środa, 1 kwietnia 2015

POLESIE - KONIEC MITU - Małgorzata Szejnert "Usypać góry. Historie z Polesia"


Mityczne Polesie od dawna nie istnieje. Nowe z trudem się rodzi – przekonuje Szejnert

Ryszard Kapuściński nie zdążył napisać książki o rodzinnym Pińsku i okolicach. Gdyby taka powstała, autor „Podróży z Herodotem” prawdopodobnie zaczął by ją tak, jak Małgorzata Szejnert rozpoczyna „Usypać góry. Historie z Polesia” – nawiązaniem do greckiego historyka, który w „Dziejach” wspomina ludy mieszkające nad „morzem poleskim”. Mieszkańcy tej bagnistej krainy, w czasach roztopów zamieniającej się w ogromne rozlewisko, posiedli – według Herodota – umiejętność zmieniania się w wilki. Mroczny urok Polesia, krainy niedostępnej i tajemniczej, jest wciąż tak samo pociągający jak przed wiekami, o czym Szejnert przekonuje, prezentując historie cudzoziemców przybyłych nad Prypeć. Są wśród nich Adrian Carton de Wiart, weteran brytyjskich wojen w Afryce, który polował w poleskich puszczach wraz z Karolem Radziwiłłem, amerykańska badaczka Arktyki Louise Boyd podróżująca samochodem po poleskich bezdrożach w roku 1934 czy pewna Szwedka, która przybyła do Pińska kilkanaście lat temu – zachęciło ją pierwsze zdanie „Imperium” Kapuścińskiego.

Historie tych osób uczyniła Szejnert klamrą opowieści o krainie, która utraciła swoją tożsamość. Nieprzypadkowo „Usypać góry” różni się od poprzednich reportaży tej autorki – Giszowiec, Ellis Island i Zanzibar jawiły się jako miejsca naznaczone ciągłością ludzkich losów. Książka o Polesiu nie ma – bo mieć nie może – podobnie epickiej struktury. Dlatego „historie” z podtytułu książki nie chcą się ułożyć w jedną „historię”. Każda z nich jest elementem strzaskanej mozaiki. Skomplikowana przeszłość Polesia, miejsca wielonarodowościowego i wielowyznaniowego, odbija się w losach tamtejszych mieszkańców, głównych bohaterów książki Szejnert. Wykorzenieni i prześladowani za wszelką cenę pragną ocalić swoją tradycję i kulturę na zgliszczach tego, co pozostało po niszczycielskiej działalności kolejnych władz. Zarośnięte cmentarze, zburzone kościoły, spalone dwory, wyludnione wsie, sztucznie zmieniony krajobraz – w takiej scenerii Poleszucy walczą o pamięć, ale i o przyszłość. Przy okazji walczą też z syndromem homo sovieticusa zaszczepionym w nich przez sowiecką władzę. Znamienne są słowa starego Nikołaja, który lepi cerkiewne świece: „Ludzie by chcieli, ale bez kierownika nikt się nie ruszy”. Trudno białoruskim Poleszukom usypać góry, na których „będą rosły kartofle i duma narodowa” jak w wierszu Uładzimira Lankiewicza, z którego Małgorzata Szejnert wzięła tytuł książki. Książki, będącej wyjątkowym hołdem dla wyjątkowej krainy, której śladów trzeba szukać niemal wyłącznie w archiwach i ludzkiej pamięci. 

Małgorzata Szejnert
"Usypać góry. Historie z Polesia"
Znak, Kraków 2015

(tekst ukazał się pierwotnie w "Polityce")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz