Raport
z najdalszego krańca Europy
Hen
to kolejna książka reportażowa Ilony
Wiśniewskiej
o Norwegii. Debiutanckie Białe
autorka poświęciła Spitsbergenowi, największej wyspie polarnego
archipelagu Svalbard. Hen
jest portretem północnej Norwegii, czyli Finnmarku. Niby to dużo
bliżej – wszak to już kontynentalna Europa – a jednak wciąż
daleko. Dlatego też tytuł najnowszej książki Ilony Wiśniewskiej
najlepiej czytać po norwesku – w tym języku słowo „hen”
oznacza równocześnie „daleko” i „blisko”. Określenie w sam
raz dla Finnmarku. Z Oslo jedzie się tutaj samochodem 24 godziny.
Mało kto jednak wybiera się w taką podróż. Dla większości
Norwegów północna część kraju to zbieranina odludków i
dziwaków, zamieszkujących tereny, które nie sprzyjają normalnej
egzystencji. „Finnmark to garstka ludzi, ryby i renifery, kamień
na kamieniu, bezwzględne morze, zimne lato, surowa zima i wiatr,
który mąci świadomość”. Dodajmy do tego wzajemną niechęć na
linii Północ-Południe, pisaną rządowymi próbami norwegizacji
mniejszości etnicznych z jednej strony i separatystycznymi dążeniami
„północnych” z drugiej, a otrzymamy uproszczony obraz całości.
Wiśniewska
nie poprzestaje jednak na ogólnikach. Udaje jej się oddać złożony
portret Finnmarku dzięki zbliżeniu się do jego mieszkańców, co
nie jest zadaniem łatwym. Północni są nieufni wobec przybyszów.
Z konieczności tolerują Rosjan z przygranicznych miasteczek, którzy
w ramach tak zwanego Iwan-handlu ogołacają norweskie sklepy z
pieluch sprzedawanych potem z podwójnym przebiciem. Ale już coraz
liczniejsze grupy uchodźców z Bliskiego Wschodu, wjeżdżających
do lodowatego Finnmarku na wynajętych rowerach (Rosja nie pozwala na
piesze przekraczanie granicy), wzbudzają w kilkutysięcznej
populacji miasteczka Kirkenes nie lada konfuzję. Wiśniewska
przytacza te ciekawostki z ochotą, choć światowa polityka i
ekonomia nie mają dla niej, jak i dla mieszkańców Finnmarku,
większego znaczenia. Żyje się tu jakby poza światem, poświęcając
się osobliwym rytuałom i próbując przetrwać osiem (!) pór roku,
jednej bardziej ponurej od drugiej. Kluczem do zrozumienia Północy
są dla Wiśniewskiej wyraziści bohaterowie – saamska wokalistka
koncertująca z Patti
Smith, najsłynniejszy norweski street-artowiec, pokrywający
graffiti rozpadające się stodoły i martwe kaszaloty („żeby jak
najszybciej się rozpadło, morze zabrało, wiatr rozwalił, muchy
oblazły”), przede wszystkim jednak wiekowy Ibert Amundsen, którego
historia jest spoiwem i tłem dla wszystkich opowieści Wiśniewskiej,
zaś jego śmierć symbolicznym zwieńczeniem pewnej epoki w dziejach
Finnmarku. W Hen
udało się autorce uchwycić Północ w momencie przełomowym –
gdy starzy mieszkańcy wymierają, a wraz z nimi w zapomnienie
odchodzi etos pracy i poczucie wspólnoty, młodzi zaś albo
opuszczają Finnmark, albo poszukują pomysłu na siebie w tym
miejscu na końcu Europy. Osobista w tonie książka Wiśniewskiej,
łącząca zapis socjologiczny z nieledwie poetycko-metafizycznymi
fragmentami, jest upomnieniem się o Finnmark, a jednocześnie
pytaniem o jego przyszłość.
Ilona
Wiśniewska
Hen.
Na północy Norwegii
Czarne
Wołowiec 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz