Krótka i prościutka z pozoru
powieść Lenza jawi się jako penitencjarne qui pro quo, choć jest czymś więcej –
to filozoficzna przypowiastka o tym, że rzeczywistość może być złudzeniem
kreowanym za pomocą sztuki

W „Występach gościnnych” niemiecki pisarz po raz
kolejny wraca do tych kluczowych kwestii, ale tym razem o wypowiedzeniu
posłuszeństwa i potrzebie autorytetu mówi w sposób nadzwyczaj lekki, anegdotyczny,
niemalże groteskowy, a uwikłanie w politykę zamienia na uwikłanie w sztukę. Do
więzienia Isenbüttel przyjeżdża objazdowy teatr. W trakcie spektaklu grupa osadzonych, korzystając z teatralnego
autokaru, ucieka na wolność. Trafiają do pobliskiego miasteczka, w którym
odbywa się właśnie kulturalny festyn. Przybysze z Isenbüttel wzięci zostają za
aktorów, a ich więzienne stroje za sceniczne kostiumy. W myśl zasady „Najbezpieczniejszą
kryjówką są występy publiczne”, fałszywi artyści z ochotą podszywają się pod
wędrowną trupę, a odniesiony sukces popycha ich do coraz bardziej odważnych
posunięć. Nie wiedzą jednak, że ich gościnne występy to fragment starannie
wyreżyserowanego przedstawienia, a cała brawurowa ucieczka jest drogą z deszczu
pod rynnę.
Siegfried
Lenz
„Występy
gościnne”
tłum.
Emilia Bielicka
Czytelnik,
Warszawa 2011
(tekst ukazał się pierwotnie w "Uważam Rze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz