„Drugi dziennik” Jerzego Pilcha – na który składają się
teksty publikowane w „Tygodniku Powszechnym” – rozpoczyna się wpisem datowanym
na 21 czerwca 2012 roku. Tego dnia na Stadionie Narodowym Cristiano Ronaldo,
zdobywszy jedyną bramkę w meczu z Czechami, dał drużynie Portugalii awans do
półfinałów mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Czy jupiterowa łuna znad stadionu dotarła nad ulicę Hożą, czy śpiewy
kibiców zawisły nad stołecznym Śródmieściem, czy wreszcie autor „Innych
rozkoszy” śledził mecz w telewizji – tego nie wiemy. I choć po Warszawie błąkali
się niepocieszeni kibice (biało-czerwoni tradycyjnie odpadli w pierwszej
rundzie), Pilch o tym nic nie pisze. O czym zatem pisze – w taki dzień, w takie
lato! – skoro nie o futbolu? On – który
z zapałem komentował byle smutę ligową, on – który w „Dzienniku” zapowiadał, że
siądzie do pisania książki poświęconej futbolowi i literaturze. Otóż pisze o
szurającym w kuchni duchu Henryka Berezy, który tego akurat dnia rozstał się ze
światem. Śmierć ta, zawieszająca na jakiś czas myśli o literaturze, zaś tak
banalną uciechę żywych jak futbol spychająca w niebyt, ustawia poniekąd cały
tom. „Drugi dziennik” (zwany także, choć epitet ten w ostatniej chwili został
przez autora wymazany, „intymniejszym”) spowija ciemność.
O futbolu, jako się rzekło, w „Drugim dzienniku” niewiele,
prawie nic. O literaturze – niepomiernie więcej. O literaturze, rzecz jasna,
szczególnej – autor najczęściej zdaje bowiem relację z lektur nekrologów
(osobliwie żegnających się ze światem rówieśników Pilcha), a z rzeczy o
znacznie większej objętości i ładunku artystycznym wpadają mu w ręce
(oczywiście przypadkiem) takie tytuły jak „O starzeniu się” Améry’ego, „Utajona
choroba” Broyarda, „O chorobie” Ciorana, „Kruchy dom duszy” Thorwalda. A na
dokładkę – Camus i Márai. Mamy więc oto samych monografistów chorób, gigantów
suicydologii stosowanej i speców od spraw ostatecznych. Jest mroczno, będzie
jeszcze mroczniej? „Postanowiłem bezwzględnie wykluczyć z Dziennika słowo „choroba” i w miarę możności (w miarę nie
sięgającej absurdu możności) wszystkie jego formy poboczne czy synonimiczne.
Niestety, wykluczenie się nie powiodło” – pisze Pilch, a czytelnik wie
doskonale, w którym miejscu fragment ten należy czytać z przymrużeniem oka.
Autor, komentując wątki mortualne, a i samemu popadając w tony pesymistyczne, wszechogarniającą
ciemność rozświetla wszak zadzierżystością frazy, błyskotliwością ripost i
autoironiczną zgryźliwością.
Owszem, tu i ówdzie strzyka, tu i tam uwiera, za siebie
patrzy się częściej niż w przyszłość (a jeśli w przyszłość, to wiadomo, jakie
tam obrazy), ale wszystko to furda, bo przecież ciemność ciemnością, ale co
chwila zapiski z „Drugiego dziennika” wyrywają się ku światłu i ku życiu. A to
trzeba skomentować niefortunną wypowiedź polityka, a to przytrzeć nosa temu i
owemu, a to dopisać kolejny rozdział do wiślańskiej historii Czyżów i Kubiców.
Jakaż intensywność w całym tym wycofaniu! I jakież zawijasy!
Jerzy Pilch
„Drugi dziennik”
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013(tekst ukazał się pierwotnie w "Chimerze")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz