środa, 28 marca 2012

CZESKI CHMUROŁAP - Jaroslav Rudiš "Grandhotel"


Bujający w chmurach naiwniak o złotym sercu szuka sensu życia. Z tak banalnej fabuły Jaroslav Rudiš utkał frapującą opowieść. Oto kolejne zwycięstwo czeskiej literatury.

Trzydziestoletni Fleischman w dzieciństwie uległ wypadkowi, w którym zginęli jego rodzice, on zaś nabawił się wielu fobii. Nie jest na przykład w stanie przekroczyć granic swojego  miasta. Ma też utrudniony kontakt z otoczeniem – nie ma dziewczyny, nie ma przyjaciół, nie ma żadnych zainteresowań poza wpatrywaniem się w chmury. To zaś przychodzi mu o tyle łatwo, że pracuje w tytułowym Grandhotelu, architektonicznym cudzie mieszczącym się na szczycie góry Ještěd nad Libercem, który dosłownie spowity jest obłokami. Poza obserwacją cirrusów Fleischman podgląda innych pracowników hotelu, równie postrzelonych jak on, oraz uczęszcza na psychoanalityczne seanse. Te jednak nie mogą zapewnić mu powrotu do normalnego życia. Fleischman postanawia więc w spektakularny sposób uciec ze swojej szklanej pułapki. Po drodze znajdzie jednak czas na zakochanie się i zdobycie przyjaźni pewnego Niemca, który powraca do rodzinnego miasta z nietypową misją.
„Grandhotel” powstał specjalnie na potrzeby filmu wyreżyserowanego przez Davida Ondřička (tego od „Samotnych”). Jednak reżyser skupił się przede wszystkim na wątku dojrzewania do miłości i wolności, nie znajdując filmowego ekwiwalentu dla specyficznego humoru oraz spłycając, na modłę hollywoodzką, wyraziste tło społeczno-historyczne. Tymczasem powieść Rudiša to nie tylko „czeski Forrest Gump”, ale także znakomite psychologiczne studium alienacji, inteligentna gra z czeskimi mistrzami pióra (czechofile bez trudu rozpoznają czytelne nawiązania do książek Hrabala czy Škvoreckiego) oraz lekcja historii XX wieku. Wszak Rudiš nieprzypadkowo osadził akcję powieści w Libercu, który do II wojny światowej zamieszkiwany był głównie przez Niemców sudeckich. „Nasze miasto jest czesko-niemieckie. Albo niemiecko-czeskie. Możecie sobie wybrać. Ale nie możecie przed tym uciec”. Nie ma zatem ucieczki od niemieckiego dziedzictwa, jak również od wspomnień o demoludach czy przekształceń ostatniego dwudziestolecia. W polityczno-kulturowym kotle Europie Środkowej nawet największy lekkoduch i marzyciel nie może zapominać, że życie to nie tylko gapienie się w chmury.

Jaroslav Rudiš
„Grandhotel. Powieść nad chmurami”
tłum. Katarzyna Dudzic
Good Books, Wrocław 2011

(tekst ukazał się pierwotnie w "Uważam Rze")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz