czwartek, 13 lutego 2014

HUELLE WAGNEROWSKI - Paweł Huelle "Śpiewaj ogrody"


Wszystkie powieści Pawła Huellego w mniejszym lub większym stopniu odwołują się do literatury i spoglądają w przeszłość. Debiutancki „Weiser Dawidek” pobrzmiewa echem gdańskiej trylogii Güntera Grassa, „Mercedes-Benz” jest wariacją Hrabalowską, „Castorp” zaś Mannowską. „Ostatnia wieczerza” zrodziła się natomiast z notatki prasowej, co miało niewątpliwy wpływ na doraźny i współczesny charakter tej powieści, która wprowadziła do twórczości gdańskiego pisarza nieco zamętu – nie było wiadomo, w którą stronę pójdzie Huelle w nowej książce. Ale już tytuł najnowszej powieści – pochodzący z „Sonetów do Orfeusza” Rilkego – sugeruje powrót do świata, w którym Huelle czuje się najlepiej. Tym razem jednak autor poszedł o krok dalej. W „Śpiewaj ogrody” czyta bowiem przede wszystkim sam siebie – i swoje dzieła, i swoją biografię.
„Gdy wóz załadowany naszym dobytkiem zaczął powoli toczyć się aleją lipową w dół, do bruku ulicy Polanki, spojrzałem za siebie i w oknie dużego pokoju, za pożółkłą firanką ujrzałem panią Gretę” – zdanie z pierwszej strony najnowszej powieści Huellego mówi właściwie wszystko. Oto autor „spogląda za siebie” i widzi tam zdarzenia i postaci, które wcześniej pojawiały się w jego twórczości. Pani Greta z ulicy Polanki była wszak bohaterką „Przeprowadzki” z tomu „Opowiadania na czas przeprowadzek” wydanego po raz pierwszy w roku 1991. Narratorem tamtego opowiadania był mały chłopiec (porte-parole autora) wprowadzany przez jedną z lokatorek wielorodzinnego domu, Niemkę Gretę Hoffman, w świat wielkiej muzyki. Niemal ćwierć wieku później Huelle powraca do tej sceny, która staje się punktem wyjścia dla niezwykle obszernej panoramy ukazującej wielowiekową historię Gdańska widzianą z perspektywy kolejnych lokatorów oliwskiego domu przy ulicy Polanki. To, co w pierwszej wersji było kilkustronicowym opowiadaniem, stało się teraz rozpisaną na wiele głosów i rozmieszczoną w kilku planach czasowych zmitologizowaną historią Gdańska (czy szerzej – Pomorza; ważną wszak rolę odgrywają tu też Sopot, Kaszuby, Żuławy oraz samo „chłodne morze”). Scena spotkania z Gretą jest kamieniem, który porusza lawinę bohaterów i wydarzeń, akcja zaś meandruje między wiekiem XVIII a latami 70. ubiegłego wieku – główne skrzypce grają w niej Greta i jej mąż Ernest Teodor, pracujący nad opracowaniem partytury zaginionej opery Wagnera „Szczurołap z Hameln”, ale też ojciec narratora, stary Kaszub opowiadający miejscowe legendy, libertyński Francuz ze zbrodniczą przeszłością, który w połowie XVIII przybył do Gdańska z Brazylii i cała masa postaci stanowiących tło powieści – Polacy, Niemcy, Kaszubi, Rosjanie. Postaci anonimowe i najznamienitsze nazwiska. Bohaterowie fikcyjni i prawdziwi. A wśród nich Rilke, Schopenhauer i Hitler, który przybywa (czy raczej – ma przybyć) na festiwal Wagnerowski.
Nieprzypadkowo użyłem sformułowania „grać pierwsze skrzypce”, albowiem precyzyjnie rozpisana fabuła powieści przypomina muzyczną partyturę (takim zresztą mianem określą ją narrator). Chórzyści dbają o drobiazgowość obyczajowo-historycznego tła inkrustowanego niezbędnymi składnikami – mamy więc miłość, zbrodnię i tajemnicę –  zaś soliści opowiadają (wyśpiewują?) historię o mieście, które, jak w „Szczurołapie”, ogarnięte jest zarazą, w tym przypadku – ideologiczną. Wagner wydaje się być tutaj na wskroś symboliczny – antysemicki, proniemiecki, zaliczany przez nazistów do najlepszych wyrazicieli ducha narodu niemieckiego w kulturze, staje się symptomatycznym przyczynkiem do opowieści o zagładzie. W powieści Huellego w artystycznych dekoracjach kona jeden świat po drugim – po wojennej apokalipsie odchodzą i nieliczni Niemcy, którzy pozostali w rodzinnym mieście, i Kaszubi z ich kulturową odrębnością i magiczną ludowością, wreszcie w niepamięć odchodzi mitologizowane dzieciństwo narratora przesiąknięte niepowtarzalną gdańską atmosferą.
Kunsztowna polifoniczna konstrukcja, mistrzowsko rozpisana fabuła, wyestetyzowane frazy, zajmujące historie i rozpoznawalny styl Huellego, który oferuje całe bogactwo swoich najlepszych motywów – „Śpiewaj ogrody” zdaje się być powieścią idealną, która mogłaby mieć na okładce reklamową naklejkę „100% Huelle”. Problem w tym, by ów Wagnerowski patronat nie odbił się czkawką. Można bowiem odnieść wrażenie, że powieść Huellego jest nazbyt wycyzelowana, zbyt przesiąknięta patetyczną idealnością dzieł Wagnera. Dążący do stworzenia dzieła totalnego Huelle zapomniał, że niemiecki kompozytor przyniósł śmiertelnego pecha bohaterom jego powieści. Jak bowiem mówi w „Śpiewaj ogrody” altowiolista Fox, jeden z wielu  „przesiąkniętych Wagnerem” bohaterów, zbyt łatwo można dać się zwieść tej estetyce: „Te wszystkie patetyczne blachy, liryczne przerywniki, motywy przyklejone do każdej postaci, tak żeby zanim się pojawi w kadrze, już było wiadomo, kto się zjawi, szeryf, kochanka, ciemny typ, pastor, gangster, wdowa czy milioner(…), wschód słońca, majestat gór, smyczki na przemian z dęciakami, długie frazy, a kiedy nagle na tle lasu przeleci ptaszek, wiadomo, że fagocik fru fru fru, do wyrzygania”. Dobrze, że Huelle ma ironiczny dystans do Wagnerowskiego patosu i idealnych kompozycji, choć nienaganna konstrukcja „Śpiewaj ogrody” może niepokoić pewnym brakiem szaleństwa, magii i tajemnicy, które stanowiły o sukcesie „Weisera Dawidka”. Ale i tak śmiało można postawić najnowszą powieść Huellego obok jego debiutu.

Paweł Huelle
„Śpiewaj ogrody”
Znak, Kraków 2014 

(tekst ukazał się pierwotnie w "Chimerze")


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz