Mityczne Polesie od dawna nie istnieje. Nowe z
trudem się rodzi – przekonuje Szejnert
Ryszard Kapuściński nie zdążył napisać książki
o rodzinnym Pińsku i okolicach. Gdyby taka powstała, autor „Podróży
z Herodotem” prawdopodobnie zaczął by ją tak, jak Małgorzata
Szejnert rozpoczyna „Usypać góry. Historie z Polesia”
– nawiązaniem do greckiego historyka, który w „Dziejach”
wspomina ludy mieszkające nad „morzem poleskim”. Mieszkańcy tej
bagnistej krainy, w czasach roztopów zamieniającej się w ogromne
rozlewisko, posiedli – według Herodota – umiejętność
zmieniania się w wilki. Mroczny urok Polesia, krainy niedostępnej i
tajemniczej, jest wciąż tak samo pociągający jak przed wiekami, o
czym Szejnert przekonuje, prezentując historie cudzoziemców
przybyłych nad Prypeć. Są wśród nich Adrian Carton de Wiart,
weteran brytyjskich wojen w Afryce, który polował w poleskich
puszczach wraz z Karolem Radziwiłłem, amerykańska badaczka Arktyki
Louise Boyd podróżująca samochodem po poleskich bezdrożach w roku
1934 czy pewna Szwedka, która przybyła do Pińska kilkanaście lat
temu – zachęciło ją pierwsze zdanie „Imperium”
Kapuścińskiego.
Historie tych osób uczyniła Szejnert klamrą opowieści o
krainie, która utraciła swoją tożsamość. Nieprzypadkowo „Usypać
góry” różni się od poprzednich reportaży tej autorki –
Giszowiec, Ellis Island i Zanzibar jawiły się jako miejsca
naznaczone ciągłością ludzkich losów. Książka o Polesiu nie ma
– bo mieć nie może – podobnie epickiej struktury. Dlatego
„historie” z podtytułu książki nie chcą się ułożyć w
jedną „historię”. Każda z nich jest elementem strzaskanej
mozaiki. Skomplikowana przeszłość Polesia, miejsca
wielonarodowościowego i wielowyznaniowego, odbija się w losach
tamtejszych mieszkańców, głównych bohaterów książki Szejnert.
Wykorzenieni i prześladowani za wszelką cenę pragną ocalić swoją
tradycję i kulturę na zgliszczach tego, co pozostało po
niszczycielskiej działalności kolejnych władz. Zarośnięte
cmentarze, zburzone kościoły, spalone dwory, wyludnione wsie,
sztucznie zmieniony krajobraz – w takiej scenerii Poleszucy walczą
o pamięć, ale i o przyszłość. Przy okazji walczą też z
syndromem homo sovieticusa zaszczepionym w nich przez sowiecką
władzę. Znamienne są słowa starego Nikołaja, który lepi
cerkiewne świece: „Ludzie by chcieli, ale bez kierownika nikt się
nie ruszy”. Trudno białoruskim Poleszukom usypać góry, na
których „będą rosły kartofle i duma narodowa” jak w wierszu
Uładzimira Lankiewicza, z którego Małgorzata Szejnert wzięła
tytuł książki. Książki, będącej wyjątkowym hołdem dla
wyjątkowej krainy, której śladów trzeba szukać niemal wyłącznie
w archiwach i ludzkiej pamięci.
Małgorzata Szejnert
"Usypać góry. Historie z Polesia"
Znak, Kraków 2015
(tekst ukazał się pierwotnie w "Polityce")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz