środa, 11 września 2013

TYDZIEŃ ŻYWEGO TRUPA (SZEŚĆ LAT PÓŹNIEJ) - Ignacy Karpowicz "Cud"


Ignacy Karpowicz po opublikowaniu nominowanej do Paszportów Polityki debiutanckiej powieści „Niehalo” (2006) poszedł za ciosem i już rok później do księgarń trafiła jego druga  powieść zatytułowana „Cud”. Czytelnicy i krytycy, którzy zachwycili się nowatorskim stylem Karpowicza z jego debiutu, po lekturze „Cudu” zacierali z radością ręce. Oto bowiem wydarzył się cud prawdziwy, a nie mniemany – w osobie Ignacego Karpowicza pojawił się autor wyrazisty, który wpuścił sporo świeżego powietrza na nieco zatęchłą rodzimą scenę literacką. 

Na czym polega unikalność prozy Karpowicza? Bazując na opisie współczesnej rzeczywistości potrafi on (w odróżnieniu od wielu jego rówieśników) wznieść się na wyższy poziom, na którym owa rzeczywistość w zabawny i jednocześnie inteligentny sposób zostaje odrealniona. Karpowicz doskonale potrafi dać bolesny obraz polskiej codzienności, aby za chwilę wywrócić go na nice, a całą opowieść przesunąć w stronę groteski. Tak było w powieści "Niehalo", w której sfrustrowany student zamiast – jak radzą standardy tworzenia prozy zaangażowanej – w dosadny sposób wykrzyczeć swoje niedopasowanie społeczne, przenosi się w prowincjonalną rzeczywistość halucynacyjno-wirtualną. W groteskowo zdeformowanym świecie, w którym Białystok zmienia się w coś w rodzaju Matrixa, rozmawia z pomnikiem Piłsudskiego i Popiełuszki oraz prowadzi lud na barykady. Wadzenie się z fanfaronadą bogoojczyźnianego etosu narodowego skonfrontowane zostało z ironicznym (a jednocześnie wymalowanym w czarnych barwach) spojrzeniem w polską przyszłość, całość opowieści została zaś poprowadzona lekko i z fantazją. Czasem zbyt dużą – niektóre wątki „Niehalo” nieco się rozjeżdżają i momentami może się wydawać, że powieści tej brak spójności. Ale i tak był to jeden z najważniejszych debiutów powieściowych pierwszej dekady XXI wieku.

„Cud” to krok naprzód. Nie ma już tutaj narracyjnych niedociągnięć i typowej dla debiutanta fabularnej wszystkożerności. Historia jest klarowna i wyrazista, ale nie traci przy tym nic z typowej dla Karpowicza fantasmagorycznej wizyjności. W "Cudzie" już od pierwszej strony świat staje na głowie, a opowieść musi się obejść bez głównego bohatera, który umiera potrącony przez samochód. Tyle tylko, że ciało denata wykazuje właściwości, które nie przystoją zwykłemu trupowi – zachowuje stałą temperaturę ciała i nie podlega rozkładowi. Co więcej – zasadniczo wpływa na losy kolejnych osób, które mają z nim kontakt, zwłaszcza zakochanej w nim Anny. 

Karpowicz po raz kolejny odwraca schematy powieściowe – martwy bohater "Cudu" nie chce rozstać się z tym światem, a jak najbardziej żywe wirujące wokół niego postaci okazują się być emocjonalnymi trupami. Ta makabreska jest nadzwyczaj ciekawa nie tylko dzięki znakomitemu humorowi sytuacyjnemu, ale też dzięki maestrii językowej oraz świadomym zabiegom formalnym (mnożenie wątków, bawienie się literackimi konwencjami, żonglerka stylami, piramidalne wtrącenia). "Cud" jest bezsprzecznie książką zabawną i bezpretensjonalną, ale nie naskórkową. Pod warstwą komizmu kryje się bowiem między innymi krytyka poszczególnych grup społecznych, które z tytułowego cudu pragną wyciągnąć dla siebie jak najwięcej korzyści. Jest również "Cud" celnym portretem psychologicznym pewnej zbiorowości – dobrze usytuowanych trzydziestolatków, których przygnała do Warszawy chęć osiągnięcia życiowego sukcesu. 

Obecnie ukazuje się drugie wydanie „Cudu”, w którym autor dokonał niewielkich zmian. Najważniejszą z nich jest inne zakończenie – symboliczną opisowość i pewną otwartość pierwszej wersji Karpowicz zastąpił dobitną scenką, która w zdecydowany sposób domyka (dosłownie) historię Mikołaja i Anny, nie dając żadnej szansy na happy end i zwycięstwo absurdu. Można tę zmianę odczytywać teraz – sześć lat od pierwszego wydania – jako zwiastun istotnych przemian, które zaszły w twórczości Karpowicza. Finałowy powrót do stanu normalności odpowiada kierunkowi, który autor „Cudu” obrał w kolejnych powieściach – począwszy od ultrapoważnych „Gestów” tonacja groteskowa schodzi w nich na plan dalszy, a wyolbrzymiona zostaje warstwa realistyczna. Karpowicz, czego przykładem są choćby tegoroczne „ości”, stał się znienacka jednym z najbardziej przenikliwych obserwatorów i komentatorów rzeczywistości społecznej, którą opisuje z epickim rozmachem. Próbkę umiejętności diagnozy węzłowych problemów społeczeństwa dał już – kamuflując go mocno atmosferą groteskowości – chociażby w „Cudzie”, gdzie, niejako na marginesie głównej akcji, pojawia się przecież próba opisu figury społecznej nazywanej dziś mianem „słoika”.

Obecnie Karpowicz nieco przesunął w swojej twórczości akcenty i więcej uwagi poświęca realistycznemu opisowi i socjologicznej analizie. Ale na szczęście nie zrezygnował z szaleństwa, które znamionowało jego wczesne powieści. Gatunkowe wymieszanie obu konwencji, które stało się specjalnością Karpowicza, przyniosło mu zasłużony sukces. Warto sięgnąć ponownie po „Cud” i przypomnieć sobie, w jaki sposób krystalizował się styl jednego z najciekawszych polskich powieściopisarzy.  

Ignacy Karpowicz
"Cud" (wydanie II, zmienione)
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz