Gdzie znajduje się środek Europy? Odpowiedzi można szukać w
literaturze. Według litewskiego pisarza Herkusa Kunčiusa sprawa jest
jasna – oczywiście na Litwie. Co tam zresztą na Litwie – w samym Wilnie!
Tak przynajmniej można wywnioskować z powieści „Litwin w Wilnie” (tłum.
Michał Piątkowski, Kolegium Europy Wschodniej, Wrocław 2014), w której,
i to na samym początku – by nie było żadnych wątpliwości, narrator z
emfazą stwierdza:
A wszystko to wydarzyło się nie w Palestynie czy Judei –
zajaśniało w głowie Szeputisa – ale w geograficznym centrum Europy w XXI
wieku!
Emfaza ta może być problemem, albowiem jest ona – w świetle powieści –
pewnym chwytem retorycznym. Lokalny patriotyzm jest tu wyolbrzymiony do
tego stopnia, że staje się karykaturą samego siebie. Ale choć Napoleon
Szeputis jest postacią absolutnie fikcyjną, jego przygody w Wilnie
wydają się czystą fantasmagorią, a nakierowane na uwielbienie Litwy
perory kwalifikować go mogą jako kliniczny przykład zaburzeń
tożsamościowych, to topografia świata przedstawionego powieści Kunčiusa
ma odpowiednik w rzeczywistości. Co zresztą autor zaznacza w
poprzedzającej całość klauzuli:
Z wyjątkiem wspomnianych w książce nieznanych społeczeństwu osób,
pozostali opisani w niej bohaterowie, jak również fakty, topografia czy
dokumenty są prawdziwe, a zbieżności – nieprzypadkowe.
I – zgodnie z tym zapewnieniem – Kunčius pisze prawdę, każąc swojemu
bohaterowi upatrywać w Wilnie środka Europy. No, prawie prawdę, bo mała
miejscowość Purnuskes (w okolicy miasta Paberžė, czyli Podbrzezie) gdzie – według obliczeń z 1989 roku – znajduje
się centralny punkt Starego Kontynentu, leży 25 kilometrów na północ od
Wilna. Ale, jak chce Kunčius, na dobrą sprawę Litwa to Wilno (i
odwrotnie), więc zasadniczo jesteśmy w domu.
Purnuskes? Nonsens (purnonsens – chciałoby się powiedzieć) – twierdzi
ukraińska pisarka Natalka Śniadanko. Środek Europy jest gdzieś w
Ukrainie (gdzieżby indziej!). tak przynajmniej uważa dziadek Sarony,
głównej bohaterki powieści „Lubczyk na poddaszu” (tłum. Ksenia
Kaniewska, Biuro Literackie, Wrocław 2014). Sarona, wspominając swoje
dzieciństwo, przypomina sobie, gdy dziadek zabierał ją i jej siostrę na
jeżyny do lasu nieopodal ich rodzinnej wsi. Podczas jednego z
jeżynobrań, dziadek postanowił podzielić się z wnuczkami swoją wiedzą:
W czasie gdy one napychały się do syta, a później napełniały parę
wiader jeżynami na powidła i nalewkę, dziadek w zamyśleniu patrzył przed
siebie i palił w skupieniu. W pewnym momencie nagle wyciągnął rękę
gdzieś w kierunku prześwitu pomiędzy krzakami, skąd przebijały się
ukośne promienie słońca, które, wydawało się, można by pochwycić w dłoń.
– Patrzcie. Nie tam na prawo, ale tu, gdzieś za tym drzewem jest
prawdziwe centrum Europy – powiedział i uśmiechnął się zadowolony z
siebie, a potem, niby jako ostateczny argument, który nie potrzebował
żadnego dodatkowego potwierdzenia, dodał: – Naukowo to stwierdzono – i
wypuścił dym ze swojej ręcznie robionej fajki.
W „Lubczyku na poddaszu” nie pojawia się nazwa miejscowości, gdzie ma
znajdować się centrum Europy. Sam dziadek zaś, od którego powieść się
zaczyna, przepada potem wśród innych wspomnień głównej bohaterki, nie
rozwikłując tej geograficznej zagadki. Ale nie przepada to, o czym
powiedział. Coś bowiem jest na rzeczy. Naukowo wszak (jak chciał dziadek
Sarony) w istocie stwierdzono, że środek Europy znajduje się w
ukraińskim Rachowie (węg. Rahó). Tyle, że stwierdzono to w roku 1887, a więc 102
lata przed tym, nim palmę pierwszeństwa dzierżenia tego tytułu przejęło
litewskie Purnuskes. Zakładając, że Śniadanko podzieliła się z Saroną
swoimi wspomnieniami, wszystko się zgadza. Taka biograficzna analiza
wykazuje bowiem, że Sarona-Natalka usłyszała o tym, że centralny punkt
Europy leży gdzieś w Ukrainie, mniej więcej na przełomie lat 70. i 80.
ubiegłego wieku. A więc jeszcze przed tym, gdy Litwini nie mieli się
czym chełpić w tej materii.
Litwini? Nie tylko. Środków Europy było i jest nieco więcej niż tylko
Purnuskes i Rachów, o czym zresztą wspomina narratorka „Lubczyka na
poddaszu”.
Kilka lat temu Sarona przypomniała sobie o tym, kiedy oglądała
film dokumentalny, w którym dziennikarze zjechali ponad trzydzieści
takich centrów w różnych krajach Europy Wschodniej, a w każdym z nich
jakiś pewny zwycięstwa nauki dziadek pokazywał wycinek z lokalnej
gazety, gdzie wszystko było napisane. Każdorazowo w tle grupka kilku
najstarszych mieszkańców przekonująco kiwała głowami, że niby, tak, tak,
to wszystko racja, potwierdzamy – środek Europy jest właśnie tutaj, u
nas, jedyny i niezmienny, ktoś w ogóle w to wątpi?
Chodzi najprawdopodobniej o niemiecki film „Die Mitte” wyreżyserowany
przez urodzonego w Nowym Targu Stanisława Muchę, który pokusił się o
sfilmowanie poszukiwań geograficznego środka Europy. Ostatecznie w
filmie pojawiło się tylko 12 miejscowości, a więc mniej niż chciałaby
Sarona, ale w jednym z wywiadów reżyser przyznał, że podczas gromadzenia
dokumentacji do filmu przestał liczyć domniemane miasta, w których
„grupka kilku najstarszych mieszkańców przekonująco kiwała głowami, że
niby, tak, tak, to wszystko racja”, gdy ich liczba przekroczyła sto
pięćdziesiąt.
Sto pięćdziesiąt to całkiem sporo. Możliwe więc, że istnieją
powieści, w których pojawia się wzmianka o tym, że w polskiej Suchowoli
(pierwszy historycznie udokumentowany środek), niemieckim Tillenbergu,
słowackich Krahulach, czy dziesiątkach innych środkowoeuropejskich miast
i miasteczek znajduje się wymarzone centrum.
Często jednak tutejsza (i nie tylko) literatura, która przecież
potrafi wyjątkowo zmitologizować przestrzeń, nie poprzestawała na
określaniu środka Europy, idąc znacznie dalej. Dla przykładu słowacki
pisarz Václav Pankovčín opisuje Papin (węg. Papháza), ojczystą wieś w
północno-wschodniej części kraju, nazywając ją szumnie Marakeszem (to
tendencja typowa dla skłonnych do uwzniośleń pisarzy – pamiętamy
przecież, co można u Hrabala zobaczyć w podpraskim Kersku, kiedy się
człowiek uchleje) i lokując tam środek świata – początkowy rozdział
powieści Pankovčína „Marakesz” (tłum. Jacek Bukowski, Czarne, Wołowiec
2006) nosi tytuł „Marakesz, pępek świata”.
Jeszcze dalej idą autorzy,
którzy w opisywanych przez siebie miejscach (nie zawsze wymyślonych;
niekiedy wręcz boleśnie realnych) widzą nawet nie środek świata, ale
kosmosu przedstawionego. Tak jest choćby w powieści „Prawiek i inne
czasy” (W.A.B., Warszawa 1996), którą Olga Tokarczuk otwiera zdaniem:
Prawiek jest miejscem, które leży w centrum wszechświata.
I choć powieściowy Prawiek nie istnieje na mapach Polski, to fikcyjne
miasto ma wyjątkowo realnych geograficznie sąsiadów. Leży bowiem na
Kielecczyźnie.
(tekst ukazał się pierwotnie na stronie Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz