W
roku 2005 w jednym z wywiadów udzielonych po premierze ”Lubiewa” na pytanie „Co
stanowi dla Michała Witkowskiego tabu?” odpowiedziałeś: „Nie powiem nic
oryginalnego: śmierć i umieranie”. Czytając późniejszą o dziewięć lat powieść,
trudno uwierzyć, że napisał ją człowiek, który wypowiedział takie słowa. Co się
zmieniło?
Mam tendencję
do przełamywania swoich tabu. Umieranie pozostaje aktualne. Boję się osób w
agonii, a one wiedzą, że inni się ich boją i że umiera się w samotności. Że
inni patrzą jak na zadżumionego. Co do śmierci, czyli momentu, w którym serce
staje – można ją już zobaczyć na YouTube. Cała reszta to wynik tego nie zabicia
serca. I tu zaczyna się to, co ciekawe: zmiany pośmiertne. To mnie fascynuje.
Przełamanie tego tabu dało mi wiele satysfakcji.
Jakoś
trudno mi sobie wyobrazić, że zmiany opadowe mogą być fascynujące. Przynajmniej
w realu. W fikcji – jak najbardziej. Widziałbym nawet takie hasła na okładce
twojej powieści: „Obrzydliwa, perwersyjna, nekrofilska… Musisz to przeczytać!”
Ach, plamy
opadowe, powiadasz? Bardzo ciekawe. Smugi dyfuzyjne. Wyciekliny gnilne. Po
prostu okazuje się, że póki człowiek żyje, nie działają w nim podstawowe prawa
fizyki, woda (a więc i krew), która jest ciężka, jakimś cudem krąży, zamiast
podlegać grawitacji i opadać. Wszystko się cały czas rusza i pulsuje. Niby o
tym wiemy, ale jak się zobaczy te kałuże na dnie trupa, to... No, w sumie
odkrycie.
„Zbrodniarz i dziewczyna” jest
powieścią pełną śmierci, trupów i sekcji zwłok opisanych z drobiazgową
dokładnością. Jak wyglądał research do książki? Byłeś na sekcji? Rozmawiałeś z
grabarzami?
Byłem na całym
mnóstwie sekcji, sam kroiłem, rozmawiałem z grabarzami, mafiozami od firm
pogrzebowych, babciami klozetowymi pracującymi w WC przylegającym do kaplicy na
cmentarzu, z facetami od tranatopraksji (upiększanie trupów), z
patomorfologami, z facetami od piłowania kości i czaszek, z policją i
prokuraturą, rzecz jasna, z facetem, który gra podczas pogrzebów na
skrzypcach...
Czego
dowiedziałeś się o tych ludziach? Czy obcowanie ze śmiercią jakoś ich zmieniło?
Czego żywy może nauczyć się od zmarłego?
Niczego, niczego, kompletnie niczego,
choćby zjadł tego trupa w całości! Problemy żywych, omawiane nad trupem podczas
krojenia, pokazane są w książce: promocje, przeceny, zbliżające się święta...
Oni są tak żywi, że już bardziej się nie da!
A jakie
miałeś chody w policji?
Miałem wielkie chody w policji, a
przede wszystkim pięciu stałych policjantów na co dzień zajmujących się
dochodzeniami w sprawach morderstw. Albo zabójstw. Nigdy nie zrozumiem, na czym
polega różnica prawna.
Praca w
policji to twoje niespełnione marzenie z dzieciństwa? Inspektor Michaśka?
Nie. Policja
fascynuje mnie, bo może zauważyłeś, że ze szczególnym upodobaniem robię wywiady
z przedstawicielami męskich, najlepiej umundurowanych zawodów, takich jak
strażacy, tirowcy (munduru brak), mafiozi itd. Wiesz, że lubię poprzestawać z
„prawdziwymi mężczyznami”, chociaż pod pozorem, że to do prozy. Ale o pracy w
policji nigdy nie marzyłem. Natomiast jako autor kryminałów, pewnie będę z
policją coraz bardziej za pan brat.
Odnoszę wrażenie, że bardziej od pracy
inspektora śledczego interesuje cię zgłębianie psychiki mordercy. Łatwo ci
przyszło wykreować Zbrodniarza?
Psychika
mordercy to chyba konik każdego autora kryminałów. Oglądałem setki filmów
dokumentalnych o seryjnych mordercach i doszedłem do wniosku, że chyba jednak z
zabijaniem jest tak, jak z uzależnieniem. Nie chcesz, ale „samo znów się
stało”.
Powieściowy Michał Witkowski dobrze się
czuje w roli ofiary, inaczej niż Panna z filmu Nasfetera „Zbrodniarz i panna”.
Na ile ten rys charakteru powieściowego Witkowskiego jest tożsamy z twoim?
Nie do końca
wie, że jest ofiarą. Widzi, że morderca zabija innych, ale nie jest pewien, czy
został przeznaczony „na deser”. Raczej nie jest zachwycony wystawianiem go na
wabia. Co do mnie, ja nie jestem typem ofiary. Jestem dosyć męski psychicznie,
wbrew temu, co by się zdawało.
A,
przepraszam, co by miało się zdawać?
No, że Witkowski to taka ciotka, w
sumie - baba. Może zewnętrznie, ale charakterek twardy jak stal.
W których miejscach biografie
Witkowskich, twoja i twojego bohatera, są najbardziej zbieżne, a w których się
kompletnie rozjeżdżają?
Realia są jeden do jeden. Moje
mieszkanie, moja dzielnica we Wrocławiu, moje ciuchy na mnie, Paula jak żywa...
Akcja zmyślona. Jest taka zasada podczas przesłuchania: jeżeli chcesz kłamać przekonująco,
tam, gdzie się da, mów prawdę. Jak najwięcej prawdy.
Ale taka strategia – jeśli nie jest
marketingowym blefem – otwiera drzwi różnego rodzaju psychofanom. Chciałbyś
mieć czytelników gotowych na wszystko? Nawet na najgorsze?
Mam pełno świrów, hejterów itd. Nie przepadam za
nimi.
Co innego hejterzy, a co innego
psychofani. To wszak najwyższa forma uwielbienia! Są niewygodni, ale cóż –
przecież to niemal miara talentu. Nie masz psychofanów – nie istniejesz. A co,
wolałbyś groupies?
Groupies mam. Miałem kiedyś psychofankę, oczywiście gdzieś w Jaworznie
(oczywiście, bo zawsze tam się pojawiają największe odpały). Wiesz, że czasami
po prostu się boję, że ktoś podejdzie na targach książki i obleje mnie kwasem?
Już mnie opluli, pochlapali farbą, uderzyli...
Akcja powieści rozgrywa się we
Wrocławiu i – przez moment – w Międzyzdrojach. Pojawiają się w niej bohaterowie
z „Lubiewa” i „Drwala”. Lubisz wracać do sprawdzonych rzeczy? Nie kusi cię
zrobienie czegoś kompletnie innego, nowego?
Nie chcę nowego.
Chcę, aby w każdej powieści dochodził ktoś nowy (jak tu Studencina) i już
zostawał w moim świecie na zawsze, powracał w następnych powieściach. Zasada
„Pana Samochodzika”...
Tę dychotomię starego i nowego,
niezmiennego i dynamicznego oddaje (nie)stałość miejsc, w których rozgrywa się
akcja – Międzyzdroje są wciąż takie same, zaś Wrocław (pomimo tego, że pikiety
jeszcze istnieją) zmienia się diametralnie. Nie żal ci tamtego Wrocławia, który
przeobraził się w szklano-plastikowe Miasto Spotkań?
Radni Wrocławia,
prezydent Dudkiewicz i kto tam jeszcze decyduje, nie mają podejścia
nostalgików, tylko polityków, dla nich liczą się wyniki, którymi można się
pochwalić. Szwajcarom np. do głowy by nie przyszło, żeby cokolwiek zmienić w
Zurychu czy Bernie. Przecież taki krajobraz miasta już wpisał się w pamięć i to
należy szanować. Centra handlowe można zbudować na polu pod miastem, a stare
uliczki muszą być idealnie zachowane.
W „Zbrodniarzu i dziewczynie” dużą rolę
odgrywa kreowanie przedwojennej atmosfery. Pozazdrościłeś Markowi Krajewskiemu?
Kocham prozę Krajewskiego i
zazdroszczę mu talentu od zawsze! Kocham przebywać w tym jego starym, brudnym i
zepsutym Wrocławiu. Sam tak nie potrafię pisać, mam inny rodzaj talentu, ale
musiałem, po prostu musiałem oddać hołd temu miastu!
Tytuł powieści uległ zmianie w
ostatniej chwili. Dlaczego zrezygnowałeś z „Herminy” (tego tytułu trochę mi żal
– wprowadzał atmosferę retro i kierował czytelnika ku pewnym tropom w
powieściowym śledztwie) i zdecydowałeś się na mocno filmowy tytuł?
Mnie się też
„Hermina” bardziej podobała, ale wydawnictwu nie. A że nie miałem nic przeciwko
„Zbrodniarzowi...” to uległem. Tyle tylko, że ten tytuł kładzie nacisk na
Międzyzdroje.
„Zbrodniarz
i dziewczyna” to twoja propozycja?
Oczywiście, to był pierwszy tytuł.
Potem wymyśliłem Herminę, a potem wróciłem do tytułu pierwotnego.
Pozostańmy przy zmianach – czy zmienia
się dzisiejsza literatura? Znika przecież podział na literaturę wysoką i niską
(ale czy „Zły” nie był przykładem doskonałego połączenia tych grup?). Już chyba
tylko Myśliwski pozostał pisarzem „staroświeckim”. Po nim raczej nie należy
spodziewać się kryminału.
No, zawsze byli tacy, co łączyli.
Szekspir czyli tematy jak z tabloidów. Kryminały Dostojewskiego... Bardziej
stawiałbym na nowatorstwo w tym, jak się zachowuję.
„Zbrodniarz
i dziewczyna” to nie tylko kryminał. To także, zwłaszcza na początku, love
story („Michał Witkowski zaprasza do siebie miłość i otwiera jej
szeroko swoje niemal czterdziestoletnie (ale po remoncie!) podwoje”). Ale też
widzę tu powieść przygodową w rodzaju Niziurskiego czy Bahdaja, choć dużo
bardziej mroczną. Czy takie hybrydy gatunkowe są przyszłością literatury?
Nie mam pojęcia. Kryminał jest o
tyle wygodny, że wchodzi w łatwe związki z innymi gatunkami.
A co z
czytelnikiem? Czy wychowany na popkulturowej papce człowiek zdolny jest wyłapać
wszystkie niuanse twojej powieści? Mogę się mylić, ale ktoś, kto zna
Witkowskiego z Pudelka, raczej nie będzie entuzjazmował się kulturowymi
mrugnięciami oka (Jelinek, Faliszewski, „Antygona w Nowym Jorku” i Katarzyna
Kozyra).
Ależ ci ludzie, którzy znają mnie jako blogera modowego i
szafiarza, wcale nie muszą czytać nic. Musisz zrozumieć, że ja nie robię tego
po to, aby nabrać nowych czytelników, tylko aby uciec z nużącego świata
literatury.
Ejże, w to akurat nie uwierzę
– bez literatury byś usechł. Bez pisania i bez czytania.
Ale również bym usechł tylko
czytając i pisząc. Ja muszę być gwiazdą. A gwiazda jest do oglądania.
Znam sporo osób, które przyznają, że twoja
„pozaliteracka” działalność robi krzywdę twoim powieściom, że promocyjne (?)
metody Witkowskiego, którego bardzo cenią jako pisarza, są dla nich
nieakceptowalne. Co im odpowiesz?
Niech się zajmą sobą i swoim
życiem. Szewc robi buty i od tego, że ten szewc chodzi też na imprezy, te buty
nie będą ani lepsze, ani gorsze. Ale na targach książki to jednak do celebrytów
ustawiają się największe kolejki, więc może mi to jednak wyjdzie na dobre.
Nakładowo tak, a wizerunkowo?
Dużo mówiłeś o przestarzałym stereotypie pisarza-inteligenta – przygarbiony, w
okularach, w szarym sweterku i szarym garniturze, śmierdzący bibliotecznym
kurzem. Ale, jak się okazuje, nie wszyscy są gotowi na tak drastyczną zmianę
imidźu, jaką zaproponowałeś. Jak sądzisz – istnieje w czytelnikach jakaś
granica dopuszczalności wyglądu i zachowania pisarza?
Boże, nie wiem, nie zastanawiam
się nad tym. Widzisz, robię to, co chcę, bo to jest moje życie i jak nie
spełnię się teraz, to po czterdziestce (czyli za rok) będzie już coraz
trudniej. Będę to robił nawet, gdybym miał z tego powodu stracić część
„targetu”.
Czy dzisiaj pisanie książki kończy się
na postawieniu ostatniej kropki? Czy może właśnie wtedy jej życie dopiero się
rozpoczyna?
U mnie na
postawieniu ostatniej kropki, ponieważ ja chcę też zapomnieć o książce i po
prostu dobrze się bawić. Nie przesadzajmy z tymi książkami.
Zaczęliśmy
od tabu, na tabu zakończmy – co dzisiaj jest dla ciebie tabu?
Bieda. Umieranie. Kupa. Niewydepilowane pachy.
(wywiad ukazał się pierwotnie w "Chimerze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz