poniedziałek, 13 stycznia 2014

SPOJRZENIE CHIRURGA - Dariusz Nowacki "Ukosem. Szkice o prozie"


Objąć spojrzeniem całość literatury to zadanie niemożliwe. Należy skupić się na jej wycinku, najlepiej w miarę reprezentatywnym. Tak właśnie czyni Dariusz Nowacki, który w zbiorze szkiców „Ukosem” wykonuje na polskiej prozie współczesnej „cięcie po przekątnej”.

Z punktu widzenia frazeologii „ukosem”, choć zbieżne z wyrażeniem „z ukosa”, nie jest z nim tożsame znaczeniowo. Dariusz Nowacki, nadając taki tytuł zbiorowi szkiców o polskiej prozie, doskonale wychwycił to minimalne przesunięcie, które otwiera pole do interpretacyjnych dywagacji. Teksty Nowackiego, momentami kąśliwe, nie są nigdy niechętne ani złośliwe – śląski krytyk nie spogląda na literaturę z ukosa, nawet jeśli poszczególne dzieła nie zachęcają go do wystawiania im pozytywnych opinii. „Ukośne” spojrzenie Nowackiego oznacza raczej spojrzenie po przekątnej, rzadko stosowane w krytyce, czy raczej – trzymając się terminu proponowanego przez Joannę Orską – w pop-krytyce, która specjalizuje się w spojrzeniu preferującym podział „podłużny”. Ten sposób oglądu, gremialnie podchwycony przez recenzentów wysokonakładowych pism, zakłada hołdowanie nader prostym, zero-jedynkowym rozróżnieniom – literatura może być dobra lub zła, autorzy popularni bądź niszowi, zaś książki żywo komentowane lub przemilczane. Kurczowe trzymanie się tych tez i dokonywanie jedynie bezpiecznych (bo powtarzanych przez większość), koniunkturalnych rozpoznań znacznie zawęża postrzeganie całościowego obrazu literatury. Jeśli pop-krytycy – porzućmy na chwilę metaforę postrzeżeniową na rzecz chirurgicznej – stosują naskórkowe cięcie podłużne, to Nowacki zanurza swój krytyczny skalpel głęboko, tnie na ukos, przecinając aorty. To coś więcej niż powierzchowny zabieg, to skomplikowana operacja na żywym organizmie, którą Nowacki wykonuje z chirurgiczną precyzją. Radykalne cięcie nie oznacza przy tym wywrotowych przewartościowań – gest krytyka należy raczej rozpatrywać jako chęć ukazania skomplikowanych procesów, które zachodzą w najnowszej polskiej prozie. Jest to bowiem organizm złożony, wymykający się jednoznacznym klasyfikacjom, niejednorodny, targany wewnętrznymi sprzecznościami. Ukośne spojrzenie – czy też cięcie – pozwala Nowackiemu w pełni je dostrzec i zrozumieć.
„Ukosem” nieprzypadkowo chyba otwiera szkic poświęcony twórczości Szczepana Twardocha. Autor fetowanej „Morfiny” jest bowiem najlepszym przykładem na to, że powierzchowne spojrzenie krytyczne, uwikłane w sieć schematycznych sposobów lektury, jest nie tylko nieuprawnione, ale przede wszystkim bezużyteczne w kontakcie z prozą, która na przestrzeni siedmiu zaledwie lat przeszła ogromne przeobrażenia. Chodzi tu nie tylko o łatwy do zaobserwowania progres warsztatowy, który zaowocował transferem Twardocha z getta literatury fantastycznej do mainstreamowego panteonu, ale przede wszystkim o zawartość ideologiczną powieści i opowiadań tego autora. Nowackiego na szczęście specjalnie nie zajmuje polityczny spór o Twardocha, który nazywa „sztucznie rozdmuchanym, publicystycznie wyolbrzymionym”. Szeroko komentowana przez prawicowe media „ideologiczna zdrada” pisarza (za taką uważa się porzucenie „Frondy” na rzecz „Polityki”) jest dla Nowackiego jedynie anegdotycznym punktem wyjścia do drobiazgowej analizy pisarskiej ewolucji Twardocha. Szkic poświęcony prozie Twardocha umieszcza Nowacki w rozdziale „Przekroje”, w którym krytycznemu oglądowi poddaje całość dzieła pięciu pisarzy (poza Twardochem – Wojciech Chmielewski, Piotr Ibrahim Kalwas, Michał Witkowski, Radosław Kobierski). Ze wspomnianej piątki autorów jedynie Twardochowi i Witkowskiemu udało się na dłużej zaskarbić uwagę czytelników. Pierwszy z nich osiągnął to przy pomocy wyraźnego wzrostu formy, drugi – dzięki przeskoczeniu wysoko zawieszonej poprzeczki. Po odkrywczym i brawurowym „Lubiewie” Witkowski zaproponował dwie równie frapujące powieści (obie, „Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej” i „Margot”, pozostają – zdaniem Nowackiego – wciąż  niedostatecznie zinterpretowane), zaś trzecią, bestsellerowym „Drwalem”, dokonał rzeczy niemal niemożliwej – pogodził czytelników czekających na dalszy ciąg „Lubiewa” z fanami kryminału, a jednocześnie pozostał wierny swojemu stylowi, lokującemu jego twórczość mimo wszystko w rejonach literatury artystycznej. To, co udało się Witkowskiemu, nie stało się udziałem pozostałej trójki. Chmielewski, po wydaniu dwóch dobrze przyjętych tomów opowiadań, nie przeszedł pozytywnie próby powieści, Kalwas z każdą kolejną książką powtarzał w coraz mniej odkrywczy sposób inkantacje islamskiego konwertyty, natomiast Kobierskiemu, cenionemu wszak za finezję językową i zdolność wskrzeszania minionych czasów, krytyk zadaje odważne pytanie: „Po co to wszystko?”. Przekrojowy charakter szkiców pozwolił Nowackiemu nie tylko w pełni dostrzec specyfikę stylu danego autora i drobiazgowo prześledzić jego drogę twórczą, ale też pomógł zwrócić uwagę na mechanizmy warunkujące stałą obecność na literackim rynku, co dopełnia te świetne teksty krytyczne elementami analizy socjologiczno-literackiej.
Na tym tle teksty pomieszczone w rozdziale zatytułowanym „Zbliżenia”, które dotyczą konkretnych utworów kolejnej piątki pisarzy – Kazimierz Orłoś, Zbigniew Masternak, Jerzy Franczak, Sławomir Shuty, Krzysztof Varga – jawią się, choćby poprzez swoją skromniejszą objętość, jako pisane z mniejszym zapałem krytycznym (choć i w nich Nowacki przejawia predylekcję do spojrzenia kontekstowego). Nie brakuje jednak w tych szkicach wyrazistości sądów – „Ruchy” Shutego zostały opisane jako dzieło przekraczające granicę odporności czytelnika, zaś w cyklu powieściowym Masternaka Nowacki widzi „grafomańską determinantę”. Prawdziwe narzekania pojawiają się jednak w rozdziale trzecim, poświęconym ciekawemu zagadnieniu powrotów literackich. Na przykładzie spóźnionych premier lub ponownych wydań utworów Donata Kirscha, Krzysztofa Niemczyka, Tadeusza Olszewskiego, Ireneusza Iredyńskiego, Janusza A. Zajdla i Michała K. Pawlikowskiego Nowacki (re)definiuje pojęcie pisarza zapomnianego. Wnioski nie są – zwłaszcza dla historyków literatury – budujące. Okazuje się bowiem, że niegdysiejsi pupilkowie czytelników oraz autorzy, którzy w odpowiednim czasie z różnych powodów nie doczekali się publikacji, przepadają z kretesem (nie jest to, rzecz jasna, paradygmat, a jedynie opinia wysnuta na bazie przytoczonych przez Nowackiego przykładów). Trudno powiedzieć, czy stoi za tym odmienna koniunktura, czy może zbyt wygórowane oczekiwania. Jedno jest pewne, jak twierdzi Nowacki – dziś czyta się zapomnianych pisarzy bez drżenia serca, że oto odkrywamy dzieło, które zweryfikuje literackie hierarchie i wprowadzi korekty do literackich podręczników. Wręcz przeciwnie – wymuszone powroty są w dużej mierze efektem starań garstki admiratorów, co niestety widać – książki te, edytorsko niechlujne, ukazują się najczęściej w małych oficynach. Sprawiedliwość dziejowa nie ma tu nic do rzeczy.
Zbiór błyskotliwych szkiców Nowackiego, dokumentujących jedynie wycinek polskiej literatury XXI wieku (książki opisywane w ostatnim rozdziale, choć metrykalnie wcześniejsze, ukazały się także po 2001 roku), nie ma pretensji monograficznych i jako taki nie jest raportem o stanie polskiej prozy. Jest to zaledwie – czy może „aż” – rzut oka na współczesne trendy literackie, uważne spojrzenie na przekrój dzisiejszej prozy, jakże zróżnicowanej pod względem gatunkowym czy ideologicznym. Jeden z wielu możliwych przekrojów.

Dariusz Nowacki
"Ukosem. Szkice o prozie"
Biblioteka "Opcji", Katowice 2013 

(tekst ukazał się pierwotnie w "Nowych Książkach")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz