poniedziałek, 28 lipca 2014

SYNDROM WILEŃSKI - Herkus Kunčius "Litwin w Wilnie"



Herkus Kunčius, litewski powieściopisarz, dramaturg i eseista (próbkę jego niepodrabialnego stylu polscy czytelnicy mieli okazję poznać, czytając wydane w 2001 roku eseje „Moja walka bambino”) opatrzył swoją najnowszą powieść „Litwin w Wilnie” klauzulą najwyższego prawdopodobieństwa: „Z wyjątkiem wszystkich wspomnianych w książce nieznanych społeczeństwu osób, pozostali opisani w niej bohaterowie, jak również fakty, topografia czy dokumenty są prawdziwe, a zbieżności – nieprzypadkowe”. Po lekturze tej zwariowanej książki, której fabuła co chwila przypomina fantasmagoryczny sen, trudno w te zapewnienia uwierzyć. A jednak – poza zmyślonymi protagonistami wszystko tutaj jest prawdziwe. I samozwańczy król Litwy Roman, który w 2009 ogłosił się niekoronowanym władcą nadbałtyckiego państwa i z Australii chciał rządzić odrodzonym Wielkim Królestwem Litewskim (znacznie, dodajmy, rozległym – od Zatoki Fińskiej aż po Morze Czarne), i jednoczesna litewska intronizacja Chrystusa Króla. Nawet rozpoczynająca powieść wzmianka o tzw. syndromie jerozolimskim jest poparta faktami – w istocie wizyta w Jerozolimie tak mocno wpływa na niektórych odwiedzających, że zaczynają oni wierzyć, iż sami stali się prorokami. Co ciekawe – ta swoista psychoza mija po jakimś czasie od opuszczenia świętego miasta. Nieposkromiona wyobraźnia Kunčiusa podpowiedziała mu, że skoro Wilno nazywane jest litewską Jerozolimą, to i w tym mieście można zapaść na syndrom fałszywego proroka. Tym bardziej, że w Wilnie oszołomów nie brakuje.
Jednym z nich jest Napoleon Szeputis, główny bohater „Litwina w Wilnie”. Postać fikcyjna, choć niewykluczone, że wielu wileńskich dziwaków odnalazłoby siebie w opisie Napoleona. Ten 60-letni szkolny woźny wyrusza z prowincjonalnej Kalwarii do stolicy, w której nie był od 20 lat. W cywilu jest pierdołowatym pantoflarzem, wylewającym anonimowo swój jad na portalach internetowych, ale w grupie jadących do Wilna na Święto Pieśni, czuje porywającą go siłę. Tym bardziej, że okazja jest szczególna – Wilno zostało Europejską Stolicą Kultury, trwają obchody tysiąclecia pierwszej pisemnej wzmianki o Litwie, no i sama stolica jest, zdaniem Szeputisa i innych karykaturalnie scharakteryzowanych lokalnych patriotów, miejscem szczególnym. „Wilno… Dla każdego wzorowego Litwina to święte słowo. Niemowlę wypowiada je, nim jeszcze powie słowo „mama””. Miłość do Wilna w zaskakujący sposób zostanie zdyskredytowana (a może zintensyfikowana?), gdy Napoleon ulegnie niegroźnemu wypadkowi. Osadzony w szpitalu, ucieka z niego, chcąc za wszelką cenę zdążyć na oczekiwane Święto Pieśni. W szpitalnym pasiaku, z obłędem w oczach i megalomańskim imieniem, brany jest za pomyleńca. Odnajduje się w tej roli znakomicie i zaczyna wygłaszać płomienne mowy, w których oskarża polityków, decydentów, turystów i odmiennie myślących rodaków o wszelkie zło. Wraz z grupą podobnych mu pomylonych proroków zamierza odmienić Wilno i Litwę, a potem, kto wie, może i cały świat. 
Powieść Herkusa Kunčiusa jest erudycyjną satyrą na fałszywie pojmowany patriotyzm manifestowany pod płaszczykiem wiary, na społeczną alienację elit, na tromtadrację ideologicznie zaślepionych jednostek. „Litwin w Wilnie” to krzywe zwierciadło podsuwane Litwinom z nadzieją, że przejrzą na oczy. Ale i nie-litewscy czytelnicy wyniosą z powieści Kunčiusa – poza sporą dawką świetnej zabawy oraz wiedzy o historii i teraźniejszości Litwy (świetny wojskowy epizod z czasów Litewskiej SSR) – parę nauk dla siebie. Zwłaszcza Polacy, jakże podobni do Litwinów w przekonaniu o własnej nieomylności i o byciu narodem wybranym. I ty jesteś Litwinem – mówi Kunčius, wskazując palcem na wszystkich otumanionych władzą i wiarą, którym bardziej przydałby się kaftan bezpieczeństwa niż transparent i szczekaczka.

Herkus Kunčius
„Litwin w Wilnie”
tłum. Michał Piątkowski
Kolegium Europy Wschodniej, Wrocław 2014

(tekst ukazał się pierwotnie w "Chimerze")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz