W Twoich notkach biograficznych, obok określeń „poeta”, „prozaik”,
„reżyser”, zawsze znajduje się tajemnicze słowo „performer”. Rozmawiamy tuż
przed koncertem zespołu „Sobaki w kosmosie”, w którym udzielasz się wokalnie.
Czy zobaczymy Żadana-performera?
Nie, dzisiaj obędzie się bez
performance’ów (śmiech), tylko
klasyczna muzyka rockowa. We wszystkich notkach ten „performer” znajduje się ze
względu na kilka epizodów z mojej przeszłości, kiedy z kolegami zajmowaliśmy
się teatralnymi przedstawieniami, które zrywały z dotychczasową formułą
klasycznego teatru. Zaadaptowaliśmy na przykład ogromną, pustą halę fabryczną w
centrum Wiednia dla potrzeb naszego widowiska. Dzisiaj będzie dużo bardziej
skromnie. Ale energia, jestem o tym przekonany, będzie podobna.
Powiedz coś więcej o zespole „Sobaki w kosmosie”.
To świetny, młody zespół z
Charkowa, który gra muzykę ska. W rodzimym mieście jest bardzo popularny, a
ostatnio zaczyna również podbijać resztę Ukrainy. Znam ich od dość dawna,
przyjaźnimy się, chodzę na ich koncerty. W tym roku postanowiliśmy zrobić
wspólny projekt – czytam swoje wiersze do ich akompaniamentu. We wrześniu ma
się ukazać nasza wspólna płyta. Będzie to trzeci album tego zespołu.
Nie jesteś ich jedynym wokalistą?
Nie, absolutnie – mają prawowitego
wokalistę. Ja udzielam się tam wyłącznie gościnnie. Poza tym trudno nazwać moje
„popisy” śpiewem. Nie mam żadnego muzycznego wykształcenia. Po prostu recytuję
moje teksty do ich muzyki.
Czy to Wasza pierwsza trasa koncertowa poza Ukrainą?
Tak, pierwsza. Przyjechaliśmy do
Polski na trzy koncerty. Wczoraj graliśmy w Lublinie, jutro jedziemy do
Krakowa. Bardzo nas cieszy żywiołowe przyjęcie, tym bardziej, że poza Ukrainą
nie jesteśmy praktycznie znani. Za to w kraju gramy bardzo dużo koncertów –
tydzień emu występowaliśmy w Kijowie, przyszły tysiące młodych ludzi.
Fantastyczne przeżycie!
Trochę dziwi mnie, że udzielasz się w zespole grającym ska. To chyba
nie jest muzyka odpowiednia na pogrzeb?
Dlaczego nie? (śmiech) Rozumiem, że nawiązujesz do powieści „Anarchy in the UKR”
i zamieszczonej tam listy dziesięciu utworów, które chciałbym usłyszeć na
własnym pogrzebie. Ale skoro znajduje się tam Sex Pistols… Przecież ska to
rodzaj muzyki, który mocno zahacza o punk rock. Bardzo lubię muzykę ska, moim
zdaniem jest to świetne powiązanie melodyjnej, tanecznej muzyki z ideologicznym
przekazem.
W jednym z wywiadów, poproszony o wskazanie, co jest bliższe Twojemu
sercu – poezja czy proza – powiedziałeś, że ani to, ani to. Więc co? Może
muzyka?
Rzeczywiście, tak powiedziałem,
ale chodziło mi o to, że nie ma dla mnie różnicy między poezją a prozą. Przez
ostatnie dwa lata nie pisałem poezji, a ostatnio wydałem książkę poetycką pod
tytułem „Maradona”, z której jestem bardzo zadowolony. Piszę też teraz teksty
piosenek i kolejną powieść. Wszystko jest mi bliskie w równym stopniu, traktuję
te gatunki tak samo.
Jesteś jednym z ogromnej rzeszy autorów, którzy występują na muzycznej
scenie. Na czym polega ten fenomen chęci zaistnienia pisarzy w muzycznym
świecie?
Większość pisarzy to tak naprawdę
niezrealizowani muzycy (śmiech). W moim przypadku było podobnie, choć
największą rolę odegrał fakt, że przyjaźnie się z wieloma ukraińskimi grupami.
To było naturalne, że kiedyś spróbuję swoich sił na scenie. Od dawna współpracuję
z kilkoma zespołami – piszę teksty utworów, czasami je recytuję, organizuję też
festiwale i koncerty. To dla mnie zwyczajna sprawa.
A może jest to forma ucieczki przed dorosłością, możliwość przedłużenia
młodzieżowego buntu?
Nie, chyba nie. Dla mnie to
najzwyklejsza sprawa, że współpracuję z moimi kolegami. Nie ma w tym żadnej
ukrytej ideologii.
Zostawmy zatem muzykę, przejdźmy do literatury. Chciałbym zapytać o
Twoją powieść „Hymn demokratycznej młodzieży”, która ostatnio ukazała się w
Polsce. Jak widziałbyś swoich bohaterów za kilka lat?
Właśnie to będzie tematem mojej
najnowszej powieści. Nie piszę, co prawda, o tych samych bohaterach, co w
„Hymnie demokratycznej młodzieży”, ale cały czas z uwagą przyglądam się mojemu
pokoleniu, staram się zaobserwować zmiany, jakie w nim zachodzą na przestrzeni
kolejnych lat. Zawsze było dla mnie ważne, by widzieć w życiu człowieka proces
niezwykle dynamiczny. Fascynuje mnie to, jak człowiek zmienia się z biegiem
czasu – to chyba jest główny motyw mojej twórczości, do którego po raz kolejny
wracam w nowej książce, która będzie jednak formalnie zupełnie inna od
poprzednich.
A jak wyobrażasz sobie Ukrainę w najbliższej przyszłości?
Jej los zależy wyłącznie od tego,
do czego będzie dążyć pokolenie moich bohaterów. To właśnie ta generacja
formuje kształt dzisiejszej Ukrainy, od nich tak naprawdę wszystko zależy.
Ale – nawiązując do tytułów Twoich powieści – bliżej jej do anarchii
czy do demokracji?
Bardzo trudno mi odpowiedzieć na
to pytanie, ponieważ oba te terminy są niezwykle rozmyte, niemal abstrakcyjne.
Czym bowiem tak naprawdę jest dzisiaj demokracja? Podobno Stany Zjednoczone są
krajem demokratycznym, Szwecja też, nawet Rosja. Więcej nawet – Łukaszenka
twierdzi z całą mocą, że jest demokratycznym prezydentem.
Wspomniałeś o Rosji – jednym z dość kuriozalnych przykładów tamtejszej
demokracji stali się „nowi Ruscy”. Nie obawiasz się, że na Ukrainie może być
podobnie?
Ale u nas to już było w latach
dziewięćdziesiątych. To była ponadnarodowa tendencja zachłyśnięcia się
wolnością i możliwościami robienia interesów. Na szczęście w ostatnich latach
nie jest to już u nas aż tak widoczne.
Ale jesteś zwolennikiem
integracji Ukrainy z Europą?
Tak, jestem zwolennikiem
integracji Ukrainy i Europy. Jestem również za integracją Ukrainy i Rosji
(śmiech).
(tekst wywiadu ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz