Czy pamiętasz jeszcze, jakie emocje towarzyszyły pisaniu „Nocnych
zwierząt”, a potem trzymaniu w rękach pierwszego egzemplarza, który do ciebie
trafił, czytania recenzji, spotkaniom z czytelnikami itd.?
Każdemu etapowi inne. Pisanie książki to był emocjonalny
rollercoaster: od euforii po czarną rozpacz. Często traciłam wiarę w siebie, ale
zaparłam się, by doprowadzić tę książkę do końca. Szczególnie że od dłuższego
czasu znałam jej zakończenie. Kiedy zobaczyłam swoją książkę opublikowaną,
przeżywałam coś pomiędzy histerią a depresją poporodową. Wydawało mi się to
bardzo dziwne, że moje słowa oprawione w okładkę idą w świat, no i oczywiście
bałam się, że każdy będzie mógł napluć na mnie w Internecie. Później ochłonęłam
i zaczęłam się tym wszystkim ostrożnie cieszyć.
„Nocne zwierzęta” zbierają żniwo – powieść dostała nominację do najważniejszych
nagród literackich: Nike i Gdyni. Jak wiadomo pisarze dzielą się na dwie
kategorie. Dla jednych takie wyróżnienia są paraliżujące i trudno im potem
przez długi czas coś napisać, uaktywnia się u nich kompleks bycia nagrodzonym,
pojawia się blokada, podszyta ambicją obawa, że kolejną książką trzeba
udowodnić, że decyzja jury nie była błędna. A drudzy wręcz przeciwnie – laury
ich napędzają, dają im łatwość tworzenia, pozytywne werdykty kapituł są dla
nich stymulujące. Do której grupy należysz?
Myślę, że to przedwczesne pytania. Spotkało mnie w życiu
już tyle dziwnych rzeczy, że spróbuję uporać się i z nominacjami… Generalnie
chyba myślę, że najuczciwszą sytuacją jest pierwsza książka anonimowego autora:
toczysz ten głaz pod górę tylko siłą musu czy chcenia, poza tym tylko wtedy
możesz wystąpić z pozycji atakującego znienacka drapieżnika, spadającego na
czytelnika niemal dosłownie z jakiejś wiszącej nad nim gałęzi. Wydaje mi się to
ideałem pisania, ale jest to niestety mocno jednorazowe; potem – jeśli książka
odnosi sukces – są już oczekiwania, rokowania, zapowiedzi, newslettery i może
być ciężko… Nie mam pojęcia co będzie! Na pewno chciałabym znowu zaznać takiego
poczucia sensu i sprzęgnięcia z życiem, jakie miałam pisząc „Nocne zwierzęta”,
ale sama nie wiem czy to jeszcze możliwe.
Myślisz już o następnej książce? Jeśli w ogóle będzie następna książka.
Doskonale pamiętamy przecież o autorach, którzy debiutancką powieść traktowali
jako jednorazowy wyskok. Tak było ze świetnymi „Zapiskami z nocnego dyżuru”
Jacka Baczaka, który został za nią uhonorowany Nagrodą Kościelskich (w tym samy
roku co Marcin Świetlicki). Wielka szkoda, że ten autor raczej niczego już nie
napisze. Mam nadzieję, że nie pójdziesz w jego ślady?
Strasznie wkurza mnie mówienie, że ktoś już czegoś nie
napisze, skończył się, będzie autorem jednej książki… Myślę, że raczej nikt nie
wychodzi z założenia: „A teraz zrobię mały wyskok i zostanę autorem jednej
książki!” Tak się po prostu układa. Może są po prostu ludzie przeznaczeni do
napisania tylko jednej, wspaniałej rzeczy? Jak Harper Lee z „Zabić drozda”.
Szczerze mówiąc o wiele bardziej szanuję takie podejście niż to polegające na
masowej produkcji gównianych książek. I sądzę, że o wiele lepiej być autorem
jednej książki niż dziennikarzem wygłaszającym takie sądy (to uwaga ogólna, nie
personalna). A sama – owszem, myślę! I
pocieszam się, że w ten sposób odwalam już kawał roboty. Jest taka teoria
głosząca, że pisanie składa się w dużej mierze z myślenia o pisaniu…
Z ust pisarzy często słyszymy frazę: „Piszę dla siebie”. Czy ty, jeśli
piszesz dla siebie, piszesz dla siebie-krytyczki, czy dla siebie-czytelniczki?
Dlaczego wyposażyłeś mnie w tak małą liczbę statusów?!
Nie wiem, pisząc nie myślałam o sobie ani o publiczności zgromadzonej na trybunach,
po prostu pisałam, bo widziałam w tym sens. To, że nikt nie czekał na tę
książkę, było w pewien sposób wspaniałe, wyzwalające. Nie musiałam się z nikim
liczyć. Byłam też w odpowiednim okresie życie do napisania tej książki – na
niczym mi nie zależało.
Tamara
Mortus przejmuje rolę, którą przez lata zarezerwowana była dla bohatera
męskiego – ćmy barowej, tytułowego nocnego zwierzęcia, które wyrusza w miejską
dżunglę, wypuszcza się na alkoholowo-narkotykowe safari. Myślałaś podczas
pisania o pionierskości swojej bohaterki?
Wyłącznie! A poważnie – rzeczywiście sporo
o tym myślałam, ponieważ wyszłam od takiego założenia. Zawsze lubiłam czytać
tzw. prozę używkową, czyli literaturę traktującą o różnych zatraceńcach,
ludziach pogrążonych w nałogach, ale nie przypominam sobie, aby wśród nich były
kobiety. Zaczęłam to postrzegać jako ważny problem: czy kobiety mogą realizować
się tylko poprzez kogoś, czy potrafią występować tylko w roli opiekunek, nie
potrafią świadomie i egoistycznie wybrać drogi ku samozagładzie? Chciałam to
przełamać – stworzyć postać mizantropki, kobiety skonfliktowanej ze światem i
samą sobą, która przechodzi przez wszystkie stacje mroku, aż dociera tam skąd
nie ma drogi powrotnej. A przede wszystkim kobiety niezainteresowanej światem
bliskich związków międzyludzkich, czy też takiej, która weszła w fazę
obrzydzenia do tego świata i patrzy na to z perspektywy skamieliny.
A
zastanawiałaś się nad tym, że Tamara staje w jednym szeregu z bohaterami
Lowry’ego, Jerofiejewa, Pilcha i wieloma innymi postaciami z klasycznych już
dzieł?
Nie w sensie porównywania się z klasyką czy
wyścigu. Wiedza o bogatej tradycji prozy alkoholowej była dla mnie po prostu
punktem wyjścia do tego eksperymentu: czy da się stworzyć postać kobiecą na
wzór tych słynnych męskich bohaterów?
Skoro
jesteśmy przy odniesieniach. Parę razy podczas lektury przypomniałem sobie
„Poszerzenie pola walki”. Tyle tylko, że o ile u Houellebecqa frustracja
bohatera rzeczywiście się rozszerzała, stając się wyrazem społecznego
oskarżenia, „Nocne zwierzęta” zdają się to pole walki zacieśniać do dramatu
jednostkowego, osobistego.
Tu się chyba nie do końca zgadzam. Wydaje
mi się, że ja w ogóle mam tendencję do postrzegania rzeczy jako konstruktów
biologicznych i społecznych. Jeśli autor ma w ogóle coś do powiedzenia w
sprawie interpretacji własnej książki, to ja bym właśnie w dużej mierze
odczytywała „Nocne zwierzęta” jako oskarżenie społeczne. Społeczeństwo jest jak
Bóg – za złe karze, a za dobre wynagradza, gra według opracowanych przez siebie,
niesprawiedliwych reguł. To wielkie cielsko, które siedzi na człowieku i nie
pozwala mu oddychać. Moja bohaterka nie może tego znieść. Poza tym wydaje mi
się, że jest to książka w dużej mierze antyfeministyczna, pokazująca mielizny
związane z wyzwoleniem kobiet i jednoczesną świadomość niemożliwości powrotu do
rozwiązań konserwatywnych. Tamara jest tego świadoma i to stanie w rozkroku,
jest przyczyną jej nieszczęścia. Przerażenie wolnym wyborem i jego oczywiste
pragnienie – to bliska mi sytuacja, którą chciałam opisać.
Tamara
jest socjopatką. Zatrzymując się na kolejnych stacjach swoistej drogi
krzyżowej, którą jest jej dwudniowa (dwunocna) eskapada, ma okazję skrytykować
kolejne aspekty współczesnego wielkomiejskiego życia. Jest jednak inna od wielu
bohaterów, którzy snują podobnie krytyczne wizje. Jest sarkastyczna. Także
wobec siebie samej. Nie lubi siebie. Ale czytelnik mimo wszystko czuje do niej
sentyment. A autorka?
Dobrze słyszeć, że czytelnik czuje do niej
sentyment. Ostatnio słyszałam raczej, że „nie można się z nią zaprzyjaźnić”.
Moim zdaniem w pisaniu nie jest ważna sympatia dla bohatera, a fascynacja nim.
Mnie Tamara fascynowała, przerażała i bawiła. Poszłabym z nią na imprezę.
„Życie jest niesprawiedliwe – Tamara odkryła głęboką prawdę, na której
mogłaby zbić fortunę, gdyby tylko opublikowała ją w formie książki”. Ta
ironiczna uwaga wpisuje się (czy świadomie?) w niedawny spór o społeczne
funkcje literatury, w tym terapeutyczne. Kalicińska, która atakowała Karpowicza
(a w jego osobie autorów „nie dających nadziei”), raczej nie byłaby „Nocnymi
zwierzętami” zachwycona. ☺
Nie sądź po pozorach! Wydaje mi się, że każdy rodzaj
literatury jest potrzebny i żadnego nie można deprecjonować. Jednak najbliższa
mi literatura to taka, która spełnia funkcje przeciwne do terapii – nie koi, a
niszczy. Lubię kiedy działa na mnie jak skalpel i ewentualnie uprzyjemnia
operację na odsłoniętych nerwach poczuciem humoru. W celach rozrywkowych wolę
obejrzeć serial albo polską komedię romantyczną.
(wywiad ukazał się pierwotnie w "Chimerze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz