poniedziałek, 23 czerwca 2014

PERSPEKTYWA SKAMIELINY - wywiad z Patrycją Pustkowiak



Czy pamiętasz jeszcze, jakie emocje towarzyszyły pisaniu „Nocnych zwierząt”, a potem trzymaniu w rękach pierwszego egzemplarza, który do ciebie trafił, czytania recenzji, spotkaniom z czytelnikami itd.?

Każdemu etapowi inne. Pisanie książki to był emocjonalny rollercoaster: od euforii po czarną rozpacz. Często traciłam wiarę w siebie, ale zaparłam się, by doprowadzić tę książkę do końca. Szczególnie że od dłuższego czasu znałam jej zakończenie. Kiedy zobaczyłam swoją książkę opublikowaną, przeżywałam coś pomiędzy histerią a depresją poporodową. Wydawało mi się to bardzo dziwne, że moje słowa oprawione w okładkę idą w świat, no i oczywiście bałam się, że każdy będzie mógł napluć na mnie w Internecie. Później ochłonęłam i zaczęłam się tym wszystkim ostrożnie cieszyć.

„Nocne zwierzęta” zbierają żniwo – powieść dostała nominację do najważniejszych nagród literackich: Nike i Gdyni. Jak wiadomo pisarze dzielą się na dwie kategorie. Dla jednych takie wyróżnienia są paraliżujące i trudno im potem przez długi czas coś napisać, uaktywnia się u nich kompleks bycia nagrodzonym, pojawia się blokada, podszyta ambicją obawa, że kolejną książką trzeba udowodnić, że decyzja jury nie była błędna. A drudzy wręcz przeciwnie – laury ich napędzają, dają im łatwość tworzenia, pozytywne werdykty kapituł są dla nich stymulujące. Do której grupy należysz?

Myślę, że to przedwczesne pytania. Spotkało mnie w życiu już tyle dziwnych rzeczy, że spróbuję uporać się i z nominacjami… Generalnie chyba myślę, że najuczciwszą sytuacją jest pierwsza książka anonimowego autora: toczysz ten głaz pod górę tylko siłą musu czy chcenia, poza tym tylko wtedy możesz wystąpić z pozycji atakującego znienacka drapieżnika, spadającego na czytelnika niemal dosłownie z jakiejś wiszącej nad nim gałęzi. Wydaje mi się to ideałem pisania, ale jest to niestety mocno jednorazowe; potem – jeśli książka odnosi sukces – są już oczekiwania, rokowania, zapowiedzi, newslettery i może być ciężko… Nie mam pojęcia co będzie! Na pewno chciałabym znowu zaznać takiego poczucia sensu i sprzęgnięcia z życiem, jakie miałam pisząc „Nocne zwierzęta”, ale sama nie wiem czy to jeszcze możliwe.

Myślisz już o następnej książce? Jeśli w ogóle będzie następna książka. Doskonale pamiętamy przecież o autorach, którzy debiutancką powieść traktowali jako jednorazowy wyskok. Tak było ze świetnymi „Zapiskami z nocnego dyżuru” Jacka Baczaka, który został za nią uhonorowany Nagrodą Kościelskich (w tym samy roku co Marcin Świetlicki). Wielka szkoda, że ten autor raczej niczego już nie napisze. Mam nadzieję, że nie pójdziesz w jego ślady?

Strasznie wkurza mnie mówienie, że ktoś już czegoś nie napisze, skończył się, będzie autorem jednej książki… Myślę, że raczej nikt nie wychodzi z założenia: „A teraz zrobię mały wyskok i zostanę autorem jednej książki!” Tak się po prostu układa. Może są po prostu ludzie przeznaczeni do napisania tylko jednej, wspaniałej rzeczy? Jak Harper Lee z „Zabić drozda”. Szczerze mówiąc o wiele bardziej szanuję takie podejście niż to polegające na masowej produkcji gównianych książek. I sądzę, że o wiele lepiej być autorem jednej książki niż dziennikarzem wygłaszającym takie sądy (to uwaga ogólna, nie personalna). A sama – owszem,  myślę! I pocieszam się, że w ten sposób odwalam już kawał roboty. Jest taka teoria głosząca, że pisanie składa się w dużej mierze z myślenia o pisaniu…

Z ust pisarzy często słyszymy frazę: „Piszę dla siebie”. Czy ty, jeśli piszesz dla siebie, piszesz dla siebie-krytyczki, czy dla siebie-czytelniczki?

Dlaczego wyposażyłeś mnie w tak małą liczbę statusów?! Nie wiem, pisząc nie myślałam o sobie ani o publiczności zgromadzonej na trybunach, po prostu pisałam, bo widziałam w tym sens. To, że nikt nie czekał na tę książkę, było w pewien sposób wspaniałe, wyzwalające. Nie musiałam się z nikim liczyć. Byłam też w odpowiednim okresie życie do napisania tej książki – na niczym mi nie zależało.

Tamara Mortus przejmuje rolę, którą przez lata zarezerwowana była dla bohatera męskiego – ćmy barowej, tytułowego nocnego zwierzęcia, które wyrusza w miejską dżunglę, wypuszcza się na alkoholowo-narkotykowe safari. Myślałaś podczas pisania o pionierskości swojej bohaterki?

Wyłącznie! A poważnie – rzeczywiście sporo o tym myślałam, ponieważ wyszłam od takiego założenia. Zawsze lubiłam czytać tzw. prozę używkową, czyli literaturę traktującą o różnych zatraceńcach, ludziach pogrążonych w nałogach, ale nie przypominam sobie, aby wśród nich były kobiety. Zaczęłam to postrzegać jako ważny problem: czy kobiety mogą realizować się tylko poprzez kogoś, czy potrafią występować tylko w roli opiekunek, nie potrafią świadomie i egoistycznie wybrać drogi ku samozagładzie? Chciałam to przełamać – stworzyć postać mizantropki, kobiety skonfliktowanej ze światem i samą sobą, która przechodzi przez wszystkie stacje mroku, aż dociera tam skąd nie ma drogi powrotnej. A przede wszystkim kobiety niezainteresowanej światem bliskich związków międzyludzkich, czy też takiej, która weszła w fazę obrzydzenia do tego świata i patrzy na to z perspektywy skamieliny. 

A zastanawiałaś się nad tym, że Tamara staje w jednym szeregu z bohaterami Lowry’ego, Jerofiejewa, Pilcha i wieloma innymi postaciami z klasycznych już dzieł?

Nie w sensie porównywania się z klasyką czy wyścigu. Wiedza o bogatej tradycji prozy alkoholowej była dla mnie po prostu punktem wyjścia do tego eksperymentu: czy da się stworzyć postać kobiecą na wzór tych słynnych męskich bohaterów?

Skoro jesteśmy przy odniesieniach. Parę razy podczas lektury przypomniałem sobie „Poszerzenie pola walki”. Tyle tylko, że o ile u Houellebecqa frustracja bohatera rzeczywiście się rozszerzała, stając się wyrazem społecznego oskarżenia, „Nocne zwierzęta” zdają się to pole walki zacieśniać do dramatu jednostkowego, osobistego.

Tu się chyba nie do końca zgadzam. Wydaje mi się, że ja w ogóle mam tendencję do postrzegania rzeczy jako konstruktów biologicznych i społecznych. Jeśli autor ma w ogóle coś do powiedzenia w sprawie interpretacji własnej książki, to ja bym właśnie w dużej mierze odczytywała „Nocne zwierzęta” jako oskarżenie społeczne. Społeczeństwo jest jak Bóg – za złe karze, a za dobre wynagradza, gra według opracowanych przez siebie, niesprawiedliwych reguł. To wielkie cielsko, które siedzi na człowieku i nie pozwala mu oddychać. Moja bohaterka nie może tego znieść. Poza tym wydaje mi się, że jest to książka w dużej mierze antyfeministyczna, pokazująca mielizny związane z wyzwoleniem kobiet i jednoczesną świadomość niemożliwości powrotu do rozwiązań konserwatywnych. Tamara jest tego świadoma i to stanie w rozkroku, jest przyczyną jej nieszczęścia. Przerażenie wolnym wyborem i jego oczywiste pragnienie – to bliska mi sytuacja, którą chciałam opisać.

Tamara jest socjopatką. Zatrzymując się na kolejnych stacjach swoistej drogi krzyżowej, którą jest jej dwudniowa (dwunocna) eskapada, ma okazję skrytykować kolejne aspekty współczesnego wielkomiejskiego życia. Jest jednak inna od wielu bohaterów, którzy snują podobnie krytyczne wizje. Jest sarkastyczna. Także wobec siebie samej. Nie lubi siebie. Ale czytelnik mimo wszystko czuje do niej sentyment. A autorka?

Dobrze słyszeć, że czytelnik czuje do niej sentyment. Ostatnio słyszałam raczej, że „nie można się z nią zaprzyjaźnić”. Moim zdaniem w pisaniu nie jest ważna sympatia dla bohatera, a fascynacja nim. Mnie Tamara fascynowała, przerażała i bawiła. Poszłabym z nią na imprezę.

„Życie jest niesprawiedliwe – Tamara odkryła głęboką prawdę, na której mogłaby zbić fortunę, gdyby tylko opublikowała ją w formie książki”. Ta ironiczna uwaga wpisuje się (czy świadomie?) w niedawny spór o społeczne funkcje literatury, w tym terapeutyczne. Kalicińska, która atakowała Karpowicza (a w jego osobie autorów „nie dających nadziei”), raczej nie byłaby „Nocnymi zwierzętami” zachwycona. ☺

Nie sądź po pozorach! Wydaje mi się, że każdy rodzaj literatury jest potrzebny i żadnego nie można deprecjonować. Jednak najbliższa mi literatura to taka, która spełnia funkcje przeciwne do terapii – nie koi, a niszczy. Lubię kiedy działa na mnie jak skalpel i ewentualnie uprzyjemnia operację na odsłoniętych nerwach poczuciem humoru. W celach rozrywkowych wolę obejrzeć serial albo polską komedię romantyczną.

(wywiad ukazał się pierwotnie w "Chimerze")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz