Ziemowit Szczerek w swojej książce o Ukrainie łączy schemat powieści
drogi z reportażem spod znaku gonzo.
Czym jest powieść drogi, wiadomo
choćby dzięki bitnikom i ich rajdom po Ameryce. Gonzo to również wynalazek
amerykański – jego prekursorem był Hunter S. Thompson, autor kultowej książki
„Lęk i odraza w Las Vegas”, którą Terry Gilliam przeniósł na ekran jako „Las
Vegas Parano”. Rzecz miała być reportażem, ale stała się raczej zapisem
narkotykowego tripu ujętego w ramy podróży przez Amerykę. Szczerek w swojej
książce podmienił scenografię, zastępując amerykańskie bezdroże ukraińskim
stepem, ale całej reszcie pozostał wierny. „W gonzo jest gorzała, są szlugi, są
panienki. Są wulgaryzmy” – wylicza. I stosuje się skrupulatnie do tych zasad, opisując
Ukrainę, od Użhorodu po Dniepropietrowsk, w sposób czysto gonzowski, a więc drapieżnie,
ironicznie i subiektywnie. W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że daje
czytelnikowi to, czego ten chce się po Ukrainie spodziewać. A mianowicie – daje
mu czernuchę. Daje mu piekielnie mocny koktajl o nazwie Ukraina Parano.
Każdy, kto choć raz był na
Ukrainie wie, że Szczerek nie zmyśla, pisząc o wielbłądach w autobusie czy
drzwiach od Kamaza zamiast furtki. Ale stężenie „lokalnego hardkoru” przekracza
w „Mordorze” dopuszczalne normy. To nieprzypadkowa strategia – autor wykpiwa
bowiem w ten sposób polskie spojrzenie na Ukrainę, boleśnie jednowymiarowe i ufundowane
na haniebnym poczuciu wyższości osoby, która nagle odkryła, że inni mają
jeszcze gorzej. Szczerek bezlitośnie obnaża obłudę polskich turystów, którzy
tłumnie odwiedzając Ukrainę, mają na ustach patriotyczno-kulturowe frazesy (Schulzowski
Drohobycz, Orlęta Lwowskie), a w istocie pielgrzymują na Wschód, by uleczyć
swoje kompleksy. „Przyjeżdżałeś tu jak do zoo?” – z wyrzutem pyta bohatera
jeden z Ukraińców i pytanie to długo jeszcze wybrzmiewa złowieszczym echem.
Książka Szczerka, przy całym
swoim „tarantinowskim” luzie, ma charakter ekspiacyjny – mądrze obnaża nasze postkolonialne przywary
i nakłania do zrewidowania poglądów. A że nie jest to reportaż pisany jak
„mistrz Ryszard” przykazał? Cóż, takie są uroki gonzo – stylu, który jak ulał
pasuje do fascynującej ukraińskiej nieoczywistości.
Ziemowit Szczerek
"Przyjdzie Mordor i nas zje"
Korporacja Ha!art, Kraków 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Polityce")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz