niedziela, 8 czerwca 2014

TEATR MORALNEGO NIEPOKOJU - Piotr Wojciechowski "Tratwa manekina"


Wina i kara. Konfrontacja postaw. Moralna odnowa. Piotr Wojciechowski w Tratwie manekina, odwołując się do szekspirowskiej Burzy, podejmuje odwieczny temat przezwyciężania ludzkich słabości, konstruując zajmującą współczesną opowieść o odkupieniu.

Zacznijmy od końca. Od ostatniej sceny powieści, w której jeden z jej bohaterów, inżynier Bronek Szmit, opowiada Olafowi Ziemskiemu o projekcie dekompresji kaskadowej – wynalazku pozwalającym na wypompowywanie wody z terenów zalewowych. Zasada działania jest prosta – zamiast jednej ogromnej szczelnej tamy tworzy się kilka lub kilkanaście mniejszych i nie tak doskonałych, lecz o wiele tańszych w produkcji i pozwalających na szybkie działanie w trakcie zagrożenia powodziowego.  Szmit, opisując przyjacielowi swój pomysł, nie używa przy tym języka technicznego, odwołuje się wręcz w przedstawieniu swojego „systemu łatania dziur” do filozofii. Olaf podchwytuje ten trop. „Przeniósłbym ten pomysł na sferę moralności” – mówi, lecz Bronek zmienia temat. Olaf opowiada więc o czym innym – o projekcie artystycznym, w który jest zaangażowany. To koncepcja „teatru rówieśnego”, polegająca na publicznym opowiadaniu życiorysów przez osoby urodzone tego samego dnia. Czy rzeczywiście ten „teatr faktu” jest czym innym niż łatanie dziur za pomocą skomplikowanej inżynierii? Piotr Wojciechowski w „Tratwie manekina” zrównuje obie te koncepcje – opisując „łatanie dziur” w psychice poszczególnych bohaterów, przedstawia ich historie odwołując się co chwila do teatru.
Tratwa manekina skonstruowana została wszak w oparciu o klasyczną zasadę jedności czasu, miejsca i akcji. Wojciechowski pozwala sobie jedynie na niewielkie odstępstwa od tej trójjedności. Akcja powieści rozgrywa się w ciągu kilku deszczowych dni w sierpniu 2009 roku w pensjonacie „U Divych Zverov” w Górach Izerskich oraz, incydentalnie, w walczącej z powodzią okolicy. Zebrani „na scenie” pensjonatu bohaterowie próbują rozwikłać istotę pewnej historii sprzed wielu lat, która wpływa w znacznym stopniu na wydarzenia współczesne. Inżynier Bronek Szmit, jego córka Marcelina z mężem Kacprem, przyjaciel rodziny, wuj Niko, a także Olaf Ziemski i Jacek Sztarmak, znajomi Bronka z dawnych czasów, nieustannie wchodzą ze sobą w skomplikowane interakcje. Osią opowieści jest przywoływana przez Bronka i Marcelę opowieść o miłości niemożliwej, która wydarzyła się kilka lat temu w Szczecinie, gdzie niejaki Manolo, żeglarz i przyjaciel Bronka, zapałał uczuciem do tajemniczej Marii. Każdy z obecnych przysłuchuje się tej opowieści, interpretuje ją na swój sposób, dopowiada sensy. Okazuje się, że tamta historia ma ciąg dalszy – o adopcję porzuconego przez Marię dziecka stara się bezskutecznie Marcela, która przyjechała w Góry Izerskie z misją wydobycia chłopczyka z tutejszego domu dziecka.
U źródeł konfliktu tragicznego, który zaważy na losach bohaterów, stoi trudna do spełnienia miłość Manola i Marii – dwojga osób, które dla sedna opowieści współczesnej nie mają większego znaczenia. Są jedynie epizodycznymi postaciami z przeszłości, które poprzez naruszenie niepisanego prawa rzucą fatum na przyszłe losy osób zebranych w izerskim pensjonacie. Kamieniem, który poruszył lawinę wydarzeń pełnych niefortunnych przypadków, tragicznych wyborów i dwuznacznych moralnie czynów, jest zatem swoiste sprzeniewierzenie się odgórnemu porządkowi społecznemu – oto Manolo, człowiek sukcesu, wbrew licznym ostrzeżeniom ulega podszeptom cielesności i sprowadza tym samym klątwę nie tylko na siebie, ale również na swoich przyjaciół. (Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że jest to pewien odpowiednik naruszenia zasady decorum). Tak oto cała grupa osób z wyższej sfery – wszyscy zebrani w pensjonacie bohaterowie są dyplomowanymi przedstawicielami socjety naukowej – usiłuje zadośćuczynić błędom przeszłości i symbolicznie powrócić do stanu sprzed moralnej i obyczajowej katastrofy.
To jednak nie koniec teatralnych odniesień. Nieprzypadkowo Olaf Ziemski jest wszak recenzentem teatralnym, specjalistą od teatru elżbietańskiego, autorem szkicu o postaci Kalibana z szekspirowskiej Burzy. Ten dramat jest ważnym kontekstem dla powieści Wojciechowskiego. Bohaterowie Tratwy manekina są przecież „uwięzieni” w pensjonacie „U Divych Zverov” niczym Prospero i jego świta na wyspie. Prosperem u Wojciechowskiego jest Bronek (co zgadza się z rozpoznaniami z eseju Ziemskiego, który widzi w Prosperze „racjonalizm i republikanizm elit globalizacji”), jego córka Marcelina będzie Mirandą, wujek Niko to Gonzalo, zaś Jacek Sztarmak, który – jak u Szekspira – zameldował się na miejscu akcji jako pierwszy, będzie Kalibanem („Syn diabła i czarownicy Kaliban to świat odrzuconych, imigranci, fawele, bieda, terroryzm, fanatycy zawiści i zemsty”).
Wojciechowski jest jednak zbyt wytrawnym pisarzem, by konstruować fabułę jedynie wokół szekspirowskich paraleli. Główny wątek moralnego odkupienia – związany z historią z przeszłości i jej nieoczekiwanym współczesnym ciągiem dalszym – wzbogaca zatem o motyw dodatkowy. Jest nim nieco zagadkowa postać Sztarmaka, który przyjechał w Góry Izerskie, by uzyskać wybaczenie od Teresy, żony Bronka, którą dość obcesowo potraktował w młodości. Do pojednania nie dojdzie, ale korespondencyjny pojedynek między Sztarmakiem a Teresą (która w pensjonacie się nie pojawi) wprowadzi do opowieści dodatkowy rys moralnej debaty. Sztarmak, emigrant z przeszłością kryminalną, upadły artysta o nieco mefistofelicznym charakterze, przeciwstawiony jest zradykalizowanej katolicko Teresie. Sztarmak przybywa do pensjonatu pod podszeptem psychoanalityka, który zaleca mu cofnięcie się w przeszłość w celu zrozumienia swoich traum. Z tego pojedynku współczesnej nauki i wiary nikt nie wyjdzie zwycięski, ale Sztarmak dość nieoczekiwanie odegra pierwsze skrzypce w misji ratunkowej, w której udział wezmą wszyscy bohaterowie.
Co ciekawe – Wojciechowski zaczyna powieść właśnie od Sztarmaka („Trzeba wejść w opowieść bocznymi drzwiami”), prowadząc klasyczną narrację trzecioosobową, by po chwili narratorem pierwszoosobowym uczynić Olafa Ziemskiego. Ta naprzemienność narracji wszystkowiedzącej i subiektywnej daje możliwość zróżnicowania punktów widzenia i zlustrowania każdego z bohaterów pod innym kątem. Dzięki temu okazuje się, że każda z osób – zdawałoby się poukładanych i spełnionych – skrywa przed innymi (ale też przed sobą) jakieś niepowodzenia. Zaangażowanie w szeroko dyskutowaną historię stwarza możliwość teoretycznego przewartościowania swoich postaw. Walka z powodzią daje natomiast szansę na wprowadzenie teorii w czyn. Tak oto cała menażeria (nazwa pensjonatu jest znacząca – to przecież „Dzikie zwierzęta”) dostąpi moralnej odnowy. Zadziała „system łatania dziur” – w finałowej scenie wspólne działanie okaże się silniejsze od demonstrowanych uprzednio wzajemnych niechęci. Teatr faktu (rówieśny, bo w dużej mierze odgrywany przez „aktorów” z jednego pokolenia), który co wieczór był „wystawiany” w pensjonacie, zostanie przeniesiony w sferę życia.
Mało jest we współczesnej literaturze autorów, którzy tak jak Wojciechowski wierzą w człowieka, w jego moralne oczyszczenie. Tratwa manekina, skomponowana i „rozegrana” niezwykle starannie, przekłada klarowność opowieści na postawę bohaterów, a finał powieści przynosi wiarę w zwycięstwo dobrej woli. I nawet jeśli o epizodzie z Gór Izerskich niektórzy bohaterowie szybko zapomną, wracając do swoich obowiązków, te kilka deszczowych dni spędzonych w pensjonacie „U Divych Zverov” będzie dla nich (i dla czytelnika) uświęcającą przygodą, o której bez ironii można powiedzieć, po raz ostatni odwołując się do Burzy: „O, co za widok! Tyle cudnych istot! Piękna jest ludzkość! O, nowy, wspaniały świat, w którym żyją tacy ludzie!”.

Piotr Wojciechowski
"Tratwa manekina"
Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz