Biografia Gałczyńskiego autorstwa
Anny Arno jest książką pisaną przez osobę wyraźnie zauroczoną przedmiotem
swoich badań.
Jak zapamiętaliśmy Gałczyńskiego?
Przede wszystkim jako „zielonego Konstantego” piszącego czułe wiersze do
ukochanej „srebrnej Natalii” oraz jako autora „Zaczarowanej dorożki”, „Listów z
fiołkiem” czy „Teatrzyku Zielona Gęś”. Być może także jako mistrza absurdu
publikującego genialne humoreski w „Przekroju” w najlepszych latach tego
tygodnika lub jako bon vivanta z Małej Ziemiańskiej. A przecież jest także
druga twarz Gałczyńskiego – bawidamka zdradzającego ukochaną żonę, bywalca
knajp popadającego w nałóg alkoholowy, artysty bezpardonowo atakującego kolegów
po piórze, poety płynącego na falach ustroju (przed wojną współpracował z
faszyzującym pismem „Prosto z Mostu”, po wojnie tworzył socrealistyczne agitki
i opisywał „ból nasz wielki po wielkim Stalinie”). A to zaledwie fragment mniej
lirycznego oblicza autora „Wierszy z Prania”. Jak to się zatem stało, że
zapominamy o ciemnej stronie charakteru Gałczyńskiego, który sam pisał, że jest
„poetą-alkoholikiem” i „psem na forsę”, a napis „niebezpieczny poeta” umieścił
na wizytówce? To proste – Gałczyński upoetyzował swoje życie, uczynił z niego
barwną legendę, którą zauroczył swoich czytelników. A także – jak się okazuje –
biografów.
Książka Anny Arno jest, co trzeba
podkreślić z całą mocą, biografią kompetentną, wręcz drobiazgową, niezwykle
bogatą pod względem zgromadzonych świadectw i opasłą bibliograficznie. Nie
spełnia jednak zapowiedzi danej w tytule i powtórzonej w przedmowie, gdzie Arno
przypomina o dwulicowości swojego bohatera. Cóż z tego, skoro, gdy tylko
dociera w swojej opowieści do momentów, gdy nad Gałczyńskim zbierają się czarne
chmury, ucieka w anegdotyczność, zamiast starać się w obiektywny sposób osądzić
dyskusyjne wybory artysty. Nie może być jednak inaczej, gdy próbuje się
tłumaczyć biografię poety przy pomocy jego wierszy. A to właśnie czyni Arno,
obficie cytując wiersze Gałczyńskiego, które wszak są raczej uroczą blagą niż nadają
się na rzeczowy komentarz. W ten właśnie sposób Arno powiela stereotyp oglądu
ogromnie nieoczywistej postaci poprzez pryzmat poetyckiego konstruktu –
zielonego Konstantego. A przecież na tej soczystej zieleni często pojawiały się
ciemne plamy. Autorka książki, która ma ambicje ukazania – jak głosi napis na
okładce – „wszystkich twarzy Gałczyńskiego”, nie powinna tak łatwo ulegać magii
jego wierszy. Ale bądźmy szczerzy – kto z nas jej nie ulega?
Anna Arno
"Konstanty Ildefons Gałczyński.
Niebezpieczny poeta"
Znak, Kraków 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Polityce")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz