Sieć polskich dróg krajowych i autostrad budowano
(i buduje się) mozolnie od stu lat. Tym bardziej dziwne, że polska
literatura nie doczekała się powieści drogi. Ale jest szansa na zmianę.
Niesie ją „Siódemka” Ziemowita Szczerka.
Polskie drogi nie istnieją
Powieść drogi, jak również film drogi – gatunki kanoniczne w kulturze
amerykańskiej (ale nie tylko, o czym za chwilę) – w Polsce właściwie
nie istnieją. Fabularny motyw wędrówki jako sposobu dochodzenia do
samoświadomości, wybijania się na niezależność, docierania do prawdy o
sobie i o świecie, ale też oswabadzającego pędu ku wolności, nie ziścił
się w polskich warunkach z wielu powodów, z których dwa są
najważniejsze. Po pierwsze – odwieczny topos bohatera-wędrowca,
człowieka w drodze, rzecz jasna w jego współczesnym aspekcie kulturowym,
pojawił się wraz z narodzinami „Beat Generation”. Biblią tego ruchu
stała się opublikowana po raz pierwszy w 1957 powieść „W drodze” (On the
Road) Jacka Kerouaka. Dla jej bohaterów – i dla protagonistów
większości późniejszych powieści i filmów wykorzystujących motyw drogi –
wędrówka staje się wyrazem buntu przeciw zastanej rzeczywistości,
outsiderskiej postawy wobec odgórnie narzucanych norm. Nic dziwnego, że w
Polsce Ludowej taka postawa nie mogła być opisana za pomocą literackich
lub filmowych środków. Włóczęga-buntownik, uciekinier z siermiężnej
ludowej rzeczywistości mógł się pojawić jedynie w poezji o bitnikowskich
inklinacjach – najpierw u Stachury, potem u Podsiadły.
W prozie (oraz filmie) i droga, i wędrowcy pojawiali się rzadko. W
„Następnym do raju” Marka Hłaski (powieści, jak „W drodze”, z roku 1957)
drogi tak naprawdę nie ma, choć bohaterami są kierowcy. Inne „drogowe”
dzieła z okresu PRL są już naznaczone ingerencją systemu – kierowca PKS
Marian Szyguła (niezapomniany Wiesław Gołas), główny bohater serialu
„Droga”, w swoich służbowych wyjazdach poznawał bolączki ówczesnych
Polaków, zaś Duduś i Poldek z „Podróży za jeden uśmiech” niby
realizowali marzenie o beztroskiej włóczędze, choć kto czytał powieść
Bahdaja (lub oglądał zrealizowany na jego podstawie serial), ten wie, że
wszystko było dokładnie nadzorowane. Opiekuńcze państwo czuwa. Przez
długie lata najmocniejszym polskim akcentem pojawiającym się w
kontekście buntowniczej opowieści drogi pozostawało nazwisko bohatera
filmu „Znikający punkt” (Vanishing Point) – Kowalski.
Droga-Matka
Drugi powód nieobecności polskich utworów wykorzystujących motyw
drogi jest okrutnie prozaiczny – przez długi czas sieć dróg (rozumianych
oczywiście po amerykańsku jako asfaltowe wstęgi ciągnące się po
horyzont) istniała w Polsce w formie zalążkowej. Trudno sobie wyobrazić
brawurowy rajd po naszych wertepach. Brak dróg, a co za tym idzie całej
infrastruktury drogowej, powodował, że w Polsce przez długi czas nie
mogły powstać powieści drogi ani rozmaite warianty „drogowej”
literatury. W 1982 roku Julio Cortazar z żoną Carol Dunlop opisali w
„Autonautach z Kosmostrady” podróż z Paryża do Marsylii tzw. francuską
Autostradą Południową. Najwięcej miejsca zajmują w książce opisy
postojów na ponad 60(!) parkingach przy autostradzie. Rzecz w Polsce
sprzed 30 lat nie do pomyślenia. Francja Francją, ale ojczyzną opowieści
drogi są Stany Zjednoczone. Amerykanie, którzy jeden ze swoich
założycielskich mitów zbudowali na motywie wędrówki, już w 1926 roku
doczekali się wybudowania kultowej Route 66, czyli Drogi-Matki, jak ją
nazwał w „Gronach gniewu” John Steinbeck. Podróż Route 66 – ale i sama
droga, przecinająca Stany Zjednoczone ze wschodu na zachód – przez lata
obrosła ogromną ilością kulturowych reprezentacji.
Podobnie kulturotwórcze okazały się podróże przez pustkowia Australii
(większość australijskich filmów) czy Ameryki Południowej („Dzienniki
motocyklowe” Che Guevary) oraz rosyjski bezmiar (tutaj akurat do
historii kultury przeszła trasa Kolei Transsyberyjskiej). Polska na tym
tle wypada ubogo – najzwyczajniej w świecie nie ma gdzie się rozpędzić,
nie mówiąc o złapaniu „epickiego” oddechu. Route 66 to prawie 4000
kilometrów – żeby przejechać ten dystans, jeden dzień nie wystarczy. A
dodajmy do tego ilość przydrożnych bogactw przyrodniczych, kulturowych i
historycznych! I nałóżmy na to podróż A2 ze wschodu na zachód Polski.
Nie ma co opisywać.
Szos polskich królowa
Nic więc dziwnego, że polscy pisarze, jeśli zabierali się do
opisywania kraju z perspektywy podróżnej, wybierali krótkie dystanse i
preferowali raczej tempo piechura. A co za tym idzie, ograniczali się do
miast. Jak choćby Krzysztof Varga, który wyprawia Stefana, bohatera
swojej najnowszej powieści „Masakra”, w odyseję alkoholową po nocnej
Warszawie. Ta powieść drogi, czy też raczej drogi przez mękę (Stefan
peregrynuje po stolicy na straszliwym kacu) za punkt wyjścia obiera inną
warszawską powieść – „Wniebowstąpienie” Tadeusza Konwickiego, które
również można czytać z planem miasta w dłoni. A jest jeszcze przecież
„Zły” Leopolda Tyrmanda czy, z rzeczy nowszych, „Nocne zwierzęta”
Patrycji Pustkowiak. Inne miasta również doczekały się szczegółowych
opisów – czy to Gdańsk (Paweł Huelle, Stefan Chwin i Gűnter Grass), czy
Białystok („Niehalo” Ignacego Karpowicza), czy Opole (poemat „Dwanaście
stacji” Tomasza Różyckiego). Mało kto jednak odważył się wyruszyć w
Polskę. Andrzej Stasiuk, gigant prozy podróżnej, zazwyczaj pisał o
swoich wędrówkach poza granice kraju – na południe („Jadąc do Babadag”,
„Taksim”) oraz na wschód („Wschód”). Jednakże właśnie we „Wschodzie”
pojawiło się pierwsze chyba w literaturze polskiej wyznanie miłości (w
duchu amerykańskiego uwielbienia dla Route 66) do konkretnej drogi, a
mianowicie do drogi wojewódzkiej nr 801, czyli tzw. Trasy Nadwiślańskiej
prowadzącej z Warszawy do Puław.
Jednak pierwszą stu-, a nawet dwustuprocentową polską powieścią drogi
jest „Siódemka” Ziemowita Szczerka, która już w tytule anonsuje drogowe
konotacje, a w początkowej apostrofie rozwiewa wszelkie złudzenia co do
głównego bohatera. Nie jest nim Paweł Żmejewicz, dziennikarz portalu
informacyjnego Światpol.pl, mknący swoim oplem vectrą z Krakowa do
Warszawy, ale droga krajowa nr 7, prowadząca przez cały kraj z południa
na północ i mająca historyczne znaczenie. Siódemka to „szos polskich
królowa, droga, która jest kręgosłupem polskiego państwa” (tutaj się ze
Szczerkiem nie zgodzę – drogowym kręgosłupem, osią, pionową belką w
krzyżu, który dźwiga ten kraj, jest dla mnie, zgodnie zresztą z
numeracją, jedynka – przyp. MR).
Paweł jedzie do Warszawy „przez zgrabne Słomniki, niezapomniany
Miechów, Jędrzejów, co to zobaczyć i umrzeć, Kielce – metropolię
środkowopolską, prężną Skarżysko-Kamienną, rozmaszysty Radom, dumne
Whitebanks, godny Grójec” i chłonie polski krajobraz, tę Polskę w wersji
hard, Polskę najpolstszą, skrytą pod kostką brukową i blachą falistą,
oraz spotyka w trakcie swojej podróży indywidua, które pomagają mu ten
kraj zrozumieć. Jest wśród nich ekipa rebeliantów estetycznych,
przystankersi przesiadujący w barach na stacjach benzynowych,
postszlachcic na zagrodzie, niemiecki autostopowicz, którego fascynuje
postapokaliptyczny charakter Polski. Po drodze Paweł zalicza „siedem
cudów siódemki” – architektoniczne kurioza, urągające poczuciu estetyki i
zbudowane bez pozwolenia zajazdy, zameczki, hotele. Do celu nie
dojedzie – gdy będzie pod Radomiem, wybuchnie wojna, rosyjskie wojska
przekroczą polską granicę i wszystko się skomplikuje. Ale zdąży
zrozumieć jedną rzecz (osiągnięcie samoświadomości dzięki byciu w drodze
– najważniejszy postulat powieści drogi spełniony!) – nie ma sensu
obrażać się na polski „rozpierdol”, bo w pełni oddaje on stan ducha
Polski i jej mieszkańców. Szczerek dostrzega estetyczny chaos, ale nie
nawołuje do rewolucyjnych działań. „Lubiłeś to wszystko tak, jak się
lubi rzeczy po prostu znane od dzieciństwa i kojarzące się z domem.
Rzeczy dla Polski pospolite, rzeczy ojczyste, najoczystsze,
najpolstsze”. Jest w tej melancholii coś ze Stasiuka. Żeby to poczuć,
trzeba trochę pojeździć.
(tekst ukazał się pierwotnie w portalu xiegarnia.pl)
Idąc tym tropem można by jeszcze wymienić "Przemyśl-Szczecin" Karola Maliszewskiego.
OdpowiedzUsuńAch, można wymienić jeszcze wiele książek, ale objętość tekstu była ograniczona:)
OdpowiedzUsuń