czwartek, 29 marca 2012

WSZYSCY JESTEŚMY ABSCHAFFELAMI - Wilhelm Genazino "Abschaffel"


Powieściowa trylogia Wilhelma Genazino jest mistrzowskim pomnikiem wystawionym banalnemu życiu. W „Abschaffelu” nuda staje się pociągająca, a zwykła egzystencja jest o wiele ciekawsze niż najbardziej wymyślne fabuły.

Środowisko literackie, zazwyczaj ustabilizowane, przeżywa niekiedy wstrząs – oto okazuje się, że literackie laury nieoczekiwanie przypadają w udziale twórcy dotychczas mało znanemu, choć obecnemu na rynku od dłuższego czasu. Sytuacja taka miała miejsce w 2004 roku w Niemczech, gdzie nagrodę im. Georga Büchnera, jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich, zdobył Wilhelm Genazino, autor, który zadebiutował w roku 1965. Okazało się wówczas, że przez długie lata nie dostrzegano jego mistrzowskiej twórczości. Mamy więc szczęście, że możemy poznać jego trylogię powieściową „Abschaffel” (na którą składają się wydane w latach 1977-1979 powieści „Abschaffel”, „Usuwanie trosk” i „Życie na niby”).
Trylogia Genazino jest – trzeba to powiedzieć od razu – arcydziełem, które nie każdemu jednak przypadnie do gustu. Nie chodzi tu o stopień trudności tej prozy, która jest napisana językiem wręcz przezroczystym, pozbawionym stylu, zdaniami najzwyklejszymi z możliwych. Prawdziwym kłopotem jest kwestia akceptacji głównego bohatera, którego najlepiej określa jego imię – czasownik „abschaffen” oznacza po niemiecku czynność znoszenia, kasowania. To niezwykle trafne określenie bohatera, który jest esencją nijakości – gdyby pewnego dnia zniknął z powierzchni ziemi, nikt nie zauważyłby jego nieobecności. W Abschaffelu, 30-letnim urzędniku mieszkającym samotnie w kawalerce, wszystko jest średnie – od wykształcenia i pełnionego przezeń stanowiska po wygląd i ambicje. Owszem, tacy bohaterowie już zaludniali wiele powieści (by wspomnieć choćby Kafkę, Musila, czy innych powieściopisarzy sięgających po motyw everymana), jednak „dokonania” Abschaffela biją ich wszystkich na głowę. Weźmy choćby motto pierwszej części trylogii, zaczerpnięte z listów Kafki: „Godziny poza biurem pożeram niczym dzikie zwierzę”, które w zestawieniu z życiem Abschaffela brzmi ironicznie. Bohater Genazino, zwykły urzędniczyna, również nienawidzi swej pracy i nudzi się w niej ogromnie, jednak, kiedy z niej wyjdzie, nuda jego egzystencji wzmaga się niepomiernie. Jeżeli – jak mawiał Hitchcock – film to życie, z którego wymazano plamy nudy, to życie Abschaffela jest nudą, z której wymazano wydarzenia o jakimkolwiek stopniu istotności. Dlatego też Abschaffel daje się ponieść strumieniowi banalności. Jego zachowania, obserwacje i przemyślenia kwalifikują go jako człowieka, u którego nerwica natręctw, autyzm i schizofrenia zgodnie koegzystują w jednym niepozornym umyśle. Na dodatek Abschaffel ciągle jest poirytowany, urażony, zniechęcony. To egoista przekonany o własnej wyższości nad innymi. Jak można zatem lubić takiego bohatera, jak można lubić taką książkę?
Można! Albowiem Genazino w sposób genialny dotknął istoty ludzkiej egzystencji – to jedno z najbardziej „życiowych” dzieł sztuki, jakie można sobie wyobrazić. Życie, w ogromnej większości wypadków, jest właśnie takie – banalne, pełne mikrozdarzeń i nic nieznaczących drobiazgów. Abschaffel zaś ze zwykłego szaraczka awansuje na człowieka sensu stricto, który mógłby zostać wystawiony w Sevres jako wzorzec ludzkiej egzystencji. A że jest to egzystencja, która nie przynosi nam chluby? Cóż, za to właśnie lubimy Abschaffela – wszystkie nasze niedoskonałości bierze na swoje barki i przygląda się życiu w sposób, o jakim nigdy byśmy nie pomyśleli. Osądzając Abschaffela osądzamy samych siebie. Kto nigdy nie wpatrywał się bezmyślnie w telewizor, niech pierwszy rzuci kamieniem. Wszyscy jesteśmy Abschaffelami.

Wilhelm Genazino
„Abschaffel”
tłum. Anna Chałabiś
PIW, Warszawa 2009

(tekst ukazał się pierwotnie w "Życiu Warszawy")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz