„Takiego traktatu młody człowiek nie napisze” – słowa Miłosza
otwierające jego „Traktat teologiczny” pasują jak ulał do późnej twórczości
Wiesława Myśliwskiego. A zwłaszcza do jego niezwykle mądrej i niezwykle
gorzkiej najnowszej powieści „Ostatnie rozdanie”.
Wiesław Myśliwski już w
debiutanckim „Nagim sadzie” z roku 1967 dał się poznać jako wnikliwy obserwator
ludzkiej psychiki, a później z powieści na powieść umacniał swoją pozycję
znawcy ludzkiej duszy, a zarazem mistrzowskiego opowiadacza. Swoją rangę
potwierdził przede wszystkim „Kamieniem na kamieniu” (1984), zaś apogeum
stylistycznego i narracyjnego kunsztu, który idzie w parze z życiową mądrością
opowiadanych historii, udało mu się osiągnąć w „Widnokręgu” (1996) i „Traktacie
o łuskaniu fasoli” (2006). Doświadczenie Myśliwskiego, jednego z niewielu
„starych mistrzów” polskiej prozy i specjalisty od wielkich powieści, pozwala
mu z łatwością łączyć filozoficzne i metafizyczne spojrzenie na całość ludzkiej
egzystencji z zajmującą fabułą, ujmowaną zazwyczaj w kształt suto
inkrustowanego anegdotami gawędziarskiego monologu.
Podawana w niewymuszony sposób życiowa mądrość oraz
fabularna atrakcyjność to również główne cechy „Ostatniego rozdania”, powieści,
w której po raz kolejny Myśliwski mierzy się z ludzkim losem. Jej bohaterem
jest bezimienny mężczyzna, mniej więcej 60-70 letni, który dokonuje
podsumowania swojego życia. Nie wiemy o nim wiele – pochodzi z małego
miasteczka, gdzie wychowywał się pod opieką matki, i skąd wyjechał do stolicy
na studia. Po scysji z profesorem zrezygnował z ASP, gdzie studiował malarstwo,
przez chwilę zaczepił się na psychologii, by w końcu wrócić w rodzinne strony i
terminować u krawca oraz masarza. Wyjechawszy z miasteczka zajął się
tajemniczymi interesami, na których się wzbogacił. Myśliwski nieprzypadkowo
skąpi czytelnikowi informacji o bohaterze, czyniąc zeń w ten sposób everymana –
człowieka zwyczajnego, ani mądrego, ani głupiego, ani dobrego, ani złego. W
młodości kochał z wzajemnością Marię, córkę sędziego, lecz dość szybko z nią
zerwał. Od tamtej pory utrzymywał przelotne znajomości z wieloma kobietami,
jednak żadnej nie traktował poważnie. Podobnie jak wielu swoich zatrudnień i
znajomych. W ten niezobowiązujący sposób prześliznął się przez całe życie –
uświadamia mu to notes, w którym przez wiele lat gromadził adresy i telefony
ludzi, z którymi zetknął go los. Jest ich dużo, lecz w ostatecznym rozrachunku
okaże się, że bliskiej więzi nie zadzierzgnął z nikim. Notes, który miał być
dla niego świadectwem jego bogatego życia, okazał się świadkować jego
samotności. „Mając to życie już za sobą, mógłbym z większą rozwagą, nie
szczędząc czasu, pomyśleć o każdym z tych imion, nazwisk, adresów, telefonów” –
to stała mantra bohatera, który porządkowanie notesu wciąż odkłada w czasie,
wiedząc, że zbilansuje to ujemnie historię jego życia.
Zasiadając do porządkowania notesu, główny bohater łapie się na
tym, że jego zamierzenia nie przemieniły się w sukcesy – ilość zanotowanych
kontaktów nie przełożyła się na towarzyskie ani zawodowe bogactwo, zaś
alfabetyczny porządek nie uczynił porządku w życiorysie. Spoglądając wstecz,
bohater Myśliwskiego nie poddaje się żadnemu rygorowi – ani chronologicznemu,
ani przyczynowo-skutkowemu. Jego wspomnienia są kapryśne niczym ludzka pamięć.
Jedno jest pewne i zgodne z (a)logiką pamięci – najbardziej wyraziście widzi
się to, co najbardziej odległe w czasie. Stąd najwięcej miejsca we
wspomnieniach bohatera zajmują czasy młodości – studiów, terminowania u krawca,
karcianych rozgrywek z szewcem. Myśliwski zdaje się przy okazji wycieczek w
przeszłość oddawać hołd dawnym czasom, gdy „fach w rękach” oznaczał życiową
stabilność i szacunek wśród ludzi. Stąd krawieccy, szewscy, masarscy czy
ślusarscy majstrowie urastają w „Ostatnim rozdaniu” do rangi niemalże wyroczni,
mistrzów życia. I to właśnie oni, te wszystkie pozornie mało znaczące osoby,
które przypomina sobie główny bohater, w ostatecznym rozrachunku grają w tej
historii pierwsze skrzypce. Bohater-narrator jest w istocie jedynie elementem,
który łączy ich opowieści, to oni objaśniają mu świat, to oni, w swoich
epizodycznych rozbłyskach, zaświadczają o jego życiu. Życiu przegranym, bo choć
odgórnie zaprogramowanym na sukces, skazanym na porażkę i pustkę. „Jedynie ten
notes podtrzymywał jeszcze we mnie jakie takie poczucie stałości w świecie, którego
rytm wyznaczają już tylko konwulsje, co objawia się choćby w naszych ciągłych
niepewnościach, nerwicach, depresjach, w obumieraniu w nas instynktu przywiązania,
że uwierają nas już wszelkie związki, a jednocześnie nie umiemy sobie poradzić
z naszą samotnością” – mówi bohater, któremu grunt usuwa się spod nóg, a
poczucie pewności, poświadczone litanią nazwisk w notesie, zamienia się w
mrzonkę.
Bohater przegrał swoje życie – nazwiska z notesu, które finalnie
okazują się jedynie nic nieznaczącym ciągiem liter, czekiem bez pokrycia,
dobitnie zaświadczają o jego wewnętrznej pustce. O tej przegranej z całą mocą
zaświadczają też listy od Marii, które wzgardzona dziewczyna słała doń przez całe życie. Ta
jednostronna korespondencja układa się w historię miłości tak ogromnej i
rozpaczliwej, że aż niemożliwej do zrealizowania Odrzucając miłość Marii,
bohater dokonał jednego z tysięcy życiowych wyborów – jak większość jego
kroków, był to krok nierozważny. O tym jednak dowiaduje się dopiero u kresu
życiowej podróży – „Trzeba widocznie
przeżyć całe życie, aby się dowiedzieć, czym ono jest”. Zależność między ślepym
przypadkiem a świadomym wyborem to stały motyw twórczości Myśliwskiego, przewijający
się w jego wcześniejszych powieściach. W „Ostatnim rozdaniu” został on
wzmocniony poprzez ostateczność wyznań – bohater dokonuje wszak życiowych
rozliczeń przygotowując się na ostateczną rozgrywkę, tytułowe ostatnie
rozdanie. Bergmanowski pojedynek szachowy ze śmiercią – wzmiankowany na kartach
powieści – zostaje zastąpiony tutaj symboliczną rozgrywką karcianą, w której
przeciwnikiem jest los, życie, pamięć. Bohater najnowszej powieści Myśliwskiego
w tym pojedynku jedynie blefował. A może nie wiedział, o jaką gra stawkę.
Najważniejsze jest bowiem, „abyśmy wiedzieli, o co gramy, i chcieli tego
chcieć. To umiejętność najtrudniejsza. O wiele trudniejsza niż żyć”.
Zmuszająca do zadania sobie pytań najważniejszych powieść
Myśliwskiego jest dziełem totalnym, które – bez zbędnego moralizatorstwa –
przekazuje podstawowe prawdy o ludzkiej egzystencji. To powieść żywa, życiowa i
ożywcza. Jest to również filozoficzna summa wiedzy o człowieku (niezwykle
gorzka – trzeba dodać). Ale też „Ostatnie rozdanie” jest summą
literackich doświadczeń Myśliwskiego. Autor „Widnokręgu” nadał najnowszej
powieści formę gawędziarskiego w tonie monologu głównego bohatera, który
opowiada w nim o całości życiowego doświadczenia. W twórczości tego autora nie
jest to niczym nowym, albowiem większość powieści Myśliwskiego ma taką właśnie
strukturę – to jednostkowe narracje o ponadjednostkowym, uniwersalnym
charakterze, egzystencjalne przypowieści o ludzkim losie. Jednakże poza tym, że
„Ostatnie rozdanie” powtarza z grubsza ten schemat, Myśliwski idzie o krok
dalej, pozwalając sobie na autocytaty, nawiązania i przetworzenia – z
debiutanckiego „Nagiego sadu” bierze motyw miłości synowskiej (nieobecność ojca
jest w „Ostatnim rozdaniu” znacząca; rolę życiowego przewodnika w „Ostatnim
rozdaniu” odgrywa matka), w epizodycznej
opowieści jednego z drugoplanowych bohaterów pojawiają się fabularne
rozwiązania z powieściowego „Pałacu” i z dramatu „Klucznik”. Natomiast fragmentaryczność i epizodyczność fabuły
najnowszej powieści Mysliwskiego przypomina konstrukcję „Widnokręgu”, gdzie
głównym bohaterem jest ludzka pamięć – kapryśna, meandryczna, achronologiczna.
Na tym nie koniec – bezimienny bohater jest ponadto, pod względem
charakterologicznym, bliźniakiem Szymka Pietruszki z „Kamienia na kamieniu”, a
snuta przez niego opowieść przypomina w wielu aspektach sprawozdanie z życia,
które zdaje przed przypadkowym słuchaczem protagonista „Traktatu o łuskaniu
fasoli”. Można oczywiście powiedzieć, że wszystkie te podobieństwa nie są
szczególnie znaczące – Myśliwski jest przecież pisarzem jednego tematu – którym
jest, bagatela, wielowymiarowość ludzkiego żywota – i jako taki nie ucieknie od
pewnych zbieżności w sposobie prowadzenia narracji. Wydaje się jednak, że
chodzi o coś więcej – o, sugerowaną już w tytule, predylekcję do swoistych
podsumowań. Czyżby „Ostatnim rozdaniem” Myśliwski umyślnie podsumowywał swoją
twórczość? Czyżby świadome urwanie narracji w ostatnim, „niedokończonym”
rozdziale, było zaproszeniem czytelnika do snucia dalszego ciągu opowieści na
własną rękę (nie tylko opowieści z tej książki, ale opowieści w sensie znacznie
szerszym, ogólnym)? Czyżby „Ostatnie rozdanie” wreszcie – poświęcone przecież
porządkowaniu pamięci przed śmiercią – było nieskończone, ponieważ nieskończona
jest ludzka pamięć? Bohater „Ostatniego rozdania” mówi w pewnym momencie: „Nie
rozumiałem wtedy, że są takie obrazy, książki, dzieła muzyczne, które nie pozwalają
się dokończyć, którym jakby nie był pisany koniec. Także my, którzy na nie
patrzymy, czytamy, słuchamy, nie oczekujemy od nich końca, jako że wszystko na
tym świecie zamierzone jest na wieczność, również nasze oczekiwania. Może
wszystkiemu, co istniało, istnieje, istnieć będzie, z natury przypisany jest
stan niedokończenia, włącznie z wszechświatem. I gdyby nie śmierć, nie
wiedzielibyśmy, że coś takiego jak koniec jest możliwe”. Piękna konkluzja,
jakże adekwatna do niedokończonego „Ostatniego rozdania”. Po takim urwanym
zakończeniu czytelnikowi pozostaje jednak ogromny niedosyt. Chciałby jeszcze –
i dalszego ciągu tej powieści, i następnych książek spod pióra mistrza
klasycznej narracji. Myśliwski postawił swoich czytelników pod murem – niczym
powieściowy szewc Mateja, stały kompan bohatera przy grze w karty, są oni
skłonni dopłacić autorowi, byle tylko ten „nie odchodził od gry”. Wszak – jak
mówi za Proustem inny z bohaterów – „Bóg chce, aby istniało
trochę dobrze napisanych książek”. Może więc jeszcze choć jedna, panie
Wiesławie?
Wiesław Myśliwski
„Ostatnie rozdanie”
Znak, Kraków 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Nowych Książkach")
„Ostatnie rozdanie”
Znak, Kraków 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Nowych Książkach")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz