Objąć spojrzeniem całość literatury to zadanie niemożliwe. Należy
skupić się na jej wycinku, najlepiej w miarę reprezentatywnym. Tak właśnie
czyni Dariusz Nowacki, który w zbiorze szkiców „Ukosem” wykonuje na polskiej
prozie współczesnej „cięcie po przekątnej”.
Z punktu widzenia frazeologii
„ukosem”, choć zbieżne z wyrażeniem „z ukosa”, nie jest z nim tożsame
znaczeniowo. Dariusz Nowacki, nadając taki tytuł zbiorowi szkiców o polskiej
prozie, doskonale wychwycił to minimalne przesunięcie, które otwiera pole do
interpretacyjnych dywagacji. Teksty Nowackiego, momentami kąśliwe, nie są nigdy
niechętne ani złośliwe – śląski krytyk nie spogląda na literaturę z ukosa,
nawet jeśli poszczególne dzieła nie zachęcają go do wystawiania im pozytywnych
opinii. „Ukośne” spojrzenie Nowackiego oznacza raczej spojrzenie po przekątnej,
rzadko stosowane w krytyce, czy raczej – trzymając się terminu proponowanego
przez Joannę Orską – w pop-krytyce, która specjalizuje się w spojrzeniu
preferującym podział „podłużny”. Ten sposób oglądu, gremialnie podchwycony
przez recenzentów wysokonakładowych pism, zakłada hołdowanie nader prostym,
zero-jedynkowym rozróżnieniom – literatura może być dobra lub zła, autorzy
popularni bądź niszowi, zaś książki żywo komentowane lub przemilczane. Kurczowe
trzymanie się tych tez i dokonywanie jedynie bezpiecznych (bo powtarzanych
przez większość), koniunkturalnych rozpoznań znacznie zawęża postrzeganie
całościowego obrazu literatury. Jeśli pop-krytycy – porzućmy na chwilę metaforę
postrzeżeniową na rzecz chirurgicznej – stosują naskórkowe cięcie podłużne, to
Nowacki zanurza swój krytyczny skalpel głęboko, tnie na ukos, przecinając
aorty. To coś więcej niż powierzchowny zabieg, to skomplikowana operacja na
żywym organizmie, którą Nowacki wykonuje z chirurgiczną precyzją. Radykalne
cięcie nie oznacza przy tym wywrotowych przewartościowań – gest krytyka należy
raczej rozpatrywać jako chęć ukazania skomplikowanych procesów, które zachodzą
w najnowszej polskiej prozie. Jest to bowiem organizm złożony, wymykający się
jednoznacznym klasyfikacjom, niejednorodny, targany wewnętrznymi
sprzecznościami. Ukośne spojrzenie – czy też cięcie – pozwala Nowackiemu w
pełni je dostrzec i zrozumieć.
„Ukosem” nieprzypadkowo chyba
otwiera szkic poświęcony twórczości Szczepana Twardocha. Autor fetowanej
„Morfiny” jest bowiem najlepszym przykładem na to, że powierzchowne spojrzenie
krytyczne, uwikłane w sieć schematycznych sposobów lektury, jest nie tylko
nieuprawnione, ale przede wszystkim bezużyteczne w kontakcie z prozą, która na
przestrzeni siedmiu zaledwie lat przeszła ogromne przeobrażenia. Chodzi tu nie
tylko o łatwy do zaobserwowania progres warsztatowy, który zaowocował
transferem Twardocha z getta literatury fantastycznej do mainstreamowego
panteonu, ale przede wszystkim o zawartość ideologiczną powieści i opowiadań
tego autora. Nowackiego na szczęście specjalnie nie zajmuje polityczny spór o
Twardocha, który nazywa „sztucznie rozdmuchanym, publicystycznie
wyolbrzymionym”. Szeroko komentowana przez prawicowe media „ideologiczna
zdrada” pisarza (za taką uważa się porzucenie „Frondy” na rzecz „Polityki”)
jest dla Nowackiego jedynie anegdotycznym punktem wyjścia do drobiazgowej
analizy pisarskiej ewolucji Twardocha. Szkic poświęcony prozie Twardocha umieszcza
Nowacki w rozdziale „Przekroje”, w którym krytycznemu oglądowi poddaje całość
dzieła pięciu pisarzy (poza Twardochem – Wojciech Chmielewski, Piotr Ibrahim
Kalwas, Michał Witkowski, Radosław Kobierski). Ze wspomnianej piątki autorów
jedynie Twardochowi i Witkowskiemu udało się na dłużej zaskarbić uwagę
czytelników. Pierwszy z nich osiągnął to przy pomocy wyraźnego wzrostu formy,
drugi – dzięki przeskoczeniu wysoko zawieszonej poprzeczki. Po odkrywczym i
brawurowym „Lubiewie” Witkowski zaproponował dwie równie frapujące powieści
(obie, „Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej” i „Margot”, pozostają –
zdaniem Nowackiego – wciąż niedostatecznie
zinterpretowane), zaś trzecią, bestsellerowym „Drwalem”, dokonał rzeczy niemal
niemożliwej – pogodził czytelników czekających na dalszy ciąg „Lubiewa” z
fanami kryminału, a jednocześnie pozostał wierny swojemu stylowi, lokującemu
jego twórczość mimo wszystko w rejonach literatury artystycznej. To, co udało
się Witkowskiemu, nie stało się udziałem pozostałej trójki. Chmielewski, po
wydaniu dwóch dobrze przyjętych tomów opowiadań, nie przeszedł pozytywnie próby
powieści, Kalwas z każdą kolejną książką powtarzał w coraz mniej odkrywczy
sposób inkantacje islamskiego konwertyty, natomiast Kobierskiemu, cenionemu wszak
za finezję językową i zdolność wskrzeszania minionych czasów, krytyk zadaje
odważne pytanie: „Po co to wszystko?”. Przekrojowy charakter szkiców pozwolił
Nowackiemu nie tylko w pełni dostrzec specyfikę stylu danego autora i
drobiazgowo prześledzić jego drogę twórczą, ale też pomógł zwrócić uwagę na
mechanizmy warunkujące stałą obecność na literackim rynku, co dopełnia te
świetne teksty krytyczne elementami analizy socjologiczno-literackiej.
Na tym tle teksty pomieszczone w
rozdziale zatytułowanym „Zbliżenia”, które dotyczą konkretnych utworów kolejnej
piątki pisarzy – Kazimierz Orłoś, Zbigniew Masternak, Jerzy Franczak, Sławomir
Shuty, Krzysztof Varga – jawią się, choćby poprzez swoją skromniejszą objętość,
jako pisane z mniejszym zapałem krytycznym (choć i w nich Nowacki przejawia
predylekcję do spojrzenia kontekstowego). Nie brakuje jednak w tych szkicach
wyrazistości sądów – „Ruchy” Shutego zostały opisane jako dzieło przekraczające
granicę odporności czytelnika, zaś w cyklu powieściowym Masternaka Nowacki
widzi „grafomańską determinantę”. Prawdziwe narzekania pojawiają się jednak w
rozdziale trzecim, poświęconym ciekawemu zagadnieniu powrotów literackich. Na
przykładzie spóźnionych premier lub ponownych wydań utworów Donata Kirscha,
Krzysztofa Niemczyka, Tadeusza Olszewskiego, Ireneusza Iredyńskiego, Janusza A.
Zajdla i Michała K. Pawlikowskiego Nowacki (re)definiuje pojęcie pisarza
zapomnianego. Wnioski nie są – zwłaszcza dla historyków literatury – budujące.
Okazuje się bowiem, że niegdysiejsi pupilkowie czytelników oraz autorzy, którzy
w odpowiednim czasie z różnych powodów nie doczekali się publikacji, przepadają
z kretesem (nie jest to, rzecz jasna, paradygmat, a jedynie opinia wysnuta na
bazie przytoczonych przez Nowackiego przykładów). Trudno powiedzieć, czy stoi
za tym odmienna koniunktura, czy może zbyt wygórowane oczekiwania. Jedno jest
pewne, jak twierdzi Nowacki – dziś czyta się zapomnianych pisarzy bez drżenia
serca, że oto odkrywamy dzieło, które zweryfikuje literackie hierarchie i
wprowadzi korekty do literackich podręczników. Wręcz przeciwnie – wymuszone
powroty są w dużej mierze efektem starań garstki admiratorów, co niestety widać
– książki te, edytorsko niechlujne, ukazują się najczęściej w małych oficynach.
Sprawiedliwość dziejowa nie ma tu nic do rzeczy.
Zbiór błyskotliwych szkiców
Nowackiego, dokumentujących jedynie wycinek polskiej literatury XXI wieku (książki
opisywane w ostatnim rozdziale, choć metrykalnie wcześniejsze, ukazały się
także po 2001 roku), nie ma pretensji monograficznych i jako taki nie jest
raportem o stanie polskiej prozy. Jest to zaledwie – czy może „aż” – rzut oka
na współczesne trendy literackie, uważne spojrzenie na przekrój dzisiejszej
prozy, jakże zróżnicowanej pod względem gatunkowym czy ideologicznym. Jeden z
wielu możliwych przekrojów.
Dariusz Nowacki
"Ukosem. Szkice o prozie"
Biblioteka "Opcji", Katowice 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Nowych Książkach")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz