy między poezją a prozą. Przez ostatnie dwa lata nie pisałem poezji, a ostatnio wydałem książkę poetycką pod tytułem „Maradona”, z której jestem bardzo zadowolony. Piszę też teraz teksty piosenek i kolejną powieść. Wszystko jest mi bliskie w równym stopniu, traktuję te gatunki tak samo.

Jesteś jednym z ogromnej rzeszy autorów, którzy występują na muzycznej scenie. Na czym polega ten fenomen chęci zaistnienia pisarzy w muzycznym świecie?

Większość pisarzy to tak naprawdę niezrealizowani muzycy (śmiech). W moim przypadku było podobnie, choć największą rolę odegrał fakt, że przyjaźnie się z wieloma ukraińskimi grupami. To było naturalne, że kiedyś spróbuję swoich sił na scenie. Od dawna współpracuję z kilkoma zespołami – piszę teksty utworów, czasami je recytuję, organizuję też festiwale i koncerty. To dla mnie zwyczajna sprawa.

A może jest to forma ucieczki przed dorosłością, możliwość przedłużenia młodzieżowego buntu?

Nie, chyba nie. Dla mnie to najzwyklejsza sprawa, że współpracuję z moimi kolegami. Nie ma w tym żadnej ukrytej ideologii.

Zostawmy zatem muzykę, przejdźmy do literatury. Chciałbym zapytać o Twoją powieść „Hymn demokratycznej młodzieży”, która ostatnio ukazała się w Polsce. Jak widziałbyś swoich bohaterów za kilka lat?

Właśnie to będzie tematem mojej najnowszej powieści. Nie piszę, co prawda, o tych samych bohaterach, co w „Hymnie demokratycznej młodzieży”, ale cały czas z uwagą przyglądam się mojemu pokoleniu, staram się zaobserwować zmiany, jakie w nim zachodzą na przestrzeni kolejnych lat. Zawsze było dla mnie ważne, by widzieć w życiu człowieka proces niezwykle dynamiczny. Fascynuje mnie to, jak człowiek zmienia się z biegiem czasu – to chyba jest główny motyw mojej twórczości, do którego po raz kolejny wracam w nowej książce, która będzie jednak formalnie zupełnie inna od poprzednich.

A jak wyobrażasz sobie Ukrainę w najbliższej przyszłości?

Jej los zależy wyłącznie od tego, do czego będzie dążyć pokolenie moich bohaterów. To właśnie ta generacja formuje kształt dzisiejszej Ukrainy, od nich tak naprawdę wszystko zależy.

Ale – nawiązując do tytułów Twoich powieści – bliżej jej do anarchii czy do demokracji?

Bardzo trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ oba te terminy są niezwykle rozmyte, niemal abstrakcyjne. Czym bowiem tak naprawdę jest dzisiaj demokracja? Podobno Stany Zjednoczone są krajem demokratycznym, Szwecja też, nawet Rosja. Więcej nawet – Łukaszenka twierdzi z całą mocą, że jest demokratycznym prezydentem.

Wspomniałeś o Rosji – jednym z dość kuriozalnych przykładów tamtejszej demokracji stali się „nowi Ruscy”. Nie obawiasz się, że na Ukrainie może być podobnie?

Ale u nas to już było w latach dziewięćdziesiątych. To była ponadnarodowa tendencja zachłyśnięcia się wolnością i możliwościami robienia interesów. Na szczęście w ostatnich latach nie jest to już u nas aż tak widoczne.

Ale jesteś zwolennikiem integracji Ukrainy z Europą?

Tak, jestem zwolennikiem integracji Ukrainy i Europy. Jestem również za integracją Ukrainy i Rosji (śmiech).

(tekst wywiadu ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz