Czesi, przedstawiciele narodu
spokojnego i żyjącego na luzie, nie płoszą się na myśl o seksie. Jako obywatele
prawdziwie wyzwoleni, będący Europejczykami bardziej niż my, mówią o „tych
sprawach” bez ogródek i bez rumieńców. Taka na przykład Petra Hůlova napisała
„Plastikowe M3” (polski wydawca dopisał książce podtytuł „Czeska pornografia”
wzięty ze zrealizowanej na podstawie
powieści sztuki teatralnej – wiadomo, seks się lepiej sprzedaje…), czyli
monolog 30-letniej prostytutki, która w swoim przytulnym mieszkanku przyjmuje
panów i zdaje z tych wizyt drobiazgową relację. U nas, gdzie dzieła sztuki
szkalujące obraz zdrowych wartości rodzinnych trzeba napiętnować i okadzić, a
ich autorów podać do sądu, takie coś by się nie sprawdziło. W Czechach co
innego – pełen sukces (i książki, i sztuki).
Myliłby się jednak ten, kto w
potoczystym monologu widziałby tylko pełną świństewek historyjkę o krążeniu
bohaterki między łóżkiem (gdzie zarabia) a galerią handlową (gdzie ochoczo
wydaje to, co zarobiła). Książka Hůlovej jest czymś znacznie więcej niż
czytadłem o sekso- i zakupoholiczce. Po pierwsze – jest to proza o wyjątkowo
wysokim poziomie językowego artyzmu. Meandrujący kapryśnie monolog bohaterki
nie układa się w wyrazistą linię fabularną, a dodatkowo co chwila inkrustowany
jest piętrowymi metaforami To niemalże poemat prozą – zadziorny, rozbuchany,
nieokiełznany. Po drugie – pomimo całej dosłowności opisów cielesnych zmagań,
nie ma w powieści ani krzty wulgarności. A to dzięki nieokiełznanej
słowotwórczej pomysłowości autorki, która nudne i przyciężkie schematy językowe
– w każdym chyba języku trzeba się sporo nagłowić, by o seksie mówić i pisać w
odświeżający sposób – potrafiła zamienić w lekką, dowcipną, a czasem zgryźliwą
tyradę (osobne brawa należą się tłumaczce Julii Różewicz, która potrafiła
odnaleźć dla czeskich neologizmów i zaskakujących łamańców polskie ekwiwalenty).
Po trzecie – jest to proza zaangażowana, w której Hůlova wyznacza swojej bohaterce
społeczną misję. Łóżkowa działalność bohaterki „Plastikowego M3” okazuje się
bowiem prowadzoną w specyficzny sposób („specyficzny” to zresztą słowo-klucz w
odniesieniu do tej powieści) dywersyjną walką z pedofilami. Po czwarte – Hůlova
zręcznie wywraca na nice ustalone i zastane porządki, do których w swojej
wygodzie zanadto się przyzwyczailiśmy. Zaczyna się od językowej podmiany
(żeńskie organy określa się tu rzeczownikiem rodzaju męskiego i na odwrót), by
za jej pomocą otworzyć sobie drogę do odwrócenia ról społecznych. W
„Plastikowym M3” to kobieta jest zdobywcą (zdobywczynią) seksualnych trofeów,
to kobieta panuje nad sytuacją, nadzoruje swoich klientów, a nawet ich
ośmiesza. W ostateczności prowadzi to do dekonstrukcji dyskursu miłosnego, a
seks zostaje odarty z aury romantycznego zespolenia ciał i dusz. To tylko
finansowa transakcja – mówi Hůlova – oparta na dodatek na fałszywych
przesłankach, upokarzające oszustwo, cyniczna gra, blef. A może (po piąte) całe
to „Plastikowe M3” to jedna wielka kpina, puszczenie oka, hologram z logo
digiświata?
Oto pięć dowodów na wielkość
małej powieści Hůlovej. Ponieważ w polskiej literaturze na podobną rzecz się
raczej nie doczekamy, można powiedzieć, że jest pięć do zera. Czesi znowu górą.
A zwłaszcza Czeszki.
Petra Hůlova
„Plastikowe M3, czyli czeska pornografia”
tłum. Julia Różewicz
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz