Herta Müller,
niemiecka autorka pochodzenia rumuńskiego, „z poetyckim wyczuciem i
bezpośredniością prozy ukazuje losy wywłaszczonych”. Oficjalny komunikat
noblowski precyzyjnie oddaje specyfikę tej twórczości. Müller porusza się
bowiem w zaklętym kręgu bolesnych tematów, opisując izolowaną społecznie
mniejszość niemiecką w Rumunii, dyktaturę Ceauşescu, brutalne działania
rumuńskiej Securitate oraz poczucie emigracyjnego wyobcowania.
Nie inaczej jest
w przypadku książki „Strażnik bierze swój grzebień”, która ukazała się właśnie
w polskim tłumaczeniu. Polskie wydanie tej książki, która miała swoją premierę
w Niemczech w roku 1993, jest wydarzeniem bezprecedensowym, albowiem tytuł ten
nie był dotąd tłumaczony na języki obce, prawdopodobnie z powodu niezwykle
oryginalnego kształtu. „Strażnik bierze swój grzebień” składa się bowiem z 94
osobnych kartek formatu pocztówkowego, na których zamiast tradycyjnego tekstu
znalazły się wiersze-kolaże niemieckiej pisarki, stworzone z wyciętych z gazet
pojedynczych słów, fragmentów prasowych fotografii i utrzymanych w jednolitym
stylu grafik przedstawiających schematycznie naszkicowaną ludzką sylwetkę.
Całość zapakowana jest do pudełka, które wyglądem przypomina pojemnik do
przechowywania listów.
Te niecodzienne
zabiegi w niekonwencjonalny sposób podkreślają przywiązanie Herty Müller do jej
głównych tematów, którymi są poczucie wyobcowania, wygnania czy przymusowego
zerwania z przeszłością. W wierszach z książki „Strażnik bierze swój grzebień”
pojawia się, obecna także w prozie Müller, konieczność dokonania rozróżnienia
pomiędzy ojczyzną a obczyzną, zaś doświadczenie utraty przenikające wiele
wersów („Zrobiło się cicho w mojej przeszłości”) jest multiplikowane przez
swoistą oschłość formy. Pisarka podkreśla, że po wyswobodzeniu się z pęt
dyktatury, kiedy, zdawałoby się, można już powiedzieć wszystko, społeczna
alienacja nie pozwala na posługiwanie się własnym głosem. W takiej sytuacji
jest się skazanym na sklejanie wypowiedzi ze strzępków oficjalnego dyskursu. Te
poniekąd sztucznie stworzone zdania nie są płynne i potoczyste, sprawiają
niemal fizyczny ból, kaleczą mowę. „Gorączka niemieckiego”, o której pisze Müller,
nie pozwala mówić wprost. Czasami trafić można jednak na fragmenty niezwykle
emocjonalne, lecz nikną one z sąsiedztwie innych wypowiedzi, gubią się pośród
luźno przekładanych kartek. „Tamte lata ze Wschodu zostawiłam w / skrytce
bagażowej na dworcu / tylko w rzece na dnie leży więcej rzeczy” – pisze Müller
i trudno oprzeć się wrażeniu, że schowane do pudełka teksty z ksiązki „Strażnik
bierze swój grzebień”, przypominają osobisty bagaż zamknięty na głucho w
przechowalni. Zgodnie z podtytułem ksiązki („O odchodzeniu i odcięciu”) Müller
opisała swoją rozłąkę z przeszłością i symbolicznie od tej przeszłości się
odcięła, chowając teksty do niebieskiej trumny, do puszki Pandory, którą
czytelnik otwiera na własne ryzyko.
Herta Müller
„Strażnik bierze
swój grzebień”
tłum. Artur
Kożuch
Korporacja Ha!art, Kraków 2010
(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz