Wina i kara. Konfrontacja postaw. Moralna odnowa. Piotr Wojciechowski w
Tratwie manekina, odwołując się do
szekspirowskiej Burzy, podejmuje
odwieczny temat przezwyciężania ludzkich słabości, konstruując zajmującą
współczesną opowieść o odkupieniu.
Zacznijmy od końca. Od ostatniej sceny powieści, w której
jeden z jej bohaterów, inżynier Bronek Szmit, opowiada Olafowi Ziemskiemu o
projekcie dekompresji kaskadowej – wynalazku pozwalającym na wypompowywanie
wody z terenów zalewowych. Zasada działania jest prosta – zamiast jednej
ogromnej szczelnej tamy tworzy się kilka lub kilkanaście mniejszych i nie tak
doskonałych, lecz o wiele tańszych w produkcji i pozwalających na szybkie
działanie w trakcie zagrożenia powodziowego.
Szmit, opisując przyjacielowi swój pomysł, nie używa przy tym języka
technicznego, odwołuje się wręcz w przedstawieniu swojego „systemu łatania
dziur” do filozofii. Olaf podchwytuje ten trop. „Przeniósłbym ten pomysł na
sferę moralności” – mówi, lecz Bronek zmienia temat. Olaf opowiada więc o czym
innym – o projekcie artystycznym, w który jest zaangażowany. To koncepcja
„teatru rówieśnego”, polegająca na publicznym opowiadaniu życiorysów przez
osoby urodzone tego samego dnia. Czy rzeczywiście ten „teatr faktu” jest czym
innym niż łatanie dziur za pomocą skomplikowanej inżynierii? Piotr
Wojciechowski w „Tratwie manekina” zrównuje obie te koncepcje – opisując
„łatanie dziur” w psychice poszczególnych bohaterów, przedstawia ich historie
odwołując się co chwila do teatru.
Tratwa manekina
skonstruowana została wszak w oparciu o klasyczną zasadę jedności czasu,
miejsca i akcji. Wojciechowski pozwala sobie jedynie na niewielkie odstępstwa
od tej trójjedności. Akcja powieści rozgrywa się w ciągu kilku deszczowych dni
w sierpniu 2009 roku w pensjonacie „U Divych Zverov” w Górach Izerskich oraz,
incydentalnie, w walczącej z powodzią okolicy. Zebrani „na scenie” pensjonatu
bohaterowie próbują rozwikłać istotę pewnej historii sprzed wielu lat, która
wpływa w znacznym stopniu na wydarzenia współczesne. Inżynier Bronek Szmit,
jego córka Marcelina z mężem Kacprem, przyjaciel rodziny, wuj Niko, a także
Olaf Ziemski i Jacek Sztarmak, znajomi Bronka z dawnych czasów, nieustannie
wchodzą ze sobą w skomplikowane interakcje. Osią opowieści jest przywoływana
przez Bronka i Marcelę opowieść o miłości niemożliwej, która wydarzyła się
kilka lat temu w Szczecinie, gdzie niejaki Manolo, żeglarz i przyjaciel Bronka,
zapałał uczuciem do tajemniczej Marii. Każdy z obecnych przysłuchuje się tej
opowieści, interpretuje ją na swój sposób, dopowiada sensy. Okazuje się, że tamta
historia ma ciąg dalszy – o adopcję porzuconego przez Marię dziecka stara się
bezskutecznie Marcela, która przyjechała w Góry Izerskie z misją wydobycia
chłopczyka z tutejszego domu dziecka.
U źródeł konfliktu tragicznego, który zaważy na losach
bohaterów, stoi trudna do spełnienia miłość Manola i Marii – dwojga osób, które
dla sedna opowieści współczesnej nie mają większego znaczenia. Są jedynie
epizodycznymi postaciami z przeszłości, które poprzez naruszenie niepisanego
prawa rzucą fatum na przyszłe losy osób zebranych w izerskim pensjonacie.
Kamieniem, który poruszył lawinę wydarzeń pełnych niefortunnych przypadków,
tragicznych wyborów i dwuznacznych moralnie czynów, jest zatem swoiste
sprzeniewierzenie się odgórnemu porządkowi społecznemu – oto Manolo, człowiek
sukcesu, wbrew licznym ostrzeżeniom ulega podszeptom cielesności i sprowadza
tym samym klątwę nie tylko na siebie, ale również na swoich przyjaciół. (Można
zaryzykować nawet stwierdzenie, że jest to pewien odpowiednik naruszenia zasady
decorum). Tak oto cała grupa osób z wyższej sfery – wszyscy zebrani w
pensjonacie bohaterowie są dyplomowanymi przedstawicielami socjety naukowej –
usiłuje zadośćuczynić błędom przeszłości i symbolicznie powrócić do stanu
sprzed moralnej i obyczajowej katastrofy.
To jednak nie koniec teatralnych odniesień. Nieprzypadkowo
Olaf Ziemski jest wszak recenzentem teatralnym, specjalistą od teatru
elżbietańskiego, autorem szkicu o postaci Kalibana z szekspirowskiej Burzy. Ten dramat jest ważnym kontekstem
dla powieści Wojciechowskiego. Bohaterowie Tratwy
manekina są przecież „uwięzieni” w pensjonacie „U Divych Zverov” niczym
Prospero i jego świta na wyspie. Prosperem u Wojciechowskiego jest Bronek (co
zgadza się z rozpoznaniami z eseju Ziemskiego, który widzi w Prosperze
„racjonalizm i republikanizm elit globalizacji”), jego córka Marcelina będzie
Mirandą, wujek Niko to Gonzalo, zaś Jacek Sztarmak, który – jak u Szekspira –
zameldował się na miejscu akcji jako pierwszy, będzie Kalibanem („Syn diabła i
czarownicy Kaliban to świat odrzuconych, imigranci, fawele, bieda, terroryzm,
fanatycy zawiści i zemsty”).
Wojciechowski jest jednak zbyt wytrawnym pisarzem, by
konstruować fabułę jedynie wokół szekspirowskich paraleli. Główny wątek
moralnego odkupienia – związany z historią z przeszłości i jej nieoczekiwanym
współczesnym ciągiem dalszym – wzbogaca zatem o motyw dodatkowy. Jest nim nieco
zagadkowa postać Sztarmaka, który przyjechał w Góry Izerskie, by uzyskać wybaczenie
od Teresy, żony Bronka, którą dość obcesowo potraktował w młodości. Do
pojednania nie dojdzie, ale korespondencyjny pojedynek między Sztarmakiem a
Teresą (która w pensjonacie się nie pojawi) wprowadzi do opowieści dodatkowy
rys moralnej debaty. Sztarmak, emigrant z przeszłością kryminalną, upadły
artysta o nieco mefistofelicznym charakterze, przeciwstawiony jest
zradykalizowanej katolicko Teresie. Sztarmak przybywa do pensjonatu pod
podszeptem psychoanalityka, który zaleca mu cofnięcie się w przeszłość w celu
zrozumienia swoich traum. Z tego pojedynku współczesnej nauki i wiary nikt nie
wyjdzie zwycięski, ale Sztarmak dość nieoczekiwanie odegra pierwsze skrzypce w
misji ratunkowej, w której udział wezmą wszyscy bohaterowie.
Co ciekawe – Wojciechowski zaczyna powieść właśnie od
Sztarmaka („Trzeba wejść w opowieść bocznymi drzwiami”), prowadząc klasyczną
narrację trzecioosobową, by po chwili narratorem pierwszoosobowym uczynić Olafa
Ziemskiego. Ta naprzemienność narracji wszystkowiedzącej i subiektywnej daje
możliwość zróżnicowania punktów widzenia i zlustrowania każdego z bohaterów pod
innym kątem. Dzięki temu okazuje się, że każda z osób – zdawałoby się
poukładanych i spełnionych – skrywa przed innymi (ale też przed sobą) jakieś
niepowodzenia. Zaangażowanie w szeroko dyskutowaną historię stwarza możliwość
teoretycznego przewartościowania swoich postaw. Walka z powodzią daje natomiast
szansę na wprowadzenie teorii w czyn. Tak oto cała menażeria (nazwa pensjonatu
jest znacząca – to przecież „Dzikie zwierzęta”) dostąpi moralnej odnowy.
Zadziała „system łatania dziur” – w finałowej scenie wspólne działanie okaże
się silniejsze od demonstrowanych uprzednio wzajemnych niechęci. Teatr faktu
(rówieśny, bo w dużej mierze odgrywany przez „aktorów” z jednego pokolenia),
który co wieczór był „wystawiany” w pensjonacie, zostanie przeniesiony w sferę
życia.
Mało jest we współczesnej literaturze autorów, którzy tak
jak Wojciechowski wierzą w człowieka, w jego moralne oczyszczenie. Tratwa manekina, skomponowana i „rozegrana”
niezwykle starannie, przekłada klarowność opowieści na postawę bohaterów, a
finał powieści przynosi wiarę w zwycięstwo dobrej woli. I nawet jeśli o
epizodzie z Gór Izerskich niektórzy bohaterowie szybko zapomną, wracając do
swoich obowiązków, te kilka deszczowych dni spędzonych w pensjonacie „U Divych
Zverov” będzie dla nich (i dla czytelnika) uświęcającą przygodą, o której bez
ironii można powiedzieć, po raz ostatni odwołując się do Burzy: „O, co za widok! Tyle cudnych istot! Piękna jest ludzkość!
O, nowy, wspaniały świat, w którym żyją tacy ludzie!”.
Piotr Wojciechowski
"Tratwa manekina"
Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz