Sońka, tytułowa
bohaterka najnowszej powieści Ignacego Karpowicza, to mieszkająca na podlaskiej
wsi wiekowa Białorusinka, która przed śmiercią rozlicza się ze swoich dawnych
tajemnic – opowiada przede wszystkim o dramatycznych wydarzeniach, których
uczestniczką była w czasie wojny. Zaskakujące? I tak, i nie. Tak, ponieważ –
zwłaszcza mając świeżo w pamięci poprzednią powieść Karpowicza, czyli
ultrawspółczesne i zanurzone w artystycznym światku Warszawki „ości” – trudno o
temat bardziej nieprzystawalny do ostatnich książek tego autora (a i skromna
objętość „Sońki” staje w kontrze do opasłych „ości” czy „Balladyn i romansów”).
A jednocześnie po trzykroć nie. Nie, bo Karpowicz zdążył nas już przyzwyczaić
do niespodziewanych zmian tematyczno-stylistycznych (weźmy choćby ponurą
psychodramę, czyli „Gesty” – powieść napisaną po lekkich w tonie „Niehalo” i
„Cudzie”). Nie, gdyż uważni czytelnicy mogli się spodziewać, że prędzej czy
później autor ten sięgnie do doświadczeń wyniesionych ze swojej podlaskiej
przeszłości. I wreszcie – nie, ponieważ nawet opowiadając o tak poważnym
temacie, Karpowicz, co dla niego typowe, wykracza co chwila poza realistyczną
konwencję. „Sońka” jest wszak bajką. Bajką okrutną.
Zaczyna się –
jak przystało na bajkę – w odpowiedniej konwencji. Miejsce akcji: za górami, za
lasami – leżący niedaleko białoruskiej granicy przysiółek Królowe Stojło, na
który składają się ledwie cztery chałupy, jest symbolicznym końcem świata. Czas
akcji: „Dawno, dawno temu”, jak głosi początek pierwszego zdania powieści.
Zanim jednak Sońka rozpocznie swoją wstrząsającą spowiedź, która przeniesie
czytelnika do lat 40. ubiegłego wieku, Karpowicz proponuje rozgrywające się w
warstwie współczesnej iście bajkowe spotkanie. Oto wyklęta przez okoliczną
społeczność „wiedźma” Sońka spotyka pięknego królewicza, który na swoim rumaku
marki Mercedes pojawia się ni stąd, ni zowąd w Królowym Stojle. Trudno o większe
nagromadzenie sprzeczności – Igor, młody i modny reżyser teatralny z Warszawy,
i bezzębna starucha-szeptucha Sońka. Teraźniejszość i przeszłość, kultura i
natura, sztuczność i autentyczność. Ale – jak to bywa w bajce – to, co
niemożliwe, staje się realne. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
spotkanie tych dwojga zadziała jak pocałunek, który przemienia żabę w piękność.
Sońka, której Igor przypomina miłość z dawnych lat, opowiada mu swoją historię,
czyniąc go nie tylko depozytariuszem okrutnej tajemnicy, ale też spowiednikiem,
który pomoże jej godnie pożegnać się ze światem. Igor zaś, dzięki spotkaniu z
Sońką, porzuci wielkomiejską maskę i przemieni się w Ignacego, który nie tylko
nie będzie wstydził się swojego podlaskiego pochodzenia, ale jeszcze twórczo je
wykorzysta, przetwarzając monolog Sońki w teatralny spektakl.
Karpowicz dość
szybko zrywa jednak z bajkową konwencją i porzuca lekkie w tonie zderzenie
dwóch światów, dość nieoczekiwanie przenosząc ciężar narracji na opowieść
Sońki. Jej wyznanie, przerobione przez Igora/Ignacego na sceniczny monolog, ma
szansę stać się jednym z najbardziej zapadających w pamięć tekstów mierzących
się z tematem winy i odkupienia („Jestem z Królowego Stojła, gdzie dumni
królowie popasywali, jestem z domu Trochimczyk, jestem matką, której zabito
dziecko, jestem siostrą, której zabito braci, jestem córką, której zabito ojca,
jestem żoną, której zabito męża, jestem kochanką, której zabito kochanka,
sąsiadką bez sąsiadów, rozpaczą bez strun głosowych, skargą bez spowiednika,
spowiedzią bez rozgrzeszenia”). To przejmująca wypowiedź szykującej się na
śmierć kobiety, która rozlicza się ze swoim życiem, z wojennymi traumami oraz
społecznym wykluczeniem. Monolog Sońki staje się dramatycznym oskarżeniem
historii, prowincjonalnego patriarchalizmu i dziejowej niesprawiedliwości. Nie
ma w tym nic z „memłania Holocaustu”. Jest za to oryginalny, bo indywidualny,
jednostkowy i skromny, a dzięki temu niezwykle sugestywny, sposób opowiadania o
tragedii – zarówno osobistej, jak i zbiorowej. „Sońka” to naprawdę mocna i
zaskakująca powieść, za pomocą której Karpowicz udowadnia, że jest jednym z
najzdolniejszych, ale przede wszystkim najbardziej wszechstronnych autorów
swojego pokolenia.
Ignacy Karpowicz
„Sońka”
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
(tekst ukazał się pierwotnie w "Chimerze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz