„Zabliźnione serca” Blechera to rewers
„Czarodziejskiej góry”, powieść
napisana „po cioranowsku” – na szczytach rozpaczy.
Max Blecher był przedstawicielem wyjątkowego
pokolenia, do którego należeli najwybitniejsi XX-wieczni intelektualiści pochodzenia
rumuńskiego – Emil Cioran, Mircea Eliade i Eugène Ionesco. Jednak – w
odróżnieniu od wspomnianych autorów, którzy wyemigrowali do Francji – Blecher
nie mógł liczyć na międzynarodowe uznanie, do Francji zaś jeździł wyłącznie na
leczenie. Gdy bowiem skończył 19 lat, zdiagnozowano u niego chorobę Potta,
czyli połączoną z atakami niewyobrażalnego bólu gruźlicę kości kręgosłupa. Po
serii wizyt w europejskich sanatoriach Blecher wrócił do rodzinnego Roman i
resztę krótkiego życia (zmarł w wieku 29 lat) spędził w pozycji horyzontalnej,
zakuty w specjalny gipsowy gorset. I pisał, jakby wbrew chorobie, a może wręcz
dzięki niej. Przez dziesięciolecia pozostawał jednak, nawet w Rumunii,
właściwie zapomniany. Dopiero opublikowany w latach 90. monumentalny „Dziennik
z lat 1935-1944” Mihaila Sebastiana, w którym autor sporo miejsca poświęcił
Blecherowi, pozwolił na nowo odkryć tego, jak pisał Sebastian, „dziwnego
chłopaka”.
Skromna objętościowo twórczość Blechera, który
pozostawił po sobie tylko tom poezji, garść osobistych zapisków i dwie
ukończone powieści, przysporzyła mu miana „rumuńskiego Kafki”. I rzeczywiście –
jego studiom wyobcowania blisko jest do autora „Procesu”, ale też
niespodziewanie blisko do Schulza z jego koncepcją deformacji rzeczywistości. Jednak
głównym odniesieniem dla wyrosłych z doświadczeń Blechera „Zabliźnionych serc”
pozostaje Tomasz Mann i „Czarodziejska góra” – wszak główny bohater powieści
przybywa do sanatorium, gdzie dokona przewartościowania swojego życia.
„Zabliźnione serca” są jednak nie tyle nawiązaniem, co raczej przeciwieństwem
powieści Manna. I tak, jak Castorp nie ma nic wspólnego z Emanuelem,
tchórzliwym egocentrykiem, który własne cierpienie zwalcza zadając cierpienie
innym, tak ekskluzywne Davos jest odwrotnością Berck, „miasta bezruchu i
gipsu”. Świat powieści Blechera jest nie tylko antytezą świata mannowskiego –
to w ogóle świat na opak, gdzie chorzy „muszą leżeć w gipsie, ale prowadzą
normalne życie, nawet jeżdżą na przejażdżki, leżąc w specjalnych powozach
ciągniętych przez konie lub osiołki”. Blecher zneutralizował pesymistyczną
wymowę powieści zaskakującymi akcentami groteskowymi, a naturalizm opisu
zrównoważył subtelnym liryzmem. W postaci Emanuela zawarł natomiast obraz
człowieka, którym sam mógłby się stać, gdyby nie ocalająca moc literatury.
„Skąd u niego ta odwaga, aby jeszcze żyć?” - pyta w „Dzienniku” Sebastian.
Odpowiedzią są pisane między atakami bólu „Zabliźnione serca”.
Max Blecher
"Zabliźnione serca"
tłum. Tomasz Klimkowski
W.A.B., Warszawa 2014
(tekst ukazał się pierwotnie w "Lampie")
(tekst ukazał się pierwotnie w "Lampie")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz