Wina i kara. Konfrontacja postaw. Moralna odnowa. Piotr Wojciechowski w
Tratwie manekina, odwołując się do
szekspirowskiej Burzy, podejmuje
odwieczny temat przezwyciężania ludzkich słabości, konstruując zajmującą
współczesną opowieść o odkupieniu.

Tratwa manekina
skonstruowana została wszak w oparciu o klasyczną zasadę jedności czasu,
miejsca i akcji. Wojciechowski pozwala sobie jedynie na niewielkie odstępstwa
od tej trójjedności. Akcja powieści rozgrywa się w ciągu kilku deszczowych dni
w sierpniu 2009 roku w pensjonacie „U Divych Zverov” w Górach Izerskich oraz,
incydentalnie, w walczącej z powodzią okolicy. Zebrani „na scenie” pensjonatu
bohaterowie próbują rozwikłać istotę pewnej historii sprzed wielu lat, która
wpływa w znacznym stopniu na wydarzenia współczesne. Inżynier Bronek Szmit,
jego córka Marcelina z mężem Kacprem, przyjaciel rodziny, wuj Niko, a także
Olaf Ziemski i Jacek Sztarmak, znajomi Bronka z dawnych czasów, nieustannie
wchodzą ze sobą w skomplikowane interakcje. Osią opowieści jest przywoływana
przez Bronka i Marcelę opowieść o miłości niemożliwej, która wydarzyła się
kilka lat temu w Szczecinie, gdzie niejaki Manolo, żeglarz i przyjaciel Bronka,
zapałał uczuciem do tajemniczej Marii. Każdy z obecnych przysłuchuje się tej
opowieści, interpretuje ją na swój sposób, dopowiada sensy. Okazuje się, że tamta
historia ma ciąg dalszy – o adopcję porzuconego przez Marię dziecka stara się
bezskutecznie Marcela, która przyjechała w Góry Izerskie z misją wydobycia
chłopczyka z tutejszego domu dziecka.
U źródeł konfliktu tragicznego, który zaważy na losach
bohaterów, stoi trudna do spełnienia miłość Manola i Marii – dwojga osób, które
dla sedna opowieści współczesnej nie mają większego znaczenia. Są jedynie
epizodycznymi postaciami z przeszłości, które poprzez naruszenie niepisanego
prawa rzucą fatum na przyszłe losy osób zebranych w izerskim pensjonacie.
Kamieniem, który poruszył lawinę wydarzeń pełnych niefortunnych przypadków,
tragicznych wyborów i dwuznacznych moralnie czynów, jest zatem swoiste
sprzeniewierzenie się odgórnemu porządkowi społecznemu – oto Manolo, człowiek
sukcesu, wbrew licznym ostrzeżeniom ulega podszeptom cielesności i sprowadza
tym samym klątwę nie tylko na siebie, ale również na swoich przyjaciół. (Można
zaryzykować nawet stwierdzenie, że jest to pewien odpowiednik naruszenia zasady
decorum). Tak oto cała grupa osób z wyższej sfery – wszyscy zebrani w
pensjonacie bohaterowie są dyplomowanymi przedstawicielami socjety naukowej –
usiłuje zadośćuczynić błędom przeszłości i symbolicznie powrócić do stanu
sprzed moralnej i obyczajowej katastrofy.
To jednak nie koniec teatralnych odniesień. Nieprzypadkowo
Olaf Ziemski jest wszak recenzentem teatralnym, specjalistą od teatru
elżbietańskiego, autorem szkicu o postaci Kalibana z szekspirowskiej Burzy. Ten dramat jest ważnym kontekstem
dla powieści Wojciechowskiego. Bohaterowie Tratwy
manekina są przecież „uwięzieni” w pensjonacie „U Divych Zverov” niczym
Prospero i jego świta na wyspie. Prosperem u Wojciechowskiego jest Bronek (co
zgadza się z rozpoznaniami z eseju Ziemskiego, który widzi w Prosperze
„racjonalizm i republikanizm elit globalizacji”), jego córka Marcelina będzie
Mirandą, wujek Niko to Gonzalo, zaś Jacek Sztarmak, który – jak u Szekspira –
zameldował się na miejscu akcji jako pierwszy, będzie Kalibanem („Syn diabła i
czarownicy Kaliban to świat odrzuconych, imigranci, fawele, bieda, terroryzm,
fanatycy zawiści i zemsty”).
Wojciechowski jest jednak zbyt wytrawnym pisarzem, by
konstruować fabułę jedynie wokół szekspirowskich paraleli. Główny wątek
moralnego odkupienia – związany z historią z przeszłości i jej nieoczekiwanym
współczesnym ciągiem dalszym – wzbogaca zatem o motyw dodatkowy. Jest nim nieco
zagadkowa postać Sztarmaka, który przyjechał w Góry Izerskie, by uzyskać wybaczenie
od Teresy, żony Bronka, którą dość obcesowo potraktował w młodości. Do
pojednania nie dojdzie, ale korespondencyjny pojedynek między Sztarmakiem a
Teresą (która w pensjonacie się nie pojawi) wprowadzi do opowieści dodatkowy
rys moralnej debaty. Sztarmak, emigrant z przeszłością kryminalną, upadły
artysta o nieco mefistofelicznym charakterze, przeciwstawiony jest
zradykalizowanej katolicko Teresie. Sztarmak przybywa do pensjonatu pod
podszeptem psychoanalityka, który zaleca mu cofnięcie się w przeszłość w celu
zrozumienia swoich traum. Z tego pojedynku współczesnej nauki i wiary nikt nie
wyjdzie zwycięski, ale Sztarmak dość nieoczekiwanie odegra pierwsze skrzypce w
misji ratunkowej, w której udział wezmą wszyscy bohaterowie.
Co ciekawe – Wojciechowski zaczyna powieść właśnie od
Sztarmaka („Trzeba wejść w opowieść bocznymi drzwiami”), prowadząc klasyczną
narrację trzecioosobową, by po chwili narratorem pierwszoosobowym uczynić Olafa
Ziemskiego. Ta naprzemienność narracji wszystkowiedzącej i subiektywnej daje
możliwość zróżnicowania punktów widzenia i zlustrowania każdego z bohaterów pod
innym kątem. Dzięki temu okazuje się, że każda z osób – zdawałoby się
poukładanych i spełnionych – skrywa przed innymi (ale też przed sobą) jakieś
niepowodzenia. Zaangażowanie w szeroko dyskutowaną historię stwarza możliwość
teoretycznego przewartościowania swoich postaw. Walka z powodzią daje natomiast
szansę na wprowadzenie teorii w czyn. Tak oto cała menażeria (nazwa pensjonatu
jest znacząca – to przecież „Dzikie zwierzęta”) dostąpi moralnej odnowy.
Zadziała „system łatania dziur” – w finałowej scenie wspólne działanie okaże
się silniejsze od demonstrowanych uprzednio wzajemnych niechęci. Teatr faktu
(rówieśny, bo w dużej mierze odgrywany przez „aktorów” z jednego pokolenia),
który co wieczór był „wystawiany” w pensjonacie, zostanie przeniesiony w sferę
życia.
Mało jest we współczesnej literaturze autorów, którzy tak
jak Wojciechowski wierzą w człowieka, w jego moralne oczyszczenie. Tratwa manekina, skomponowana i „rozegrana”
niezwykle starannie, przekłada klarowność opowieści na postawę bohaterów, a
finał powieści przynosi wiarę w zwycięstwo dobrej woli. I nawet jeśli o
epizodzie z Gór Izerskich niektórzy bohaterowie szybko zapomną, wracając do
swoich obowiązków, te kilka deszczowych dni spędzonych w pensjonacie „U Divych
Zverov” będzie dla nich (i dla czytelnika) uświęcającą przygodą, o której bez
ironii można powiedzieć, po raz ostatni odwołując się do Burzy: „O, co za widok! Tyle cudnych istot! Piękna jest ludzkość!
O, nowy, wspaniały świat, w którym żyją tacy ludzie!”.
Piotr Wojciechowski
"Tratwa manekina"
Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz