piątek, 6 kwietnia 2012

NIE OPISANA KATASTROFA - W.G. Sebald "Wojna powietrzna i literatura"


Znakomity powieściopisarz w swoim eseju rozgrzebuje zbiorową (nie)pamięć Niemców.

W. G. Sebald, autor eseistycznych powieści opowiadających często o losach ludzi ocalonych z Zagłady, po raz kolejny przygląda się wojennej katastrofie i jej skutkom. W wygłoszonych w Zurychu w 1997 roku wykładach (wydanych później w eseistycznej formie pod tytułem „Wojna powietrzna i literatura”) niemiecki pisarz zmienia jednak punkt widzenia – tym razem pisze o swoich rodakach nie jako o katach, ale ofiarach. Na początku eseju Sebald przytacza garść danych statystycznych, o których zwykle nie pamięta się w zażartych dyskusjach nad kwestiami wojennych zniszczeń i ich moralnych następstw. Oto podczas 400 000 nalotów samoloty angielskiej RAF zrzuciły na niemieckie miasta milion ton bomb. (W efekcie bombardowań zginęło 600 000 osób cywilnych, a siedem i pół miliona osób straciło swoje domostwa. Sebald (który stosował jedynie inicjały swych imion, gdyż uważał je za nazistowskie) daleki jest jednak od oskarżania aliantów i zdaje się, podobnie jak większość obywateli niemieckich, którzy w alianckich nalotach widzieli sprawiedliwą karę, opowiadać za ideą odpowiedzialności zbiorowej: „Naród, który w obozach wymordował i zamęczył na śmierć miliony ludzi, nie mógł przecież wypytywać zwycięskich mocarstw o logikę polityki militarnej, która podyktowała zburzenie niemieckich miast”. Niemieckiego autora zajmuje zgoła inny problem – dlaczego tak dojmujące doświadczenie, które zaważyło na co najmniej kilkudziesięcioletniej powojennej przeszłości nadreńskiego kraju, nie doczekało się literackiej transpozycji?
Niemiecka literatura nie pozostała obojętna na wydarzenia ostatnich lat wojny, lecz bombardowanie niemieckich miast i jego skutki w zastanawiający sposób, jak zauważa Sebald, pozostały na marginesie pisarskich zainteresowań. Powojenna „literatura ruin” zajmowała się raczej autorskim definiowaniem własnej tożsamości w zderzeniu z rzeczywistością, która rodziła się na zgliszczach. O tym, jak te zgliszcza powstawały, niemieccy autorzy solidarnie milczeli (trudno za wyczerpującą relację uznać jeden z końcowych passusów „Doktora Faustusa” lub mało znaną, wczesną powieść Bölla „Anioł milczał”, która ukazała się zresztą dopiero w 1992 roku, niemal pół wieku od jej stworzenia!). Dlaczego o wojennym zniszczeniu Niemiec, pyta Sebald, opowiadali wyłącznie obcokrajowcy, jak choćby Stig Dagerman w przejmującej „Niemieckiej jesieni” (wydanej niedawno w polskim tłumaczeniu)? Dlaczego niemieckie książki o wojnie powietrznej można policzyć na palcach i dlaczego są to utwory, które należy zbyć machnięciem ręki, lub, jak czyni to Sebald, znęcać się nad ich mizerią, wytykając im „ideologiczne otumanienie”, „pseudohumanistyczne filozofizmy”, „całą obleśność, cały arcyniemiecki rasistowski kicz”? Ten brak wielkiej niemieckiej wojennej epopei jest według Sebalda zaskakującą zmową, ogólnonarodową tajemnicą, hańbiącym stabuizowaniem przeszłości. Sebald posuwa się nawet dalej i uważa, że skrzętne ukrywanie tego trupa w szafie było jednym z katalizatorów późniejszego cudu gospodarczego Niemiec, „niewygasłym strumieniem psychicznej energii”. Kontrowersyjne? A jakże! I to zarówno dla Niemców, jak i dla czytelników z krajów, które podczas wojny wycierpiały ze strony hitlerowskich Niemiec najwięcej.
A przecież, jak przekonuje Sebald, ten zarzucony temat byłby dla literatury niemieckiej nie tylko koniecznym psychoanalitycznym seansem, ale także źródłem kapitalnego materiału fabularnego. Choć akurat powieść fabularna wydaje się, w swoim dążeniu do nadmiernej fikcjonalizacji, niezbyt adekwatnym gatunkiem do oddania pełni wojennej grozy. Ton reportersko-eseistyczny byłby w tym wypadku o wiele bardziej wskazany. Przymiarki do właściwego opisu niemieckich doświadczeń tamtych lat Sebald daje właśnie w swoim eseju przy okazji cytowania bądź nawiązywania do ówczesnych relacji dokumentalnych. „Wojna powietrzna i literatura” jawi się wszak jako notatki do arcydzieła, które mogłoby wstrząsnąć niemiecką literaturą. Arcydzieła, które nie zdążyło powstać.

PS. Polskie tłumaczenie "Wojny powietrznej i literatury" ukazuje się zaledwie kilka miesięcy po publikacji "Pożogi" niemieckiego historyka Jörga Friedricha (zobacz notę o książce). Po lekturze książki Sebalda warto zapoznać się także z tym frapującym dokumentem. 

W. G. Sebald
„Wojna powietrzna i literatura”
tłum. Małgorzata Łukasiewicz
W.A.B., Warszawa 2012 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz