W powieści Kongoliego albańska współczesność miesza się z mroczną
przeszłością, a losami jednostek kieruje nieodgadnione przeznaczenie
Albania stała się pod rządami
Envera Hodży jednym z najcięższych reżimów komunistycznych, gdzie internowania,
zsyłki do więzień, polityczne zabójstwa i wszechobecny terror były na porządku
dziennym. Dzisiaj, kilkanaście lat po osiągnięciu normalizacji, ten mały kraj
wciąż pozostaje dla reszty Europy nieodkrytą tajemnicą. Podobnie jak jego
literatura - znamy nazwiska Fatosa Lubonji, Ismaila Kadarego, Ylljeta Alliçki
i... to właściwie wszystko. Polski czytelnik miał szczęście poznać wycinek
albańskiej rzeczywistości dzięki ostatnim tekstom Andrzeja Stasiuka, a teraz
możemy się cieszyć "pierwszą w Polsce albańską powieścią współczesną"
(jak nazywa "Psią skórę" wydawca). I rzeczywiście - główna warstwa
powieści to obyczajowa obserwacja mieszkańców Tirany, metropolii takiej jak
inne, z gwarem, pośpiechem, korkami, z młodzieżą surfującą po internecie i
marzącą o wylosowaniu wizy do USA. Jednak nad tą zwykłą codziennością wciąż
unosi się widmo przeszłości.
Żyje nią także główny bohater
powieści, Krist Tupek, osobnik nijaki, człowiek bez właściwości. Niegdyś
scenarzysta miernych filmów, świetnie dopasowany do minionego ustroju, z czasem
staczał się coraz bardziej w hierarchii społecznej i moralnej. Z artysty stał
się cinkciarzem, drobnym pijaczkiem zdradzającym swoją żonę. Gdy w sylwestrową
noc przełomu wieków Tupek zostaje wdowcem, wraz z wyzerowaniem kalendarza
zeruje się również jego życie.
Opuszczony przez żonę i dzieci dokonuje rachunku sumienia, pogrążając się w
analizowaniu szczegółów swojej marnej biografii. Wtedy odkrywa, że jego życiem
(poza wszechwładnym systemem) kierowało specyficzne fatum - nawet miłość,
odradzająca się w trzech kolejnych pokoleniach, naznaczona była zagadkowym
przeznaczeniem. Byłby zatem Tupek wybrańcem, na co wskazywałoby jego
Chrystusowe imię, czy raczej zwykłą zabawką w rękach losu, po prostu dupkiem,
jak chce jego nazwisko?
Fatos Kongoli
"Psia skóra"
tłum. Dorota Horodyńska
Czarne, Wołowiec 2007
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz