Bujający w chmurach naiwniak o złotym sercu
szuka sensu życia. Z tak banalnej fabuły Jaroslav Rudiš utkał frapującą
opowieść. Oto kolejne zwycięstwo czeskiej literatury.
Trzydziestoletni
Fleischman w dzieciństwie uległ wypadkowi, w którym zginęli jego rodzice, on
zaś nabawił się wielu fobii. Nie jest na przykład w stanie przekroczyć granic
swojego miasta. Ma też utrudniony
kontakt z otoczeniem – nie ma dziewczyny, nie ma przyjaciół, nie ma żadnych
zainteresowań poza wpatrywaniem się w chmury. To zaś przychodzi mu o tyle
łatwo, że pracuje w tytułowym Grandhotelu, architektonicznym cudzie mieszczącym
się na szczycie góry Ještěd nad Libercem, który dosłownie spowity jest obłokami.
Poza obserwacją cirrusów Fleischman podgląda innych pracowników hotelu, równie
postrzelonych jak on, oraz uczęszcza na psychoanalityczne seanse. Te jednak nie
mogą zapewnić mu powrotu do normalnego życia. Fleischman postanawia więc w
spektakularny sposób uciec ze swojej szklanej pułapki. Po drodze znajdzie
jednak czas na zakochanie się i zdobycie przyjaźni pewnego Niemca, który
powraca do rodzinnego miasta z nietypową misją.
„Grandhotel” powstał specjalnie
na potrzeby filmu wyreżyserowanego przez Davida Ondřička (tego od „Samotnych”).
Jednak reżyser skupił się przede wszystkim na wątku dojrzewania do miłości i
wolności, nie znajdując filmowego ekwiwalentu dla specyficznego humoru oraz
spłycając, na modłę hollywoodzką, wyraziste tło społeczno-historyczne. Tymczasem
powieść Rudiša to nie tylko „czeski Forrest Gump”, ale także znakomite
psychologiczne studium alienacji, inteligentna gra z czeskimi mistrzami pióra
(czechofile bez trudu rozpoznają czytelne nawiązania do książek Hrabala czy
Škvoreckiego) oraz lekcja historii XX wieku. Wszak Rudiš nieprzypadkowo osadził
akcję powieści w Libercu, który do II wojny światowej zamieszkiwany był głównie
przez Niemców sudeckich. „Nasze miasto jest czesko-niemieckie. Albo
niemiecko-czeskie. Możecie sobie wybrać. Ale nie możecie przed tym uciec”. Nie
ma zatem ucieczki od niemieckiego dziedzictwa, jak również od wspomnień o
demoludach czy przekształceń ostatniego dwudziestolecia. W polityczno-kulturowym
kotle Europie Środkowej nawet największy lekkoduch i marzyciel nie może
zapominać, że życie to nie tylko gapienie się w chmury.
Jaroslav Rudiš
„Grandhotel.
Powieść nad chmurami”
tłum. Katarzyna
Dudzic
Good Books,
Wrocław 2011
(tekst ukazał się pierwotnie w "Uważam Rze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz