środa, 28 marca 2012

POPKULTUROWY MISZ-MASZ - Peter Henisch "Brzemienna Madonna"


Chociaż tytuł powieści Petera Henischa odwołuje się do twórczości Piera della Francesca, proszę nie spodziewać się zachwytów nad włoskim malarstwem. To współczesna powieść drogi, kryminał i miłosna historia w jednym. Z zimową Italią w tle

„Brzemienna Madonna” („Madonna del Parto”) to arcydzieło sztuki renesansowej. Fresk Piera della Fransceca, przedstawiający ciężarną Matkę Boską w namiocie, którego brzegi uchylają aniołowie, znajduje się w położonej 50 kilometrów na południe od Florencji niewielkiej toskańskiej miejscowości Monterchi. Zbigniew Herbert, znany ze swojego uwielbienia dla pochodzącego z Toskanii malarza, w „Barbarzyńcy w ogrodzie” opisał Matkę Boską z Monterchi jako jedną z najbardziej prowokujących Madonn, jakie kiedykolwiek artysta odważył się namalować. Rzeczywiście – choć taki sposób przedstawienia nie jest w historii sztuki ewenementem, Madonna Piera della Francesca ma w sobie coś lubieżnego i wzniosłego zarazem, coś z naburmuszonej zmysłowości połączonej z doświadczaniem tajemnicy macierzyństwa.
Dla rzesz turystów Moterchi wraz ze znajdującym się w miejscowej szkole podstawowej (!) freskiem jest obowiązkowym punktem programu podczas wycieczek po Toskanii. Dla kobiet w ciąży jest zaś docelowym miejscem pielgrzymek, w którym mogą wznieść modlitwy w intencji udanego porodu. Ciężarna bohaterka powieści „Brzemienna Madonna”, autorstwa Austriaka Petera Henischa, również trafia do Monterchi, jednak jej podróż nie ma nic wspólnego ani z duchowością, ani ze zgłębianiem tajemnicy błogosławionego stanu, ani tym bardziej ze zwiedzaniem pereł włoskiego renesansu. Maria, 18-letnia maturzystka z Wiednia, nieszczęśliwie zakochana w swoim nauczycielu religii, z którym jest w ciąży, zostaje przypadkowo uprowadzona w skradzionym samochodzie. Auto należy do wspomnianego katechety, zaś porywaczem jest niejaki Josef Urban, 50-latek, który stracił sens życia i pragnie je zakończyć w emocjonujący sposób. Na przykład kradnąc samochód i ruszając w nieznane. Nie przewidział jedynie tego, że na tylnym siedzeniu śpi nafaszerowana valium nastolatka.
Brzmi jak streszczenie taniego filmu? Tak właśnie miało być! Henisch umyślnie bowiem miesza wszelkie możliwe popkulturowe klisze, zderzając je z kultura wysoką – wyprawia swoich bohaterów w pięciotygodniową wycieczkę wokół Włoch, lecz zamiast zwiedzania zabytków, funduje czytelnikowi lekcję odszyfrowywania sms-ów. Wszystko miesza się tu ze wszystkim – Jimi Hendrix z Novalisem, Mussolini z Fernandelem, „Lolita” i „Bonnie and Clyde” z legendami Ostrogotów. Ucieczka Józefa i Marii (brzmi znajomo?) staje się kryminalną intrygą, w którą na dodatek wplątano uczuciowy czworokąt, zaś ciężarna Maria jedzie do Monterchi stanąć twarzą w twarz z wizualizacją niepokalanego poczęcia. Po drodze słucha oczywiście „Like a Virgin” Madonny...  Co zaskakujące – przy takiej ilości cytatów, nawiązań i literackich gierek, autorowi udało się zachować spójność opowieści, która wzbudza autentyczne czytelnicze zainteresowanie.
Powieść Henischa to bezpretensjonalna historia, która nie udaje, że jest czymś więcej niż czytelniczą rozrywką (na przyzwoitym – trzeba dodać – poziomie). I tak też należy ją traktować – jako zręcznie napisane czytadło, w sam raz do zabrania w podróż. Najlepiej oczywiście, gdy jest to podróż po Włoszech w posezonowym okresie.

Peter Henisch
„Brzeminna Madonna”
tłum. Sława Lisiecka
PIW, Warszawa 2008

(tekst ukazał się pierwotnie w "Dzienniku. Polska-Europa-Świat")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz