„Mało morza mało” szwajcarskiej pisarki Ilmy Rakusy nie jest
zwyczajną powieścią autobiograficzną. Ale inaczej być nie może
– wszak Rakusa, poliglotka i kosmopolitka, mogłaby swoją
biografią obdzielić kilka osób. Urodziła się w 1946 roku w
Rymawskiej Sobocie na Słowacji jako córka Węgierki i Słoweńca,
następnie mieszkała w Budapeszcie, Lublanie i Trieście, by
ostatecznie osiąść w Zurychu. Aczkolwiek słowo „osiąść”
jest w wypadku żyjącej na walizkach Rakusy nie na miejscu. Trzeba
bowiem uzupełnić tę oszałamiającą układankę o studia w Paryżu
i Leningradzie, o wizyty w Pradze (w 1968 roku!) i w Austrii, o
podróże na Ukrainę i Litwę, gdzie poszukiwała śladów rodzinnej
przeszłości (okazuje się, że z jej przodkami spokrewniony był
polski poeta romantyczny Władysław Syrokomla). „Przejechałam
wzdłuż i wszerz, przede wszystkim na szynach, wschodnią Europę,
na której rozpina się sieć historii rodzinnej” – pisze Rakusa,
ale „Mało morza mało” nie jest ani klasyczną sagą rodzinną,
ani też historyczno-geograficznym dokumentem epoki. To przede
wszystkim upoetyzowana autobiografia mentalna, feeria zmysłów i
osobliwe ćwiczenia z pamięci.
Sześćdziesiąt dziewięć krótkich rozdziałów, w których
Rakusa zamknęła opowieść o swoim dzieciństwie i młodości,
składa się na niezwykły katalog odwiedzonych miejsc i spotkanych
ludzi. Niezwykły, bo wielość miejsc, mieszanka języków i
krótkotrwałość relacji powodowały u dziecięcej bohaterki zawrót
głowy. Przed wszechobecnym nadmiarem oferowanym przez świat
fizyczny uciekała więc w wyobraźnię. Jej dzieciństwo było
właściwie „pokojem do sjesty”, gdzie musiała odpoczywać przez
dwie popołudniowe godziny. Udawała, że śpi – w istocie leżała
z zamkniętymi oczami, a to, co zobaczyła, usłyszała, poczuła i
posmakowała tego dnia i poprzednich, wracało do niej ze
zwielokrotnioną siłą, by zmienić się w półsenne marzenie.
„Marząc na jawie, stwarzałam sobie świat” – to zdanie
najlepiej określa charakter „Mało morza mało”, książki,
która jest w zasadzie powieściowym pokojem do sjesty. Tylko tutaj
to, co zachłannie przeżyte, filtrowane jest przez pamięć i
wzbogacane o elementy imaginacji. Efektem końcowym jest skrajnie
subiektywny liryczny pamiętnik. Tajemniczy i nieoczywisty. Językowo
rozbuchany. Dziwny – tym rodzajem dziwności, który jest
nieodparcie pociągający.
Ilma Rakusa
"Mało morza, mało"
tłum. Ryszard Wojnakowski
Wydawnictwo OD DO, Łódź 2014
(tekst ukazał się pierwotnie w "Polityce")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz