Zbiór opowiadań „Cukrowy Kreml” to futurystyczna groteska, w której
Sorokin próbuje sobie wyobrazić nieodległą przyszłość Rosji. To książka
zabawna, ale też niezwykle gorzka. Przede wszystkim jednak – ze wszech miar
niepoprawna.

Znajomość
fabuły „Dnia oprycznika” nie jest jednak konieczna przed zapoznaniem się z
opowiadaniami z „Cukrowego Kremla”. Wręcz przeciwnie – przystępując do lektury
bez wiedzy wyniesionej z wcześniejszej powieści, mamy ogromną frajdę przy
wgryzaniu się w humorystycznie opisywane szczegóły, które pozwalają na
ogarnięcie rzeczywistości stworzonej przez Sorokina. A naprawdę jest się czym
zachwycać – rosyjski autor w każdym z opowiadań ukazuje inną odsłonę świata
rosyjskiej przyszłości, zręcznie przechodząc od groteski do tragizmu. Poznajemy
więc i opryczników, i nękanych przez nich ziemskich szlachciców. Przyglądamy
się codziennemu życiu chłopów i inteligentów, służalczych artystów i
przedstawicieli antyrządowego podziemia. Świat tej antyutopii jest w wyraźny,
specjalnie wręcz naciągany sposób spolaryzowany – wielkomiejska, futurystyczna
Moskwa sąsiaduje z okolicami przypominającymi jako żywo wsie z XIX wiecznych
rosyjskich powieści („Potem zaczął się las i ziemskie ubogie
wioski, nieurodzajne pola, szczekanie psów za krzywymi płotami, koty wychudzone
na płotach rozchwierutanych, koguty ochrypnięte w łopianach”) Podobnie rzecz się ma z podziałem społecznym
– z jednej strony mamy władzę i jej
funkcjonariuszy, z drugiej całą rzeszę prześladowanych.
Doprowadzony
do absurdu wewnętrzny podział Rosji – oto czym może skutkować
proputinowska polityka, zdaje się zgryźliwie
mówić Sorokin. Ale to jeszcze nie wszystko, na co stać tego autora. Wiele
kontrowersji wzbudzi zapewne opowiadanie „Knajpa”, w którym Sorokin w czytelny
sposób drwi sobie z czołówki polityczno-artystycznej kraju, ukazując swoich
przeciwników jako zapijaczonych klientów knajpy „Mamona”. Jest tu i Żyrynowski,
i Ziuganow, i Miedwiediew, i Łużkow („rechoczący głuchym rykiem okrągły dozorca
Łużkowiec). Jest wchodzący w podejrzane interesy z Chinami Putin (ciemny
iluzjonista Pu I Tin). Jest rodzina Michałkowów („sprytne to chłopaki, obrotne,
rozweselać i wyciskać pieniądz umieją”), wśród których prym wiedzie
Wypieszczony Wąs, czyli reżyser Nikita Michałkow, który „zawsze ma w zanadrzu
rzewne pieśni i oczy wiecznie zapotniałe”. Sorokin zawsze kpił z władzy i jej
pupili, a oni odpłacali mu pięknym za nadobne, urządzając choćby publiczne
topienie jego książek w klozecie. Jak adwersarze Sorokina zareagują na „Cukrowy
Kreml”? Prawdopodobnie równie histerycznie. A autor po raz kolejny będzie mógł
zacytować Czechowa: „Trudno winić lustro za to, że odbicie się nie podoba”.
Włądimir Sorokin
„Cukrowy Kreml”
tłum. Agnieszka Lubomira
Piotrowska
W.A.B., Warszawa 2011
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz